Jana wróciła ze szpitala po porodzie – a w kuchni stała druga lodka. — To moje i mamy, nie wkładaj tam swojego jedzenia — oznajmił mąż.

twojacena.pl 2 godzin temu

Dzisiaj wróciłam ze szpitala po porodzie a w kuchni stała druga lodówka. To moja i mamy, nie wkładaj tam swoich rzeczy oznajmił mój mąż.

Przepchnęłam ramieniem drzwi mieszkania, tuląc do piersi zawiniątko z małą Zosią. Październikowy wiatr zdążył wpełznąć pod moją kurtkę, więc marzyłam już tylko o cieple, spokoju i odpoczynku.

Szpital został za mną, a przede mną mój dom mieszkanie, które odziedziczyłam po babci i które przepisano na mnie jeszcze przed ślubem. Każdy zakątek był znajomy, każda rysa na suficie przypominała o przeszłości. Tu powinnam czuć się bezpiecznie.

Kamil wszedł pierwszy, kopnął buty na bok, a kurtkę po prostu rzucił na podłogę w przedpokoju. Przekroczyłam próg i zatrzymałam się. Coś było nie tak. W powietrzu unosił się obcy zapach nie mój perfum, nie mojego kremu do rąk. Kwiatowa woń zmieszana z czymś ostrym, nieznanym.

No chodź już, nie stoń w drzwiach rzucił Kamil, choćby się nie odwracając.

Zdjęłam buty i powoli ruszyłam korytarzem. W salonie panował półmrok, na kanapie leżała obca poduszka z haftowaną różą. Na stoliku do kawy stała waza z sztucznymi kwiatami na pewno nie było jej tu tydzień temu.

W kuchni usłyszałam brzęk garnków. Przy kuchence stała teściowa, Halina, w fartuchu, energicznie mieszając coś w garnku. Włosy starannie ułożone, na szyi perły, szminka na ustach jakby szykowała się na przyjęcie, a nie na powitanie synowej ze szpitala.

A, Joasia! Wreszcie! wykrzyknęła Halina, nie odrywając się od garnka. Pokażesz mi maleństwo? No chodź, przynieś je tu, niech zobaczę!

Instynktownie zrobiłam krok do przodu ale mój wzrok zatrzymał się na czymś przy przeciwległej ścianie: czymś dużym i błyszczącym. Obok starej lodówki, która stała tu od lat, pojawiła się druga nowa, srebrna, z naklejkami producenta i jeszcze owiniętymi folią uchwytami.

To skąd się wzięło? zapytałam zdezorientowana, patrząc na teściową.

Ona tylko odwróciła się, wytrzeła ręce w fartuch i uśmiechnęła się, jakby właśnie zrobiła mi niespodziankę.

Kupiliśmy! Kamil poszedł z nami, wybraliśmy porządną, przestronną. Teraz w końcu będzie porządek w kuchni. Trzeba się dobrze odżywiać, zwłaszcza gdy w domu jest niemowlę. Chyba to rozumiesz, prawda?

Z wami? zapytałam. Z kim?

No ze mną, oczywiście! trzepnęła drewnianą łyżką Halina. od dzisiaj mieszkam tu z wami, będę pomagać. Myślałam, iż Kamil ci powiedział.

Krew odpłynęła mi z twarzy. Zosia zaczęła pochlipywać w moich ramionach, a ja instynktownie przycisnęłam ją mocniej.

Kamil? zawołałam, odwracając się w stronę drzwi.

Mąż właśnie wszedł do kuchni, niosąc dwie torby z zakupami. Wyglądał na zmęczonego, wzrok miał gdzieś indziej.

Co jest?

Twoja mama mówi, iż od dzisiaj tu mieszka?

Kamil skinął głową, jakby chodziło o to, iż skończył się chleb.

No jasne. Potrzebujesz pomocy. Mama zgodziła się zamieszkać tu na jakiś czas, dopóki nie dojdziesz do siebie.

Na jakiś czas? zmarszczyłam brwi. A co z lodówką?

A, to. Kamil odstawił torby na stół i potarł nos. Mama kupiła, żeby jej jedzenie było osobno. Wiesz, ona ma specjalną dietę.

Specjalną dietę powtórzyłam wolno. W moim mieszkaniu.

Joasia, nie zaczynaj znowu. Jestem zmęczony. Mama chce tylko pomóc, a ty od razu robisz scenę.

Halina pewnie otworzyła nową lodówkę i zaczęła wyjmować zakupy. Patrzyłam na jej ruchy: jogurty, twaróg, jakieś butelki z etykietami, warzywa w pojemnikach.

Widzisz zamknęła lodówkę teściowa. Teraz każdy ma swoje. I nikt nikomu nie przeszkadza.

Chciałam coś powiedzieć, ale Zosia zaczęła płakać. Głośno, żądająco. Trzeba ją było natychmiast nakarmić, przewinąć, uśpić. Głowa mi pulsowała ze zmęczenia, nie miałam siły na nic. Wszystkie pytania zeszły na dalszy plan.

Idź już, idź, nakarm dziecko machnęła ręką Halina. Ja tu w międzyczasie posprzątam.

Powoli wyszłam z kuchni i udałam się do sypialni. Tu też coś się zmieniło. Na komodzie leżały obce przedmioty krem do rąk, flakonik perfum, szczotka do włosów. Na krześle wisiał szlafrok, który wyraźnie nie był mój.

Kamil zawołałam cicho, siadając na łóżku.

Mąż pojawił się w drzwiach.

Co jeszcze?

Dlaczego rzeczy twojej mamy są w naszej sypialni?

Śpi na kanapie w salonie, ale swoje rzeczy tu zostawiła, żeby nie zawalały korytarza. Co to za różnica?

To ważne, bo to moje mieszkanie.

Kamil westchnął, jakbym robiła problem z byle powodu.

Joasia, daj spokój. Mama przyszła pomóc, a ty czepiasz się każdego szczegółu. Wolałabyś być sama z dzieckiem? Bez pomocy?

Nie odpowiedziałam. Zosia ssała mleko, jej malutki nosek lekko się poruszał, podczas gdy w mojej głowie kotłowały się coraz bardziej niepokojące myśli. Jak to się stało? Wyszłam ze szpitala z własnego mieszkania, gdzie żyłam z mężem, i wróciłam dokąd? Do akademika, gdzie każdy ma swoją lodówkę i własne zasady?

Gdy Zosia się najadła i zasnęła, ostrożnie położyłam ją do łóżeczka stojącego przy oknie. Czas było dowiedzieć się, co się tu dzieje. Wróciłam do kuchni.

Halina siedziała przy stole, trzymając w ręku kawę i przeglądając magazyn.

Zasnęła? Dobra jesteś. Dzieci trzeba od pierwszego dnia uczyć rutyny.

Podeszłam do starej lodówki i otworzyłam drzwi. Była prawie pusta butelka mleka, trochę sera, kilka jajek. Wszystko inne zniknęło.

Halina, gdzie jest jedzenie? zapytałam.

Jakie jedzenie, kochanie?

To, które było w lodówce. Kurczak, warzywa, soki.

A, to. Teściowa popiła kawę. Wyrzuciłam. Nie były już świeże i dziwnie pachniały. Nie chciałam, żebyś się zatruła.

Zdrętwiałam.

Wyrzu

Idź do oryginalnego materiału