12 marca 2025
Dziś przemyślałem, jak łatwo pomoc może zamienić się w ciężar. Gdy decydujesz się pomóc, bądź ostrożny – dobre uczynki gwałtownie tracą swoją wartość. Jeden raz podajesz rękę, a ludzie zaczynają myśleć, iż masz „coś ekstra”. Chcą twojego czasu, pieniędzy, sił i zasobów. W tej sytuacji czai się pułapka: pomoc może gwałtownie stać się jarzmem.
Najpierw dziękują, pokłonki niskie. Potem grzecznie proszą. Następnie zaczynają żądać. A gdy nie możesz już ani nie masz możliwości, traktują cię jakbyś zawiódł, zdradził, był winny. Jakbyś nie wypłacił pensji albo nie oddał pożyczki. W ich oczach stajesz się „dobrotwórcą”, więc mają prawo dalej „dostarczać”. Twoja życzliwość w ich głowach wchodzi w kategorię „planowych przychodów”. Liczyli na ciebie! Ty podpisałeś się jako ratownik, a teraz odmawiasz? To już wina twoja.
Czasem pomoc wywołuje nie wdzięczność, a zazdrość. „Jeśli on może dać, to ma nadmiar. Dlaczego on ma więcej, a ja tylko okruchy?” Wtedy twoje wsparcie jest postrzegane nie jako dar, ale jako upokorzenie. A kiedy mówisz: „Przepraszam, nie mogę już”, zamiast współczucia słyszysz oburzenie i zarzuty.
Podobna historia powtarzała się wielokrotnie. Najpierw szczere podziękowania, potem prośby, dalej żądania, a na końcu gniew i dewaluacja wszystkiego, co robiłeś. Pomoc w mig zamienia pomocnika w „dłużnika”. Wystarczy się zatrzymać, a zostaniesz uznany za winnego. Dlatego przed wyciągnięciem ręki pamiętaj: po drugim lub trzecim wnioskowaniu warto się zastanowić, czy twoja dobroć nie zamieni się w „życiową służbę”. Często liczy się nie wdzięczność, a niekończący się obowiązek. Końcowy morał jest prosty: dawny ratownik staje się „zdrajcą”. Dobro czynione szczerze, bezinteresownie, nie ma zobowiązań – albo jest cenione, albo natychmiast deprecjonowane. I wtedy nie jesteś winny.
BONUS
Moja znajoma, Katarzyna, miała przyjaciółkę z dzieciństwa, Jagodę, z którą zawsze się wspierały. Gdy Jagoda straciła pracę, Katarzyna natychmiast podjęła pomoc – dała pieniądze, przedstawiła znajomych, a choćby przyjęła ją na kilka miesięcy pod swój dach w Warszawie. Na początku Jagoda dziękowała prawie codziennie. Potem przyzwyczaiła się. A potem zaczęła traktować tę pomoc jako coś oczywistego.
— Jesteś jedyną, na którą mogę liczyć, zawsze mnie wyciągniesz, prawda? — powtarzała przy każdym kolejnym wniosku.
Katarzyna przez cały czas pomagała, aż pewnego dnia musiała powiedzieć:
— Przepraszam, nie dam już radę. Samo mi teraz ciężko.
Jagoda natychmiast zmieniła ton.
— Liczyłam na ciebie! Obiecałaś! Czy prawdziwi przyjaciele tak postępują?
Wszystko, co Katarzyna budowała latami, zniknęło z jej pamięci. Pozostał tylko uraz: „nie pomogła, kiedy prosiłam”. Najbardziej bolało nie to, iż straciła pieniądze czy czas, ale iż prawdziwej przyjaźni nie było. Był tylko nawyk brania.
Wtedy Katarzyna zrozumiała najważniejsze: pomoc ma wartość wtedy, gdy spotyka się z wdzięcznością. Gdy zamiast wdzięczności pojawia się żądanie, nie jest już wsparciem, ale wykorzystaniem. Od tamtej pory pomaga tylko tym, którzy sami potrafią wyciągnąć rękę innym. Dobre powinno być wzajemne, inaczej zamienia się w kajdany.
Lekcja, którą wyniosłem: pomagaj, ale wyznacz granice, bo dobro, które nie jest szanowane, staje się ciężarem, który nie powinien spoczywać na twoich barkach.