Jak zaakceptować, iż nasze dorosłe dzieci nas już nie potrzebują, i zacząć żyć dla siebie w wieku 65 lat?

twojacena.pl 3 dni temu

W wieku 65 lat zrozumieliśmy, iż nasze dzieci już nas nie potrzebują. Jak to zaakceptować i zacząć żyć dla siebie?

W niewielkim domu na obrzeżach Poznania, gdzie każdy kąt skrywał wspomnienia burzliwej młodości, 65-letnia Wanda siedziała nad stygnącą herbatą, wpatrując się w pustkę. Po raz pierwszy w życiu jej serce ścisnęła gorzka prawda – troje dzieci, którym wraz z mężem poświęcili wszystko – czas, siły, oszczędności – odeszło, by żyć własnym życiem, pozostawiając rodziców w samotności. Syn choćby nie odbierał telefonu, gdy dzwoniła. Czasem w głowie zadręczało ją pytanie: czy naprawdę żadne z nich nie poda im szklanki wody, gdy starość na dobre ich dogoni?

Wanda wyszła za mąż w wieku 25 lat. Jej mąż, Wojciech, był szkolnym przyjacielem, który latami zabiegał o jej serce. Poszedł na te same studia, by być blisko niej. Rok po skromnym ślubie Wanda zaszła w ciążę. Ich pierwsza córka, Jagoda, urodziła się, gdy życie jeszcze nie było gotowe na takie zmiany. Wojciech rzucił naukę, by pracować, a Wanda wzięła urlop dziekański.

To były ciężkie lata. Wojciech znikał w pracy na całe dni, a Wanda uczyła się macierzyństwa, jednocześnie próbując skończyć studia. Dwa lata później znów zaszła w ciążę. Musiała przejść na zaoczne, a Wojciech pracował jeszcze więcej, by utrzymać rodzinę.

Mimo trudności wychowali dwoje dzieci: starszą Jagodę i młodszego syna Marcina. Gdy Jagoda poszła do szkoły, Wanda wreszcie znalazła pracę w swoim dziale. Życie zaczęło się układać: Wojciech dostał stabilną posadę z dobrym wynagrodzeniem, urządzili sobie małe mieszkanie. ale ledwo odetchnęli, gdy Wanda odkryła, iż spodziewa się trzeciego dziecka.

Narodziny najmłodszej córki, Bronisławy, stały się nową próbą. Wojciech brał każdą dodatkową pracę, by utrzymać rodzinę, a Wanda poświęciła się córeczce. Do dziś nie wie, jak dali radę, ale stopniowo wszystko wróciło na swoje miejsce. Gdy Bronisława poszła do pierwszej klasy, Wanda poczuła ulgę, jakby kamień spadł jej z serca.

Ale trudności nie ustawały. Jagoda, ledwo zaczynając studia, oznajmiła, iż wychodzi za mąż. Wanda i Wojciech nie próbowali jej odwieść – sami przecież pobrali się młodzi. Zorganizowanie wesela i pomoc w kupnie mieszkania dla młodych wyczerpały ich i opróżniły oszczędności.

Marcin też zapragnął własnego lokum. Rodzice nie mogli mu odmówić, więc wzięli kolejną pożyczkę i kupili mu kawalerkę. Na szczęście Marcin gwałtownie znalazł pracę w dużej firmie, co nieco uspokoiło Wandę.

Gdy Bronisława kończyła szkołę, wyznała, iż marzy o studiach za granicą. Był to trudny czas – pieniędzy ledwo starczało, ale Wanda i Wojciech zebrali, co mogli, i wysłali córkę na naukę do Europy. Bronisława wyjechała, a ich dom opustoszał.

Z biegiem lat dzieci coraz rzadziej pojawiały się w rodzinnym domu. Jagoda, choć mieszkała w Poznaniu, wpadała tylko od święta, tłumacząc się zajęciami. Marcin sprzedał swoje mieszkanie, kupił nowe w Warszawie i przyjeżdżał raz do roku, jeżeli nie rzadziej. Bronisława, skończywszy studia, została za granicą, budując karierę.

Wanda i Wojciech dali dzieciom wszystko: młodość, czas, pieniądze, marzenia. A w zamian otrzymali pustkę. Nie oczekują pomocy finansowej ani opieki. Pragną tylko jednego – by zadzwoniły, przyjechały, powiedziały dobre słowo. ale zdaje się, iż to już przeszłość.

Teraz Wanda siedzi przy oknie, patrząc na zaśnieżone podwórko, i myśli: może pora przestać czekać? Może w wieku 65 lat ona i Wojciech zasłużyli na szczęście, o którym zawsze myśleli na końcu?

Ale jak wypuścić z serca ten ból? Jak pogodzić się z tym, iż dzieci, dla których poświęcili wszystko, odeszły bez spojrzenia wstecz? Wanda przypomina sobie, jak kiedyś marzyła o podróżach, o czytaniu książek, o życiu dla siebie. ale lata minęły na trosce o innych. I teraz, stojąc u progu starości, czuje, jak życie wymyka się z rąk.

Wojciech milczy, ale Wanda widzi w jego oczach tę samą tęsknotę. On, tak jak ona, oddał dzieciom wszystko, co miał, i teraz nie wie, czym wypełnić pustkę. Nie chcą być ciężarem, ale życie w oczekiwaniu na dzwonek, który może nigdy nie zadzwoni, staje się nie do zniesienia.

— Może czas zacząć żyć dla siebie? — mówi cicho Wanda, ściskając dłoń męża. — Pojechać nad morze, jak marzyliśmy? Albo po prostu spacerować wieczorami, nie myśląc, kto zadzwoni?

Wojciech patrzy na nią, a w jego oczach miga iskra.

— Może i czas — odpowiada. — Przecież wciąż żyjemy.

Lecz w głębi serca Wanda boi się: a nuż zapomnieli, jak to jest żyć dla siebie? A nuż jedyne, co im pozostało, to wspomnienia, gdy byli potrzebni? Mimo to, patrząc na męża, postanawia: spróbują. Znajdą w sobie siłę, by zacząć od nowa, choćby jeżeli wydaje się to niemożliwe.

Idź do oryginalnego materiału