— Już za mnie zadecydowałeś?! — historia jednego nieudanego ślubu
Weronika siedziała przy stoliku w przytulnej restauracji w samym sercu Lublina, czekając na swojego narzeczonego, Krzysztofa. Był jakoś spięty, co chwilę wyciągał telefon i nerwowo zerkał na ekran.
— Krzysztofie, jesteś dziś taki dziwny. Co się dzieje? — zapytała, starając się nie okazywać niepokoju.
— Poczekaj chwilę, zaraz wszystko wyjaśnię. Czekamy tylko na rodziców… — odparł, wymachując ręką.
— Na jakich rodziców?
— Moich. I jeszcze kilka osób z nimi będzie. Nie przyszliśmy tu tylko na kolację — musimy coś ważnego omówić.
Weronika się spięła. Znała Krzysztofa od pół roku i nauczyła się rozpoznawać jego „ważne rozmowy” po tonie głosu. Nigdy nie kończyły się dobrze.
Po dziesięciu minutach do stolika podeszli rodzice Krzysztofa — Grzegorz i Jolanta, a za nimi dwie nieznajome osoby.
— Poznajcie: to Szymon i Emilia — powiedział Krzysztof z szerokim uśmiechem. — Są zainteresowani twoim mieszkaniem. Chcą je wynająć na dłuższy okres.
— Moim… mieszkaniem? — Weronika ledwo utrzymała widelec w dłoni.
— Oczywiście. Mają poważne zamiary — są gotowi płacić cztery tysiące złotych miesięcznie. A my po ślubie zamieszkamy u moich rodziców. Mają dom na wsi, miejsca wystarczy. Po co trzymać puste mieszkanie? Będzie przynosić dochód!
Weronika poczuła, jak więzną jej słowa w gardle. Krzysztof, nie zauważając jej stanu, sięgnął po teczkę z dokumentami.
— Proszę, już wszystko ustaliłem z bankiem. Przeniesiemy twój kredyt hipoteczny na nas oboje — rata będzie niższa. I łatwiej będzie spłacać.
— Ty… już wszystko załatwiłeś? — głos Weroniki drżał. — choćby mnie nie pytając?
— No weź, nie bądź dziecinna! — wtrąciła się Jolanta. — Krzysztof dba o waszą przyszłość. Przecież już niedługo będziecie rodziną!
Szymon i Emilia wymienili spojrzenia.
— Przepraszam, ale mieszkanie jest na pani nazwisko? — spytała Emilia, patrząc na Krzysztofa.
— Jeszcze nie, ale…
— W takim razie przepraszam, ale to nie są dla nas odpowiednie warunki — powiedział sucho Szymon. — Nie wiedzieliśmy, iż właścicielka choćby nie jest świadoma tej rozmowy. Do widzenia.
Wstali i wyszli, zostawiając przy stole ciężką ciszę.
— Proszę cię — oburzyła się Jolanta. — Takich porządnych ludzi odpędziłaś! I to przez twoją scenę, Weroniko!
— Scenę? — Weronika powoli wstała. — To nie scena. To moje prawo — decydować, co zrobić z moim mieszkaniem.
— Ty sobie żartujesz?! — Krzysztof zbladł. — Przecież wszystko zaplanowaliśmy!
— Ty wszystko zaplanowałeś. Za nas oboje. Beze mnie. I nie zamierzam budować przyszłości z kimś, kto uważa to za normalne.
— Weronika, uspokój się…
— Nie. Ślubu nie będzie.
Wyszła z restauracji, nie oglądając się za siebie. I nigdy więcej nie odpowiedziała na żadną wiadomość.
A w domu, siedząc na parapecie z kubkiem gorącej herbaty, pomyślała tylko:
— Lepiej sama — ale z szacunkiem do siebie, niż z kimś, kto tego nie rozumie.