**Dziennik, 14 października**
Wyjazd na działkę miał być zwykłą sobotnią przejażdżką, sprawdzeniem, jak przetrwała zimę. Październikowy poranek był chłodny, ale słoneczny idealny na takie wyjście. Wstałam wcześnie, wypiłam kawę, spakowałam narzędzia i termos z herbatą. Działka leży czterdzieści kilometrów od Warszawy, w małej wsi pod nazwą Brzeziny. Kupiłam ją pięć lat temu, jeszcze zanim poznałam Jakuba, za pieniądze odłożone przez lata pracy jako programistka. Wtedy ceny były rozsądne dwanaście arów z drewnianym domkiem wydawały się świetną inwestycją. Wszystkie dokumenty były na moje nazwisko, a ja przez te lata zrobiłam z tego kawałek rajskiej przestrzeni: posadziłam jabłonie, wiśnie, założyłam warzywnik, odnowiłam płot i pomalowałam domek.
Jakub nigdy nie przepadał za działką. Mówił, iż to strata czasu komary gryzą, robota w ziemi nudna. Wolał zostać w mieście, spotkać się z kumplami, oglądać mecz. Nie naciskałam. To miejsce było moją ostoją, gdzie mogłam być sama ze sobą.
Ostatni raz byłam tu pod koniec sierpnia. Potem zaczęły się projekty w pracy, deadliney i nagle październik. Wreszcie miałam wolny dzień. Wsiadłam do samochodu, włączyłam radio i ruszyłam. Droga zajęła niecałą godzinę. Za oknem mijałam pola, laski, wsie z pochylonymi płotami. Jesień malowała liście na złoto i pomarańczowo. Uwielbiałam tę porę roku chłód, ciszę, zapach ognisk.
Gdy podjechałam pod furtkę, zauważyłam obcy samochód szarego SUV-a zaparkowanego tuż przy wejściu. Zmarszczyłam brwi. Sąsiedzi jeżdżą starymi *maluchami*, a ten wóz wyglądał na miejski. Zatrzymałam się, wysiadłam i podeszłam bliżej. Przez kratę zobaczyłam Jakuba i jego matkę, Halinę, którzy oprowadzali po działce obcego mężczyznę w garniturze. Zamarłam. Jakub rano mówił, iż jedzie pomóc koledze w remoncie. A teściowa? Nigdy tu nie przyjeżdżała, narzekała na bóle stawów, na ciśnienie. A teraz oboje spacerowali po mojej ziemi z kimś obcym.
Przysłuchiwałam się. Jakub wskazywał ręką na stare jabłonie w głębi działki. Halina kiwała głową, coś tłumaczyła, machała rękami. Nieznajomy notował coś w telefonie, rozglądał się, oceniając ziemię, płot, domek. Halina mówiła żywo:
Tu można postawić dom, miejsce idealne. Sąsiedzi spokojni, las niedaleko, rzeka dwa kilki stąd. Prąd podciągnięty, woda ze studni, czysta. Działka równa, fundament pójdzie bez problemu.
Słuchałam i nie wierzyłam własnym uszom. Teściowa reklamowała moją ziemię jak agent nieruchomości. Chwalili coś, co do nich nie należało. Coś, na czym Halina nigdy choćby nie postawiła stopy. Jakub dodał:
Dokumenty załatwimy szybko, transakcja bezproblemowa. Cena do negocjacji, ale sprawiedliwa.
Ścisnęłam pięści. Krew uderzyła mi do głowy. Próbowali sprzedać moją działkę. Za moimi plecami. Bez pytania. Bez zgody.
Pół roku temu Jakub sugerował sprzedaż. Mówił, iż można zarobić, dołożyć do większego mieszkania. Odrzuciłam pomysł. Dla niego temat się zamknął. A jednak tylko udawał.
Otworzyłam furtkę głośno, metal zaskrzypiał. Wszyscy trzej odwrócili się. Jakub zbladł. Halina otworzyła usta. Nieznajomy uniósł brew.
Działka jest tylko na moje nazwisko. Żadnych transakcji bez mnie powiedziałam twardo.
Mężczyzna zmieszał się, wybełkotał przeprosiny i gwałtownie wyszedł. Halina i Jakub stali jak słupy soli. Ona nerwowo szarpała róg chustki, on patrzył w ziemię.
Wytłumaczcie, co tu się dzieje zażądałam.
Ewa, to nie tak, jak myślisz zaczął Jakub. Pokazywałem tylko komuś działkę
Pokazywaliście, żeby sprzedać. Bez mojej wiedzy.
Halina wtrąciła się: Chcieliśmy jak najlepiej! Działka stoi pusto, po co ci ona? Lepiej sprzedać, kupić większe mieszkanie!
To nie wasza decyzja odparłam.
Ale Jakub jest twoim mężem! krzyknęła. Jego zdanie też się liczy!
Liczy się. Pół roku temu powiedziałam *nie*. On się zgodził prawda?
Jakub milczał. Halina nie ustępowała: Jesteś egoistką! Myślisz tylko o sobie!
Egoistką, bo nie chcę oddać swojej własności?
W końcu kazałam im wyjść. Jakub zabrał matkę, odjechali. Zostałam sama. Domek pachniał drewnem i ziołami. Siedziałam przy oknie, patrząc na ogród. Myślałam o Jakubie, o małżeństwie. Czy mogłam mu jeszcze ufać?
**Dziennik, 15 października**
Wróciłam do mieszkania wieczorem. Jakub pojawił się później, próbował się tłumaczyć:
Chcieliśmy dla nas dobrze! Mieszkanie za ciasne, a tu można było zarobić!
Na mojej ziemi. Bez mojej zgody.
Przecież jesteśmy rodziną! Wszystko powinno być wspólne!
Działka jest moja. Kupiona przed ślubem.
Halina wpadła bez zapowiedzi, wrzeszcząc: Jak śmiesz wyrzucać mojego syna! To jego dom!
To *moje* wynajmowane mieszkanie przypomniałam. Wyjdźcie. Oboje.
Po ich wyjściu oddychałam głęboko. Decyzja była jasna.
**Dziennik, 15 stycznia**
Minęły trzy miesiące. Rozwód był prosty mieszkanie wynajmowane, działka moja. Jakub nie protestował.
Teraz wiosna. W Brzezinach kwitną jabłonie. Sąsiadka, pani Wiesia, przyniosła rozsadę pomidorów.
Samotna teraz? spytała.
Tak. Rozwiedliśmy się.
Pokręciła głową: Młodzi zawsze się spieszą. Ale trzymaj ziemię. To twój skarb.
Uśmiechnęłam się. Nie zamierzam jej sprzedawać. To moje miejsce. Moja decyzja. Moja wolność.
