To wszystko wydarzyło się w zeszłe lato, w piątek. Mój mąż Tomek był w pracy, a ja z córką Olą rano wybrałyśmy się na targ po zakupy.
Po powrocie do domu rozpakowałyśmy torby i każda z nas zabrała się za swoje obowiązki – ja gotowałam, Ola sprzątała. I wtedy… nagle z piskiem opon pod domem zajechał samochód.
Wychodzimy na zewnątrz, a tam — moi dalecy krewni z innej miejscowości: kuzynka Bożena z mężem Romkiem i ich piętnastoletnią córką Weroniką. Niezapowiedziani, z bagażami.
Zaprosiłyśmy ich do stołu, podałyśmy herbatę i zapytałyśmy, skąd ten nagły najazd. Bożena z uśmiechem odparła, iż wczoraj miała urodziny i postanowili zrobić nam niespodziankę.
Nie byłyśmy na to przygotowane, a pieniędzy na wystawną kolację też nie miałyśmy. Zadzwoniłam do Tomka, a on zaproponował, iż wieczorem zrobi grilla – miał odłożone mięso na taką okazję. Ucieszyłam się, wróciłam do kuchni i zaczęłam marynować mięso.
Kiedy wyjaśniłam naszym gościom, iż trzeba chwilę poczekać, tylko pokiwali głowami, rozłożyli się na sofie i włączyli telewizor. Zamurowało mnie. Poprosiłam Romka o pomoc przy krojeniu mięsa — powiedział, iż boli go ręka. Bożena rzuciła, iż źle się czuje po podróży i odwróciła się do ekranu.
Z Olą wszystko przygotowałyśmy same. Kiedy Tomek wrócił z pracy, opowiedziałam mu o sytuacji. Był mocno zdziwiony, ale zasiadł z nami do kolacji. Wszyscy jedli w ciszy — Bożena bez pytania sięgnęła po trzy szaszłyki i razem z rodziną rzuciła się na jedzenie, jakby nie jadła od tygodnia.
Po kolacji zapytałam, czy ktoś pomoże przy zmywaniu. Bożena odpowiedziała, iż ma świeży manicure, a Weronika „nie potrafi myć naczyń”. Tomek coraz bardziej się denerwował.
I wtedy nadszedł gwóźdź programu. Podeszli do nas i oświadczyli, iż zostają na noc. Co więcej – iż będą spali w naszej sypialni, bo Romka boli kręgosłup i nie może spać na twardym.
Tomek nie wytrzymał.
— Czy wyście kompletnie powariowali?! To nie jest hotel! Nie jesteśmy waszymi służącymi! Pakujcie się i wynocha z mojego domu! — krzyknął.
Zaniemówiłam. Krewni w pośpiechu wybiegli z domu, wskoczyli do swojego zdezelowanego auta i odjechali z piskiem opon. Tomek chciał jeszcze za nimi wybiec, ale udało mi się go powstrzymać.
I tak zakończyła się ta rodzinna „wizytacja”.
A wy jak sądzicie — czy Tomek przesadził, czy jednak dobrze zrobił?