Kiedy mąż wyjechał, a teściowa niespodziewanie zawitała do domu

newskey24.com 4 dni temu

Gdy mąż wyjechał, a teściowa wpadła bez zapowiedzi

Nie cierpię nocnych telefonów. Porządni ludzie nie dzwonią o takiej porze, chyba iż zdarzyło się coś naprawdę wyjątkowego. Dlatego zawsze drgnę, gdy dzwoni nocą, i spodziewam się złych wiadomości.

Już zasypiałam, gdy melodia komórki mojego męża rozdarła ciszę sypialni. Krzysiek westchnął i sięgnął po telefon.

— Nieznany numer — powiedział, rzucając mi przez ramię pełne rezygnacji spojrzenie.

— Wyłącz dźwięk. jeżeli to ważne, zadzwonią rano — zamruczałam, wtulając się w kołdrę.

Telefon wciąż dzwonił. Westchnęłam i odrzuciłam kołdrę.

— No odpowiedz w końcu! — poprosiłam, wiedząc, iż i tak nie zasnę.

Mąż długo słuchał, po czym oznajmił, iż rano wyjeżdża.

— Co? — spytałam, już całkiem rozbudzona. — Gdzie?

— Zmarł Marek. Zawał. Dzwoniła jego żona, prosiła, żebym przyjechał. Jutro wezmę wolne i pojadę. Eh, Marek, Marek… Jeszcze nie czterdziestka… — Krzysiek wstał i poszedł do kuchni.

Wczesnym rankiem odprowadziłam męża, pakując mu na drogę świeżą koszulę i maszynkę do golenia. Marka znałam słabo, więc nie pojechałam z Krzyśkiem.

Siedziałam nad kawą, zastanawiając się, od czego zacząć dzień: sprzątanie czy pranie firan? Weekendy, jak wiadomo, dla kobiet nie istnieją. Postanowiłam, iż gotować nie będę. Trzy dni bez obiadów wyjdą mi tylko na zdrowie. W ostateczności usmażę jajecznicę. A jak Krzysiek wróci, zrobię coś pysznego.

Ale moim planom nie było dane się ziścić. Zanim zdążyłam się ogarnąć, rozległo się pukanie do drzwi. Pomyślałam, iż to sąsiadka po coś przyszła, i śmiało otworzyłam.

W progu stała moja teściowa, a za jej plecami majaczył jej drugi mąż, Zdzisław.

— Widzę, iż nie jesteś zachwycona? Byliśmy w okolicy, pomyśleliśmy, iż wpadniemy. Ale jeżeli masz coś pilnego, to sobie pójdziemy… — mówiła to, nie ruszając się ani o krok, wpatrzona w moją twarz.

Jakby kiedykolwiek wcześniej zapowiadała swoje wizyty.

— Ależ skąd, proszę wejść — odparłam, rozciągając usta w uśmiechu i wpuszczając ich do mieszkania.

— Zostaniemy tylko chwilę, prawda, Zdziśku? — powiedziała teściowa, zrzucając z ramion lisią narzutkę. Zdzisław z gracją złapał ją w locie, nie dopuszczając do upadku.

— Nie rozbierajcie się, jeszcze dziś nie sprzątałam. Zawsze się cieszę, pani Halino. Świetnie pani wygląda — dodałam, starając się, by w głosie zabrzmiała serdeczność.

— A Krysiu gdzie, w pracy? Przecież dziś wolne. Nie szanuje siebie. Tobie też by się przydała praca. Wtedy nie musiałby harować w weekendy. — W głosie teściowej nie było wyrzutu, tylko otwarte oskarżenie o moje lenistwo.

— Pracuję, tylko w domu… — zaczęłam się tłumaczyć. Mogłam krzyczeć, i tak by nie usłyszała. Gdy tylko próbowałam wyjaśnić, iż w Internecie można dobrze zarabiać, zapadała u niej czasowa głuchota.

Teściowa obrzuciła pokój krytycznym spojrzeniem, wychwytując kurz na szafce i koszulę Krzyśka rzuconą na krześle. Zapomniałam ją wrzucić do pralki.

— Firanki nowe? Ładne, ale poprzednie też były niczego. Żyjecie ponad stan, za dużo wydajecie. Nową kanapę kupiliście? A co się stało ze starą? — Nie czekając na odpowiedź, pani Halina usiadła na kanapie, testując ją. — Nie za jasna?

A mówią, iż z wiekiem pamięć szwankuje. Moja teściowa miała ją jak sokół. To trzeba mieć pamięć, żeby pamiętać firanki sprzed pół roku!

Zostawiłam ją rozkoszującą się wygodą kanapy, a sama rzuciłam się do kuchni, przeszukując lodówkę. Sam herbata nie wystarczy. Wiedziałam, iż wieczorem będzie dzwonić do wszystkich znajomych i opowiadać, jak to źle ją przyjęłam. A jej ukochanego synka w ogóle nie dokarmiam. O nie, nie dam jej tej satysfakcji!

Otworzyłam lodówkę. No dobrze, warzywa na sałatkę są, już coś. Wyciągnęłam z zamrażarki kawałek mięsa i wrzuciłam do mikrofalówki. A gdy się rozmrażało, zabrałam się za szybkie ciasto biszkoptowe.

Włożyłam ciasto do piekarnika, mięso rozbiłam i rzuciłam na rozgrzaną patelnię, po czym wzięłam się za krojenie warzyw. Po mieszkaniu rozniósł się zapach świeżego ciasta. Spodziewałam się, iż teściowa zaraz pojawi się w kuchni… Na próżno.

Gdy usłyszałam okrzyk — czy to oburzenia, czy zachwytu, pobiegłam do pokoju, nie wiedząc, co się stało. Pani Halina stała przy kredensie, trzymając w rękach wazę z porcelany ćmielowskiej.

— Toż to antyk! Na takie rzeczy wydajesz pieniądze mojego syna?! — wykrzyknęła, patrząc na mnie, jakbym była karaluch— To prezent od babci dwa miesiące temu na pamiątkę! — wydukałam, gdy właśnie poczułam zapach przypalonego ciasta i rzuciłam się do kuchni, ratując biszkopt w ostatniej chwili, podczas gdy Zdzisław w tle dyskretnie sięgał po kolejny kawałek schabowego.

Idź do oryginalnego materiału