Halina zbierała się do sanatorium. Była już na emeryturze, a jej starszy syn Marek kupił jej voucher i powiedział:
„Mamo, musisz pojechać i odpocząć. Nie podoba mi się, jak wyglądasz wcześniej byłaś spokojniejsza i bardziej wypoczęta. Nie martw się o ojca, jakoś sobie poradzi. On cię nie docenia, ja to widzę. Teraz już rozumiem, iż kocha tylko siebie i żyje dla siebie. Zwłaszcza od kiedy ja i Wojtek wyprowadziliśmy się z domu. Nawiasem mówiąc, on też tak myśli.”
„Oj, Marku, jakże masz rację. A wiesz, myślałam, iż wy, moi synowie, niczego nie zauważacie. Dziękuję, kochanie. Oczywiście pojadę i odpocznę. Kiedy w życiu będę miała taką okazję?” uśmiechnęła się i przytuliła syna.
„Jak tylko zechcesz, to pojedziesz. Wojtek obiecał, iż następnym razem on ci wykupi wyjazd” zaśmiał się Marek.
„Jacy wy jesteście wspaniali. Najlepsi synowie pod słońcem!” pocałowała go w policzek.
„Mamo, ty też jesteś najlepsza. Pamiętaj, ja i Wojtek zawsze stoimy po twojej stronie. jeżeli czegoś potrzebujesz, pomożemy. Na kogo innego masz liczyć? Tylko na nasynowie” mówił zadowolony Marek. „Dobra, jadę do domu, nie będę czekał na tatę, nie mam czasu muszę jeszcze odebrać Krzyśka z przedszkola. Pozdrów ojca.”
Halina z Tadeuszem mieszkali we wsi w swoim domu. Pobrali się dawno temu, z miłości. Żyli normalnie, wychowali dwóch synów i wypuścili ich w świat. Teraz zostali sami, ale jakoś niezauważalnie ich życie się zmieniło a adekwatnie Tadeusz się zmienił.
Halina od dwóch lat była na emeryturze, a Tadeusz wciąż pracował. Miała teraz więcej wolnego czasu dawniej to praca, gospodarstwo, zawsze trzymali świnkę i kury.
Tadeusz od dawna już nie pomagał w domu. Wracał z roboty, jadł i lądował na kanapie. Co najwyżej czasem coś przybijał czy naprawił.
Halina pojechała do miasta, do galerii, i kupiła sobie dwie sukienki oraz bluzkę. W końcu jedzie do sanatorium, a jej garderoba od lat była stara. Miała jeszcze ubrania z pracy, myślała, iż będzie je nosić na emeryturze. A tu taka okazja jedzie przecież na wypoczynek. Przymierzała nowe rzeczy przed lustrem, a Tadeusz tylko zerkał i w końcu rzucił obojętnie:
„Kręć się, nie kręć, piękniejsza nie będziesz. Kto tam na ciebie spojrzał? Komu ty potrzebna?”
„Nie przenoś na mnie swoich odczuć” odparła Halina. „Kupiłam nowe ubrania nie po to, żeby ktoś na mnie patrzył, ale bo nie wypada jechać między ludzi w starych szmatach.”
„Ooo, między ludzi” zaśmiał się szyderczo. „Wieśniaczką byłaś i wieśniaczką zostaniesz.”
„A tyś wielki mieszczuch? To po co się ze mną żeniłeś?”
Halina przywykła już do jego kąśliwych uwag. Tadeusz z wiekiem stał się zrzędliwy wiecznie wszystkim niezadowolony, nie tylko żoną, ale całym światem. Choć wciąż lubił piękne kobiety i zawracał im głowę. Halina podejrzewała, iż ją zdradza, ale nigdy nie widziała na własne oczy. I nie śledziła go nie było w niej takiej potrzeby.
„Jak facet chce zdradzić, żadna siła go nie powstrzyma” tymi zasadami żyła Halina.
Zrobiło się jej trochę przykro po słowach męża. Schowała zakupy do szafy i wyszła do kuchni. Miała swoje zajęcia, a w trakcie mogła pomyśleć, wspominać, pomarzyć.
Halina była sympatyczną kobietą. W młodości uchodziła za piękność, a teraz pozostał jej ten urok, tylko bardziej stateczny, dostojny. Nigdy nie dbała specjalnie o urodę żadnych salonów piękności, maseczek czy masaży. Uważała się za starą kobietę w końcu jest emerytką. Ale gdyby spojrzeć z boku, wciąż była bardzo przyjemnej urody.
Tadeusz zmienił się, oddalił od żony. Kiedyś przystojny, teraz wyglądał na zmęczonego życiem staruszka. Halina w trakcie gotowania kolacji myślała:
„Staliśmy się obcy. choćby pieniędzy mi nie daje, a przecież gotuję, sprzątam, pierzę, czasem kupię mu coś nowego. Dlaczego tego nie widzi? Wydaje mi się, iż dla niego jestem jak mebel patrzy na mnie tak samo, jak na szafę. A przecież jestem kobietą i też pragnę uwagi od męża. Śpimy już w oddzielnych pokojach” wyszła na podwórko nakarmić świnkę.
Tadeusz naprawdę taki był. Kiedy stracił zainteresowanie żoną, choćby nie zauważył. Ale za to ochoczo flirtował z innymi i nie miał skrupułów, by zdradzać. Sumienie go nie gryzło.
A Halina wiedziała i myślała:
„Innym kobietom potrafi się uśmiechać, żartować, choćby przytulić i to przy mnie. Mnie nie szanuje.”
„Halinka, twój Tadzio znowu jeździł do miasta, ma tam jakąś znajomą” mówiła jej sąsiadka Władysława, zupełnie poważnie.
„Skąd wiesz? Świeczkę trzymałaś?” spytała Halina.
„Ja nie, ale pracuję z nim i widzę. Przyjechała do nas jakaś Marzena z kontrolą w biurze młoda, ładna. Twój Tadzio chodził wokół niej jak paw, a potem zabrał ją na obiad. Resztę można sobie domyślić. Kobiety w pracy mówią, iż teraz często bierze wolne i jeździ do miasta.”
„Co ja mogę zrobić? Niech jeździ” odpowiedziała obojętnie, choć w środku wszystko w niej wrzele.
Sąsiadka zdziwiła się:
„Jakaś ty obojętna, Halinko. Ja bym tak nie potrafiła. Dałabym mu popalić”
Halinie było przykro słyszeć takie rzeczy. Ale jeszcze gorzej znosiła obraźliwe słowa męża, z którym przeżyła tyle lat. Przecież kiedyś się kochali
W końcu wyjechała do sanatorium. gwałtownie wciągnęła się w tamtejsze życie, poznała sąsiadki z pokoju, razem chodziły na wPodczas gdy Tadeusz patrzył na nią z żalem w oczach, Halina zrozumiała, iż miłość, choć czasem zagubiona, zawsze znajdzie drogę powrotu.