Karetka pędziła gwałtownie ulicami Krakowa, a jej syrena wyła jak rozpaczliwy krzyk. W środku, nieprzytomna Zofia wisiała między życiem a śmiercią. Główny lekarz, siwowłosy doktor Kowalski, nieustannie sprawdzał jej puls i wydawał krótkie polecenia pielęgniarkom:
Szybciej! Utrzymać ciśnienie, nie wolno dopuścić do utraty krwi. Dziecko jeszcze ma szansę!
Obok niej, Bronisława załamywała ręce, szepcząc modlitwy. Jej serce ściskało się z winy, iż nie zdążyła zareagować wtedy, w willi. Pamiętała kamienną twarz Izabeli, jej zimne jak ostrze noża spojrzenie, i wreszcie zrozumiała prawdę.
**Oddział ratunkowy**
Gdy nosze z Zofią wjechały na izbę przyjęć, Jan rzucił się w stronę lekarzy, z oczami zaczerwienionymi od łez i gniewu.
Proszę, ratujcie ją! Ona i nasze dziecko Nie mogę ich stracić!
Doktor Kowalski spojrzał na niego krótko, z profesjonalną surowością człowieka, który wie, iż nie ma czasu w dramaty.
Panie Nowak, proszę poczekać na korytarzu. Robimy wszystko, co w ludzkiej mocy.
Jan stał nieruchomo przez chwilę, ale w końcu, złamany, osunął się na ławkę w holu. Zakrył twarz dłońmi i po raz pierwszy w życiu ten pewny siebie mężczyzna poczuł, jak ziemia usuwa mu się spod nóg.
Za zamkniętymi drzwiami zespół medyczny walczył o życie Zofii. Jej oddech był słaby, ale serce wciąż biło. Dziecko jednak było w stanie krytycznym. Aparaty pikały rytmicznie, a napięcie sięgało zenitu.
**W poczekalni**
Izabela weszła do szpitala, otoczona dwiema bliskimi przyjaciółkami, które pospiesznie wezwano, by odegrały rolę troskliwych świadków. Jej twarz była jak z kamienia, ale drżący głos robił wrażenie na obecnych:
Biedna dziewczyna jak mogła się tak poślizgnąć? Chciałam tylko, byśmy byli zjednoczoną rodziną.
Bronisława, stojąca w kącie, patrzyła na nią nienawistnym wzrokiem. Gdyby tylko odważyła się wtedy powiedzieć prawdę, może wszystko skończyłoby się inaczej. Ale strach przed władzą Izabeli, jej wpływami w mieście i tym, jak potrafiła niszczyć ludzkie losy, paraliżował ją.
**Jan i jego matka**
Mamo! wybuchnął Jan, gwałtownie się podnosząc. Gdzie byłaś, gdy to się stało? Bronisława mówi, iż stałaś obok niej!
Izabela dotknęła jego ramienia z udawaną czułością:
Synku, byłam na górze. Widziałam tylko, jak upadła Wszystko stało się tak szybko. Boże, gdybym mogła ją złapać!
Fałszywe łzy spływały po jej policzkach, ale Jan nie był już pewien, czy jej wierzyć. W jego zaufaniu pojawiła się głęboka rysa.
**Wiadomości z sali operacyjnej**
Po godzinach napięcia drzwi sali otworzyły się. Doktor Kowalski, z twarzą pooraną zmęczeniem, podszedł do Jana.
Panie Nowak, pańska żona żyje. To była ciężka walka, ale udało się ustabilizować jej stan. Niestety dziecko
Słowa utknęły mu na chwilę w gardle, a Jan zrozumiał bez słów. Jego świat zawalił się. Zachwiał się i oparł o ścianę, łzy płynąc niepowstrzymanie.
Doktorze muszę ją zobaczyć.
Zostanie przeniesiona na salę wkrótce. Musi odpocząć. Ale zauważyliśmy ślady na jej klatce piersiowej i ramionach. Nie wyglądają na skutki upadku. Będziemy zmuszeni powiadomić odpowiednie służby.
Izabela, która usłyszała rozmowę, zastygła na moment. Potem otrząsnęła się i objęła syna, próbując zdominować go fałszywą łagodnością:
Nie słuchaj ich, kochanie. Wiesz, jak gwałtownie rodzą się plotki. Teraz potrzebujesz tylko spokoju.
**Przebudzenie Zofii**
Kilka godzin później Zofia otworzyła oczy. Była blada, ledwo mogąc oddychać. Jan ucałował jej dłoń, walcząc z łzami.
Zosiu moja miłość jesteś przy mnie.
Spojrzała na niego długo, a potem jej oczy wypełniły się łzami. Chciała dotknąć brzucha, ale wszystko zrozumiała z jego spojrzenia. Z ust wydarł się jej rozdzierający jęk.
Nasze dziecko
Jan przytulił ją mocno, szepcząc:
Przejdziemy przez to razem. Mam ciebie, a to znaczy więcej niż wszystko.
Ale w sercu Zofii rodził się inny ból: nie tylko strata dziecka, ale także pewność, iż za tragedią stała kobieta, która powinna była ją chronić.
**Wyznanie Bronisławy**
Kilka dni później Bronisława nie mogła już znieść milczenia. Znalazła Zofię samą w sali i drżącym głosem wyznała:
Pani Zofio musi pani znać prawdę. Nie upadła pani sama. Pani Izabela panią pchnęła. Widziałam wszystko.
Zofia poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. To była prawda, którą przeczuwała, ale teraz miała potwierdzenie.
Bronisławo dlaczego dopiero teraz mi mówisz?
Bałam się. Wie pani, jaką władzę ma w tym mieście Ale nie mogę już żyć z tym ciężarem.
Zofia ujęła jej dłoń i z niespodziewaną siłą szepnęła:
Przysięgam, iż nie ujdzie jej to na sucho.
**Śledztwo**
Kilka dni później polska policja wszczęła oficjalne dochodzenie. Zeznania lekarzy, ślady na ciele Zofii i świadectwo Bronisławy układały się w mroczną układankę.
Izabela jednak nie była kobietą, która łatwo się poddaje. Jej adwokaci już przygotowali strategię, a wpływowi przyjaciele próbowali zdusić skandal.
Jan był rozdarty między miłość do matki a okrutną prawdę, która wychodziła na jaw. Dręczyły go spojrzenia Zofii, jej nieme cierpienie, oraz słowa Bronisławy, których nie mógł zignorować.
**Ostateczne starcie**
Pewnego wieczoru Jan wszedł do salonu, gdzie Izabela czekała, elegancka i zimna jak zawsze.
Mamo, powiedz prawdę. Czy pchnęłaś Zofię?
Izabela uniosła dumnie brodę.
Synu, wszystko robiłam dla twojego dobra. Ona nie jest ciebie warta. Zrujnowałaby ci życie. Ja ocaliłam naszą rodzinę.
Jan spojrzał na nią z przerażeniem.
Nie ty zniszczyłaś wszystko. Zabiłaś nasze dziecko. I za to nigdy ci nie wybaczę.
Jego sł










