Jeszcze raz nazwiesz moją kolację śmieciami, będziesz jadła na ulicy! powiedziała Weronika do swojej teściowej.
Weronika spojrzała na zegarek wpół do siódmej. Krzysztof wróci z pracy za pół godziny, a Lidia Stanisławowa już siedzi w salonie, przewraca czasopismo i co jakiś czas rzuca niezadowolone spojrzenia w stronę kuchni. Jesienne zmierzchy spowiły miasto, a w mieszkaniu robiło się chłodno.
Weronika włączyła palnik i postawiła patelnię. Dziś przygotowywała kotlety drobiowe z kaszą gryczaną i sałatkę ze świeżych warzyw nic wykwintnego, ale pożywne i smaczne. Po pięciu latach małżeństwa nauczyła się gotować gwałtownie i syto, bo po pracy w salonie kosmetycznym nie miała czasu w kulinarne arcydzieła.
Znowu coś smażysz dobiegło z salonu. Całe mieszkanie śmierdzi.
Weronika w milczeniu przewracała kotlety. Lidia Stanisławowa wprowadziła się do nich pół roku temu, po sprzedaży swojego jednopokojowego mieszkania na obrzeżach miasta. Oficjalnie by pomóc w spłacie kredytu, ale w rzeczywistości teściowa nie dołożyła ani grosza, wydając pieniądze na wyjazd do sanatorium i nowe meble do swojego pokoju.
W drzwiach rozległ się dźwięk klucza i do przedpokoju wszedł Krzysztof. Pracował jako inżynier w fabryce, wracał zawsze zmęczony, ale w dobrym humorze.
Cześć, kochanie pocałował Weronikę w policzek. Jak minął dzień? Pięknie pachnie.
Kolacja prawie gotowa uśmiechnęła się do męża. Idź się umyj, zaraz nakryję.
Krzysztof poszedł do łazienki, a Lidia Stanisławowa pojawiła się w kuchni. Teściowa była kobietą postawną, z krótką fryzurą i nawykiem mówienia tego, co myśli, nie dbając o uczucia innych.
Krzysztof powinien jeść porządnie, a nie jakieś dziadostwo pokręciła głową, patrząc na patelnię. Mężczyzna ciężko pracuje, a ty karmisz go byle czym.
Weronika rozstawiła talerze na stole. Serwetki, sztućce, chleb jak zawsze. Przez pół roku wspólnego życia takich komentarzy nazbierało się aż nadto, by nauczyć się je ignorować.
Mamo, co ty mówisz Krzysztof wyszedł z łazienki i usiadł przy stole. Weronika świetnie gotuje.
To ty tak myślisz, bo nie wiesz, jak powinna gotować prawdziwa gospodyni Lidia Stanisławowa zajęła swoje miejsce. Moja teściowa, niech spoczywa w pokoju, potrafiła nakarmić dziesięć osób jednym rosołem. A ta
Weronika podała kotlety z kaszą. Krzysztof wziął widelec i spróbował.
Bardzo smaczne, dziękuję.
Lidia Stanisławowa skrupulatnie obejrzała swoją porcję, odcięła mały kawałek kotleta, przeżuła i skrzywiła się.
Co za pomyje!
Słowa zawisły w powietrzu. Weronika zastygła z miską sałatki w rękach, wpatrzona w teściową. Brwi się ściągnęły, oczy zwęziły. Lidia Stanisławowa dalej przeżuwała, ignorując reakcję synowej.
Krzysztof odłożył widelec i zmieszany spojrzał to na żonę, to na matkę. W mieszkaniu zrobiło się tak cicho, iż słychać było tykanie zegara na ścianie.
Weronika powoli postawiła miskę na stole. Wstała, zebrała swój talerz i talerz męża, choćby nie tknąwszy jedzenia. Zaniosła je do zlewu. Potem wróciła po sałatkę i chleb.
Weronika, co ty robisz? Krzysztof próbował zatrzymać żonę. Jeszcze nie jadłem.
Zjesz jutro odpowiedziała, kontynuując sprzątanie. Kuchnia zamknięta.
Lidia Stanisławowa uniosła brwi i uśmiechnęła się:
No i co to za dzieciństwo! Robić teatr przez jedno słowo.
Weronika odwróciła się do teściowej. Głos miał spokojny, ale brzmiał w nim stal:
Jeszcze raz nazwiesz moją kolację śmieciami będziesz jadła na ulicy.
Daj już spokój machnęła ręką Lidia Stanisławowa. Co ty się tak unosisz?
Weronika nie odpowiedziała. W ciszy pozmywała naczynia, wytrzęsła ręce i poszła do sypialni. Krzysztof został przy pustym stole, a Lidia Stanisławowa dopijała herbatę, mrucząc coś o rozpuszczonej młodzieży.
W sypialni Weronika usiadła na łóżku i spojrzała przez okno. Na zewnątrz paliły się latarnie, padał drobny jesienny deszcz. Pięć lat temu, wychodząc za Krzysztofa, wyobrażała sobie zupełnie inne życie. Wtedy Lidia Stanisławowa wydawała się zwykłą teściową trochę ostra, ale nie złośliwa. Krzysztof był troskliwy, uważny, i Weronika wierzyła, iż z czasem relacje z jego matką się ułożą.
Ale pół roku wspólnego mieszkania pokazało prawdziwe oblicze Lidii Stanisławowej. Krytyka stała się codziennością. Weronika źle gotuje, sprząta nie tak, ubiera się wyzywająco, pracuje w niewłaściwym miejscu. Krzysztof próbował łagodzić konflikty, ale zawsze stawał po stronie matki, gdy dochodziło do otwartej kłótni.
Weronika Krzysztof zajrzał do sypialni. Nie gniewaj się na mamę. Wiesz, jaka jest bezpośrednia. Ale w głębi dobra.
Dobra? odwróciła się do męża. Twoja matka nie powiedziała ani jednego dobrego słowa przez pół roku. Ani razu nie pochwaliła, nie podziękowała. Tylko krytyka i obrażanie.
Ona przywykła mówić prawdę w oczy. Nie każdy to docenia.
Nazywanie mojego jedzenia śmieciami to prawda w oczy?
Krzysztof usiadł obok żony na łóżku:
Słuchaj, może spróbujesz gotować coś innego? Mama lubi tradycyjne potrawy rosół, ziemniaki z mięsem
Weronika spojrzała na męża uważnie. On naprawdę nie rozumiał problemu. Dla niego matka była nieomylnym autorytetem, a żona osobą, która musi dostosować się do rodzinnych tradycji.
Gotuję to, co umiem i co nam smakuje. jeżeli twojej matce to nie odpowiada niech gotuje sama.
Mama już nie młoda, trudno jej
Krzysztofie Weronika wstała z łóżka. Twoja matka ma pięćdziesiąt osiem lat. Jest zdrowa, sprawna i całkiem zdolna przygotować sobie posiłek. Ale woli siedzieć w fotelu i krytykować mnie.
Nie mów tak o mamie.
A













