Joanna zdecydowała się nie wybaczać: utracona miłość czy tylko chwilowe trudności?

newsempire24.com 1 dzień temu

Postanowiła nie wątpić dłużej stracona miłość czy tylko chwilowe trudności?
Aldona nie mogła już tego znieść. Nie rozumiała, dlaczego Marek stał się tak obojętny może przestał ją kochać? Tego wieczoru znów wrócił późno i położył się spać w salonie.

Rano, podczas śniadania, Aldona usiadła naprzeciw niego.
Marku, powiedz mi, co się dzieje?
Co jest nie tak? Pił kawę, unikając jej wzroku.
Od kiedy urodzili się chłopcy, bardzo się zmieniłeś.
Nie zauważyłem.
Marku, żyjemy jak sąsiedzi od dwóch lat, naprawdę tego nie widzisz?
Czego adekwatnie chcesz? W domu wszędzie rozrzucone zabawki, śmierdzi mlekiem, dzieci wrzeszczą Myślisz, iż to komukolwiek odpowiada?
Marku, ale to przecież twoje dzieci!

Wstał gwałtownie i zaczął nerwowo chodzić po kuchni.
Normalne żony rodzą jedno dziecko, które spokojnie bawi się w kącie i nie przeszkadza. A ty od razu dwoje! Mama mnie ostrzegała, ale nie słuchałem takie jak ty tylko się mnożą!
Jakie takie? Jaka ja jestem, Marku?
Bez celu w życiu.
Przecież to ty kazałeś mi rzucić studia, żebym poświęciła się rodzinie!

Aldona opadła na krzesło. Po chwili dodała cicho:
Myślę, iż powinniśmy się rozstać.
Zastanowił się, po czym odparł:
Jestem za. Tylko dogadajmy się alimentów nie będziesz żądać. Sam ci dam pieniądze.
Odwrócił się i wyszedł. Chciała się rozpłakać, ale nagle z pokoju chłopców dobiegł hałas. Bliźniacy obudzili się i domagali się uwagi.

Tydzień później spakowała rzeczy, zabrała chłopców i wyprowadziła się do małego mieszkania w bloku, które odziedziczyła po babci.

Sąsiedzi byli nowi, więc Aldona postanowiła się z nimi zapoznać. Z jednej strony mieszkał ponury, choć jeszcze nie stary mężczyzna, z drugiej energiczna sześćdziesięcioletnia pani. Najpierw zapukała do drzwi mężczyzny:
Dzień dobry! Jestem nową sąsiadką, kupiłam ciasto, może wspólnie wypijemy herbatę?
Starała się uśmiechać. Mężczyzna obrzucił ją wzrokiem, po czym mruknął:
Nie jem słodyczy. I zatrzasnął drzwi przed nosem.

Wzruszyła ramionami i poszła do Zofii Nowakowej. Ta zgodziła się przyjść, ale tylko po to, by wygłosić przemowę.
To tak: lubię odpoczywać w dzień, bo wieczorami oglądam seriale. Mam nadzieję, iż twoje dzieci nie będą hałasować. Bądź tak dobra, nie pozwalaj im biegać po korytarzu, niech niczego nie dotykają, nie brudzą i nie niszczą!

Gadała długo, a Aldona z goryczą myślała, iż nie czeka ją tu słodki początek nowego życia.

Zatrudniła się jako opiekunka w przedszkolu, do którego chodzili chłopcy. Wygodne, bo pracowała do godziny, gdy trzeba było zabrać Adasia i Jasia. Płacili niewiele, ale przecież Marek obiecał pomóc.

Pierwsze trzy miesiące po rozwodzie rzeczywiście czasem przynosił pieniądze. Potem przestał. Aldona od dwóch miesięcy nie mogła zapłacić za media.

Relacje z Zofią Nowakową pogarszały się z dnia na dzień. Pewnego wieczoru, gdy karmiła chłopców w kuchni, weszła sąsiadka w atłasowym szlafroku.
Kochanieńka, mam nadzieję, iż rozwiązałaś swoje problemy finansowe? Nie chciałabym przez ciebie stracić prądu czy gazu.
Aldona westchnęła:
Nie, jeszcze nie. Jutro idę do byłego męża zdaje się, zupełnie zapomniał o dzieciach.

Zofia Nowakowa podeszła do stołu.
Wciąż karmisz ich makaronem wiesz, iż jesteś złą matką?
Jestem dobrą matką! A tobie radzę nie wtykać nosa, gdzie nie trzeba bo możesz dostać w nos!

Wtedy Zofia zaczęła wrzeszczeć tak, iż aż trzeba było zatykać uszy. Na krzyk wyszedł Jan, sąsiad z naprzeciwka. Poczekał, aż Zofia wykrzyczy swoje przekleństwa pod adresem Aldony, chłopców i całego świata, po czym wrócił do siebie. Po chwili wrócił. Rzucił pieniądze na stół przed Zofią i powiedział:
Uspokój się. Masz za media.

Zofia zamilkła, ale gdy Jan znów zniknął, syknęła do Aldony:
Pożałujesz tego!

Aldona zignorowała te słowa. Ale okazało się, iż na próżno. Następnego dnia poszła do Marka. Ten wysłuchał jej i oświadczył:
Teraz mam ciężki okres, nie mogę ci nic dać.
Marku, żartujesz? Muszę czymś nakarmić dzieci!
No to karm, nie zabraniam.
Złożę wniosek o alimenty.
Oczywiście, składaj. Moja oficjalna pensja jest tak niska, iż dostaniesz grosze. I postaraj się już więcej mi nie zawracać głowy!

Wróciła do domu i płakała. Do wypłaty jeszcze tydzień, a pieniędzy prawie nie było. Ale w domu czekała ją kolejna niespodzianka inspektor z opieki społecznej. Zofia Nowakowa napisała donos. Twierdziła, iż Aldona grozi jej życiu, a jej dzieci głodują i są zaniedbane.

Przez godzinę inspektor ją przesłuchiwał, a na pożegnanie powiedział:
Muszę zgłosić to do opieki społecznej.
Zaczekaj, co masz zgłaszać? Przecież nic złego nie zrobiłam!
Takie są przepisy. Jest sygnał, trzeba się tym zająć.

Wieczorem Zofia znów przyszła do kuchni.
A więc, kochanieńka, jeżeli twoje dzieci jeszcze raz zakłócą mój dzienny spokój, będę zmuszona zgłosić to prosto do opieki!
Co pani robi? To przecież dzieci! Nie mogą cały dzień siedzieć w miejscu!
Gdybyś je lepiej karmiła, chciałyby spać, a nie biegać!

Wyszła, a chłopcy przestraszeni patrzyli na matkę.
Jedzcie, kochani. Ciocia tylko żartuje, w gruncie rzeczy jest dobra.
Odwróciła się do kuchenki, by osuszyć łzy, i nie zauważyła, gdy do kuchni wszedł Jan. Niósł wielką torbę. Pode

Idź do oryginalnego materiału