Pewna kelnerka nieco zbyt dosłownie potraktowała powierzone jej zadanie serwowania „oryginalnych drinków”. Okazało się bowiem, iż do serwowanych gościom koktajli dodawała… własną krew. Właściciel baru zwolnił dziewczynę i zamknął interes na jeden dzień, by wymienić wszystkie szklanki. Musimy przyznać, iż o takim incydencie w gastronomii jeszcze nie słyszeliśmy.
O historii kelnerki, która serwowała gościom drinki z krwią, opowiedział amerykański Business Insider. To nietypowe zdarzenie miało miejsce w Sapporo, największym mieście japońskiej wyspy Hokkaido. Dziewczyna, której nazwisko nie zostało upublicznione, pracowała tam w barze, którego nazwę (Mondaiji) można przetłumaczyć na „Kawiarnia problematycznych dzieci”. Jak wyjaśnia polski Business Insider, jest to miejsce o specyficznym klimacie zwanym potocznie „bad girl”. Jedną z pozycji menu obowiązującego w lokalu są orikaku, czyli oryginalne koktajle. Jak dla nas — nieco zbyt oryginalne…
Kelnerka dodawała do drinków krew
kelnerka – Pyszności; foto: Canva
Kiedy pracująca w Modaiji kelnerka została przyłapana na tym, iż do serwowanych przez siebie orikaku dodaje własną krew, ze strony właściciela nastąpiła natychmiastowa reakcja. Dziewczyna została zwolniona, a lokal zamknięty — na jeden dzień, by wymienić wszystkie szklanki. Drugiego kwietnia na Twitterze Mondaji pojawił się post, w którym właściciel baru przeprosił za nietypową i kłopotliwą sytuację.
„Taki czyn nie różni się od aktu terroryzmu dokonywanego podczas półetatowego zatrudnienia i jest absolutnie nie do przyjęcia (…) Posprzątam, wymienię szklanki i usunę alkohol, który mógł zostać zanieczyszczony. Jeszcze raz bardzo przepraszam, iż sprawiłem państwu kłopot” – napisał w opublikowanym na Twitterze i przetłumaczonym przez portal businessinsider.com.pl oświadczeniu szef Mondaiji.
Japonia to kraj o wielu dziwnych atrakcjach
kelnerka – Pyszności; foto: Canva
Kelnerka dodająca do drinków krew to oczywiście sytuacja, której nie tolerowałoby choćby najbardziej ekscentryczne miejsce w Japonii, ale nie zmienia to faktu, iż w Kraju Kwitnącej Wiśni można zabawić się na wiele sposobów, które dla turystów z zachodu mogą wydawać się… dziwne. Niektóre z nich są tak groteskowe, iż aż ciężko w nie uwierzyć. Wybraliśmy te, przez które przez cały czas przecieramy oczy ze zdziwienia.
- Hotele kapsułowe. Przeznaczone głównie dla ludzi, których zmęczenie dopada nagle i niespodziewanie. Mają kształt prostopadłościanu i powierzchnie około 2 metrów kwadratowych, czyli tyle, co… łóżko.
- Muzeum pasożytów. To miejsce dla ludzi o mocnych nerwach, bo pokazywane tam są ludzkie pasożyty: tasiemce, glisty i larwy. Fujka!
- Restauracja robotów. Wstęp do tego dziwnego miejsca kosztuje 8000 jenów (ok. 250 zł), ale podobno chętnych na to nie brakuje. W repertuarze rozrywek: tematyczne drinki, tańczące panie i mnóstwo, mnóstwo robotów, które wraz z tancerkami współtworzą groteskowe show.
Nie masz pomysłu na obiad? Wypróbuj nasz przepis na białą zupę.