Kiedy teściowa przychodzi na złośliwą wizytę, Lena…

newsempire24.com 1 tydzień temu

Halina nie mogła się uspokoić. Zasnęła na jej rękach mała Zosia, ale ona wciąż tkwiła przy oknie.
Już godzinę spędziła, wyglądając na podwórko.
Parę godzin temu jej ukochany mąż Marek wrócił z pracy. Halina była w kuchni, on jednak nie wstąpił. Gdy weszła do pokoju, zobaczyła jak pakuje walizkę.
– Gdzie się wybierasz? – spytała zaskoczona.
– Odchodzę. Opuszczam cię dla innej.
– Marku, żartujesz? Kłopoty w pracy i wyjazd służbowy?
– Czego nie rozumiesz? Masz mnie dość. W głowie masz tylko Zosię, mnie nie widzisz, o siebie nie dbasz.
– Nie krzycz, Zosię obudzisz.
– Proszę! Znowu tylko o niej myślisz! Twój facet cię zostawia, a ty…
– Prawdziwy facet nie porzuciłby żony z maleństwem – cicho odparła Halina i wyszła do córeczki.
Znała charakter męża. Gdyby teraz podjęła kłótnię, zaczęłaby się awantura. Łzy już kręciły się w oczach, nie miała zamiaru mu ich pokazać. Wzięła Zosię z łóżeczka i poszła do kuchni. Marek tam nie zajrzy, nic swojego nie zostawił.
Widziała przez okno, jak wsiadł do samochodu i odjechał. choćby się nie obejrzał, podczas gdy Halina nie mogła oderwać się od szyby. Może się łudziła, iż samochód zaraz się pojawi, a Marek powie, iż to był głupi żart. Nic takiego się nie stało.
Nie spała całą noc. Zadzwonić do kogoś z żalem – nie miała do kogo. Matka nie interesowała się nią od lat. Cieszyła się z zamążpójścia córki, praktycznie o niej zapominając. Wydawało się, iż pani Irena miała tylko jedno dziecko – młodszego brata Haliny. Były przyjaciółki, ale też zapracowane mamy. Pewnie teraz odpoczywają. I jak niby miałyby pomóc?
Zasnęła nad ranem. Spróbowała dzwonić do Marka, ale odrzucił połączenie i kazał jej w esemesie, by więcej nie niepokoiła.
Wtedy Zosia zaczęła marudzić i Halina podeszła do niej. Nie może się załamywać. Odszedł, trudno. Ma córeczkę, o którą musi zadbać. Trzeba myśleć o przyszłości.
Z przerażeniem sprawdziła dostępne pieniądze – w portfelu i na karcie. choćby gdyby opóźnić czynsz o pięć dni do wypłaty zasiłku, wciąż by nie wystarczyło. Trzeba coś jeść. Pracować zdalnie? Marek zabrał swój laptop.
Miała jeszcze dwa tygodnie opłaconego mieszkania na znalezienie rozwiązania. Musiała działała szybko.
Lecz gdy obdzwoniła znajomych, zrozumiała bezradność. Nikt nie zatrudni jej matki z niemowlęciem. choćby przy myciu podłóg trzeba zostawić Zosię z kimś na godzinę, dwie. Takiej osoby nie było. Zmiana mieszkania też nie pomoże. Wynajmowali już tanio. Wyjście jedno: iść do rodziców. Jednak ona zawitała z życiem rodzonym za późno, brat zaś ożenił się wcześnie. Mieszkał z matką i swoją rodziną – rosła dwójka bliźniąt. Dwupokojowe mieszkanie – pięć osób, a jeżeli ona z Zosią dołączą, jak się pomieszczą?
Halina poinformowała właścicielkę o wyprowadzce pod koniec opłaty. Była bezradna. Tak, mogła wynająć pokój w akademiku, choćby oglądała oferty. Ale sąsiedztwo – boże, broń. Pisała do Marka o pomoc finansową dla córki. On nie odpowiadał. choćby nie czytał. Pewnie dodał do czarnej listy.
Do wyprowadzki zostało pięć dni. Halina zaczęła pakować rzeczy. Wprawdzie kilka miała, ale trzeba czymś zająć głowę. Wtedy zadzwoniono do drzwi.
Otworzyła, stała w osłupieniu. Na progu stała Wanda Bogumiła – jej teściowa.
*Czy miałabym jeszcze większe kłopoty?* – pomyślała Halina, wpuszczając ją.
Relacje z Wandą Bogumiłą zawsze były napięte. Ten typ, gdy ludzie uśmiechają się, a w środku nienawidzą. Jeszcze w dniu poznania przyszła teściowa dała do zrozumienia, iż Halina się jej nie podoba. Jak wiele matek uznała wybór syna za niewłaściwy. Mogło być lepiej. Dlatego Halina stanowczo odmówiła wspólnego mieszkania. Nie przetrwałyby. Poszli na wynajem.
Gdy teściowa odwiedzała, było jak w dowcipach: *”Halinka, ty tu w ogóle ścierasz ten pyłek?”*. Zupy czy bigosu Haliny teściowa nie jadła, mówiąc, iż to dla prosiąt. Gdy Halina zaszła w ciążę, trochę odpuściła. ale gdy urodziła się Zosia, stwierdziła, iż dziecko “nie po ich stronie”, więc Marek powinien sprawdzić ojcostwo.
Dopiero gdy Zosia skończyła pół roku, Wanda Bogumiła zaczęła dostrzegać znajome rysy i czasem brała ją na ręce.
Marek, jak mógł, uspokajał żonę. Mówił, iż matka wychowała go samotnie, stąd taka zazdrosna. Prosił o cierpliwość, bo nie przychodziła często. I choć
Patrząc na tę swoją nieoczekiwaną, ale jakże ukochaną rodzinę, sercem wypełnionym wdzięcznością wiedziała, iż życie mimo burz potrafi obdarzyć najpiękniejszymi, najcenniejszymi niespodziankami.

Idź do oryginalnego materiału