Już inny? Gdyby chociaż pomyślała, co ludzie powiedzą – szeptały sąsiadki, widząc wdowę z mężczyzną w obejściu.

newsempire24.com 11 godzin temu

Już inny? Chociażby Jadwiga pomyślała, co ludzie powiedzą szeptały sąsiadki, widząc obcego mężczyznę na podwórku wdowy.

W wiosce, gdzie wszyscy wiedzą o sobie wszystko kto komu kumem, kto kiedy kopał ziemniaki, a ile razy się rozwodził nic nie da się ukryć. Dlatego gdy wdowa Jadwiga wprowadziła do domu nowego mężczyznę, szeptano po cichu: No nie wytrzymała. Ale głośno nikt się nie odezwał, bo Jadwiga była pracowita, uczciwa i sama ciągnęła dwójkę dzieci.

Wojciech pojawił się jesienią. Cichy, z twardymi dłońmi, które znały motykę i młotek, i spokojnym wzrokiem, który patrzył na dzieci nie z wyższością, ale jakby wiedział, iż wszystko się ułoży. Choć Ania miała już dziewięć lat, a Marek dwanaście, prawie nie pamiętali ojca odszedł, gdy dopiero szli do pierwszej klasy.

Pierwsze tygodnie Ania spoglądała na ojczyma spode łba.

Mamo, a on długo z nami zostanie? spytała raz.

Jak Bóg da, córeczko. To dobry człowiek odparła Jadwiga i dodała cicho: Zmęczyłam się, ciągle sama.

Przecież my ci pomagaliśmy burknął Marek.

Pomagaliście. Ale jesteście dziećmi. A człowiek chce żyć nie tylko w pracy, ale i w cieple.

Wojciech nie narzucał się. Czekał, aż się do niego przyzwyczają. Codziennie rąbał drewno, naprawiał płot, a pewnego wieczoru przyniósł w koszyku małe kurczaki:

Trzeba odbudować gospodarstwo. I dzieci będą miały świeże jajka.

A ty po co to wszystko robisz? Ania patrzyła nieufnie, ale kurczątka jej się spodobały.

Bo teraz jestem z wami. I choć nie jestem waszym ojcem, to życie razem znaczy dzielić pracę i dobro.

A mój tata też miał kury?

Wojciech zawahał się, po czym rzekł:

Twój tata był dobrym człowiekiem. Znaliśmy się. Pracowaliśmy razem w spółdzielni. Często o tobie mówił. Jesteś jego żywym obrazem.

Ania usiadła cicho na schodach i patrzyła, jak Wojciech poi kurczaki. Po raz pierwszy pomyślała: *Nie chce zastąpić taty. Chce być obok.*

Zimą Wojciech zaczął uczyć Marka stolarki.

To strug. Nie jak w telefonie grać tutaj ręce muszą wiedzieć, co robią.

Ja nie gram! burknął Marek.

Nie kłócę się. Tylko ręce robią z chłopaka mężczyznę. I głowa.

A ty dlaczego nigdy się nie złościsz?

Wojciech się uśmiechnął.

Bo wiem, iż to nic nie daje. Lepiej raz spokojnie wytłumaczyć niż sto razy krzyczeć.

Na wiosnę w wiosce była wspólna praca oczyszczano źródło koło lasu. Marek i Ania nie chcieli iść.

Niech młodzi idą! mruknął chłopak.

A my co, starcy? Wojciech się zaśmiał. Idźcie, bo całe życie będziecie czekać, aż ktoś zrobi za was. Człowiek jest silny, gdy bierze łopatę, choćby gdy go nie zmuszają.

Na robocie dzieci pierwszy raz usłyszały, jak wujkowie pytają Wojciecha: To twoje chłopak i dziewczynka?. A on odpowiedział: Moje. Swoi już.

Ania wtedy szturchnęła brata:

Słyszałeś?

Słyszałem.

No i?

No jakoś tak ciepło. On w ogóle nic.

Pewnego dnia Marek wrócił ze szkoły przygnębiony. Gdy matka zaczęła wypytywać, wyznał, iż pokłócił się z chłopakami.

O co? spytała Jadwiga, ledwo powstrzymując łzy.

Bo powiedziałem, iż Wojciech jest dla mnie jak ojciec. A oni: ‘Toś przybłęda, obcy cię wychowuje. Odpowiedziałem, iż lepszy obcy dobry niż swój, którego nie ma.

Wojciech milczał. Przysiadł naprzeciwko Marka.

Nie wymagam, żebyś mówił do mnie ‘tato. Ale pamiętaj, synu: nie zostawię cię. Nieważne, co gadają.

Ja nie mam nic przeciwko. Tylko trudno powiedzieć ‘tato, gdy się nie przywykło.

I nie trzeba się spieszyć. Słowo ‘tato jest jak chleb nie je się go byle jak. Do niego trzeba dojrzeć.

Minęły dwa lata. Marek kończył gimnazjum. We wsi mówili, iż idzie do technikum na mechanika. Pewnego wieczoru siedzieli na podwórzu gwiazdy, rechot żab, zapach macierzanki.

Wojtku zaczął nagle Marek. Mam przemowę na zakończenie. O tym, kto jest dla mnie wzorem. Chcę powiedzieć o tobie. Mogę?

Wojciech odkaszlnął i skinął głową.

Tylko nie koloryzuj dodał cicho.

Nie umiem, gdy mówię prawdę.

Na akademii Marek mówił o mężczyźnie, który nie był ze mną od kołyski, ale stał się jak prawdziwy ojciec. A Jadwiga płakała. Wśród kobiet ktoś szepnął:

Mówią, iż ojczym to obcy. A jak dusza bliska to i swój.

Na pięćdziesiąte urodziny Wojciecha Ania dała mu haftowaną koszulę i list:

*Tato, dziękuję ci za drewno, kury, cierpliwość i za to, iż nauczyłeś nas nie czekać na dobro ale je tworzyć.
Jesteś naszym tatą nie dlatego, iż musiałeś. Ale dlatego, iż chciałeś. I za to kochamy cię jeszcze bardziej.*

Wojciech długo siedział z tym listem. W milczeniu.

W końcu rzekł do Jadwigi:

No i wyrośli. Nie obcy.

Jadwiga uśmiechnęła się:

Bo ty nigdy nie uważałeś ich obcych.

By zostać ojcem, nie zawsze trzeba być tym z krwi. Czasem miłość, dobro i codzienne czyny ważą więcej niż więzy biologiczne. Bo rodzina to coś, co sami tworzymy.

Idź do oryginalnego materiału