Kiedy babcia odkryła plan wnuka, gwałtownie sprzedała mieszkanie i wyjechała za granicę

newskey24.com 2 tygodni temu

Gdy babcia dowiedziała się, iż wnuk chce ją wyrzucić, gwałtownie sprzedała mieszkanie i wyjechała do Europy.

Coraz częściej przekonuję się, iż żadne więzy krwi nie gwarantują miłości, szacunku i troski. W naszej rodzinie wydarzyła się historia, od której do dziś krew ścina się w żyłach — opowieść o tym, jak wnuk prawie wyrzucił własną babcię z jej mieszkania. Ale okazała się sprytniejsza od wszystkich i postąpiła tak, iż jedni teraz rwą włosy z głowy, a inni podziwiają jej siłę i charakter.

Poznajcie: babcia to Bogumiła Nowak. Ma siedemdziesiąt pięć lat i jest uosobieniem energii, euforii życia i mądrości. Za sobą ma długie lata pracy, wychowanie dwojga dzieci i pomoc każdemu, kto tego potrzebował. Po śmierci męża została sama w przestronnym trzypokojowym mieszkaniu w samym centrum Poznania. I właśnie na ten metraż zwrócił uwagę jej własny wnuk — Krzysztof, brat mojego męża.

Krzysztof z żoną i trójką dzieci od lat tłoczyli się w mieszkaniu teściowej. Ciasno, głośno, kłótnie co drugi dzień. Kupować własne — nie chcieli: „po co brać kredyt, skoro jest babcia z mieszkaniem?”. No i po co czekać? „Stara niedługo odejdzie i wszystko będzie nasze”. Nigdy tego nie powiedzieli wprost, ale w każdym ich spojrzeniu, w każdym ironicznym uśmiechu Krzysztofa i jego żony Anety, było to wyraźnie czytelne.

Ale Bogumiła miała inne plany. Nigdy na nic nie narzekała, żyła aktywnie — chodziła na koncerty, do muzeów, a choćby na randki, co Krzysztofa doprowadzało do szału. Nie mógł zrozumieć: „Jak to? Powinna już tylko siedzieć przed telewizorem i czekać na koniec, a ona ciągle w podróży”. Czekanie na śmierć babci zaczęło go nudzić. Wtedy postanowił przyspieszyć sprawę — zaproponował babci „po dobremu”, żeby przepisała mieszkanie na niego, a sama przeprowadziła się do domu opieki. Jego argumenty były „przekonujące”: „będziesz mieć tam opiekę i lekarzy, a tu tylko nam przeszkadzasz”.

Babcia usłyszawszy to, w milczeniu wstała, poszła do sypialni i zamknęła się na klucz. A już następnego dnia była u nas — u mnie i mojego męża. Od dawna wiedzieliśmy o planach Krzysztofa i już wcześniej proponowaliśmy babci, żeby do nas się przeprowadziła, a mieszkanie wynajęła i oszczędzała na marzenie — podróż do Japonii. Bogumiła wahała się, ale po słowach wnuka — zdecydowała się natychmiast.

Pomogliśmy jej wynająć mieszkanie — trafili się dobrzy, solidni lokatorzy. Babcia zaczęła odkładać pieniądze. Wtedy Krzysztof wpadł w szał: zadzwonił, urządził awanturę, oskarżył mojego męża o „pranie mózgu” babci i zażądał… pieniędzy z wynajmu. Jego żona Aneta zaczęła nas nękać — najpierw z dziećmi, potem sama. Przychodziła, gadała, pytała o „zdrowie naszej dobrodziejki”. Ale cel był jasny — czekali, aż babcia w końcu odejdzie, a mieszkanie przejdzie na nich.

Ale życie potoczyło się inaczej.

Bogumiła poleciała do Japonii. Jej oczy świeciły się ze szczęścia, gdy przysyłała nam zdjęcia z Kiotoku, gdzie podziwiała kwitnące wiśnie. A gdy wróciła — nie zamierzała się zatrzymywać. Powiedziała: „Chcę więcej”. Zaproponowaliśmy z mężem, żeby sprzedała swoje mieszkanie, kupiła małe kawalerko na obrzeżach, a resztę pieniędzy przeznaczyła na podróże.

Sprzedała swoją „trzypokojówkę” i kupiła przytulne kawalerko w nowej dzielnicy. A za resztę wyjechała do Europy: była we Włoszech, Niemczech, a we Francji — poznała mężczyznę. Francuza, wdźce, emeryta. Spotkali się na wycieczce, a miesiąc później… wzięli ślub. Tak, brzmi to niewiarygodne, ale choćby polecieliśmy na ich wesele. Mała ceremonia pod Paryżem, szampan, świece, śmiech. Było tak wzruszająco i pięknie.

A Krzysztof? Znów się pojawił. Znów żądał od babci… teraz już jej nowego mieszkania. Mówił, iż niech odda „kawalerkę”, skoro wyjechała do męża. „Mamy troje dzieci, a nie mamy gdzie mieszkać!” — ryczał do słuchawki. Do dziś nie rozumiem, jak planowali się tam wszyscy zmieścić.

Babcia tylko się uśmiechnęła: „Jeśli chcecie, przyjeżdżajcie w gości — u nas z Pierrem jest piękny taras”.

Teraz często rozmawiamy z babcią. Jest szczęśliwa. Mówi, iż po raz pierwszy w życiu czuje, iż żyje tylko dla siebie. Nigdy niczego od nas nie żąda, ale zawsze jesteśmy w kontakcie. I wiecie, co jest najstraszniejsze w tej historii? Nie to, iż Krzysztof z żoną czekali na jej śmierć. Ale to, iż nie potrafili zobaczyć w niej człowieka. Tylko metraż.

Więc morał jest prosty: nie mieszkanie zdobi człowieka, ale dobroć i miłość. A jeżeli stawiacie majątek ponad rodzinę — nie dziwcie się, iż w końcu zostaniecie z niczym.

Idź do oryginalnego materiału