Kiedy ona płaciła, on czekał na zewnątrz.

newsempire24.com 1 dzień temu

Gdy Kasia płaciła za zakupy, Wojtek stał z boku. A kiedy zaczęła pakować je do reklamówek, w ogóle wyszedł na zewnątrz. Kasia opuściła sklep i podeszła do Wojtka, który właśnie palił papierosa.

— Wojtek, weź te torby — poprosiła Kasia, podając mu dwie ciężkie siatki z jedzeniem.

Wojtek spojrzał na nią, jakby zmuszano go do czegoś nielegalnego, i zdziwiony zapytał:
— A ty co?
Kasia zaniemówiła, nie wiedząc, jak zareagować. Co znaczy „a ty co?” i o co mu adekwatnie chodziło? Przecież mężczyzna zwykle pomaga w takich sytuacjach. I jakoś to dziwnie wygląda, gdy kobieta dźwiga ciężkie siatki, a facet obok maszeruje z rękami w kieszeniach.

— Wojtek, one są ciężkie — odparła Kasia.
— No i? — stawiał opór Wojtek.
Widział, iż Kasia zaczyna się wściekać, ale z zasady nie chciał nieść zakupów. Ruszył gwałtownie przed siebie, pewny, iż go nie dogoni. „Co to za tekst: ‘weź torby’?! Ja jestem jakiś woźnica? Albo sługus?! Jestem facetem! I sam decyduję, czy coś noszę, czy nie! Niech sobie sama dźwiga, nie rozsypie się!” — myślał Wojtek. Miał dziś taki nastrój – drażnić żonę.
— Wojtek, dokąd idziesz? Zabierz torby! — krzyknęła za nim Kasia, niemal płacząc.

Torby naprawdę były ciężkie. Wojtek dobrze o tym wiedział, bo sam wrzucał większość produktów do koszyka. Do domu było niedaleko, z pięć minut piechotą. Ale gdy nosisz pełne siatki, droga wydaje się nie mieć końca.

Kasia szła do domu, ledwo powstrzymując łzy. Miała nadzieję, iż Wojtek tylko żartuje i zaraz wróci. Ale nie – widziała, jak oddala się coraz bardziej. Chciało jej się rzucić te zakupy, ale w jakimś odrętwieniu ciągnęła je dalej. Gdy dotarła do klatki, usiadła na ławce, bo nie miała już siły iść. Chciało jej się płakać ze zmęczenia i przykrości, ale powstrzymywała się — nie wypada na ulicy. Jednak nie potrafiła też przełknąć tej sytuacji. On nie tylko ją zranił, ale i upokorzył. A przecież przed ślubem był taki uważny… I gdyby nie rozumiał, to jeszcze pół biedy, ale rozumiał! Zrobił to specjalnie.

— Witaj, Kasia! — głos sąsiadki wyrwał ją z zamyślenia.
— Dzień dobry, babciu Marysiu — odpowiedziała Kasia.

Babcia Marysia, a adekwatnie Maria Janowska, mieszkała piętro niżej i przyjaźniła się z babcią Kasi, póki ta żyła. Kasia znała ją od dziecka i traktowała jak drugą babcię. A po śmierci babci, gdy Kasia zderzyła się z codziennymi trudnościami, zawsze jej pomagała. Innych bliskich nie miała — jej matka mieszkała w innym mieście z nowym mężem i dziećmi, a ojca choćby nie pamiętała. Dlatego najbliższą osobą była zawsze babcia, a teraz babcia Marysia. Kasia bez wahania postanowiła oddać jej wszystkie zakupy. Niech nie idą na marne. Emerytura u Marii Janowskiej była skromna, więc Kasia często przynosiła jej jakieś smakołyki.
— Chodźmy, babciu, odprowadzę was do mieszkania — powiedziała Kasia, znów biorąc te ciężkie torby.

W mieszkaniu babci Marysi Kasia zostawiła zakupy, mówiąc, iż to wszystko dla niej. Gdy babcia zobaczyła w torbach szproty, pasztetową, konserwowe brzoskwinie i inne przysmaki, które uwielbiała, ale rzadko mogła sobie na nie pozwolić, wydawała się tak wzruszona, iż Kasi zrobiło się głupio, iż tak rzadko ją częstuje. Pożegnały się czule, a Kasia wróciła na swoje piętro. Ledwo weszła do mieszkania, mąż wyszedł z kuchni, coś przegryzając.

— A gdzie torby? — spytał Wojtek, jakby nic się nie stało.
— Jakie torby? — odpowiedziała mu tym samym tonem Kasia. — Te, które mi pomogłeś zanieść?
— Oj, daj spokój! — próbował żartować. — Co, obraziłaś się?
— Nie — odparła spokojnie Kasia. — Po prostu wyciągnęłam wnioski.

Wojtek się zaniepokoił. Spodziewał się krzyków, awantury, łez i wyrzutów, a tu taka cisza, iż zrobiło mu się nieswojo.
— I jakie to wnioski?
— Nie mam męża — westchnęła. — Myślałam, iż wyszłam za mąż, a okazało się, iż poślubiłam durnia.
— Nie rozumiem — Wojtek udawał głęboko dotkniętego.
— Co tu niejasnego? — spytała Kasia, patrząc mu prosto w oczy. — Ja chcę, żeby mój mąż był mężczyzną. A ty, widzę, też chcesz, żeby twoja żona była mężczyzną — dodała po chwili: — W takim razie i tobie potrzebny jest mąż.

Twarz Wojteka poczerwieniała z wściekłości, a pięści mu się zaciWojtek jednak już wiedział, iż tym razem żadne wymówki ani przeprosiny nie pomogą, więc złapał swoją torbę i wyszedł, trzaskając drzwiami.

Idź do oryginalnego materiału