Jak sąsiad dał nauczkę natrętnym krewnym pojawiającym się niespodziewanie na grillu

newsempire24.com 6 dni temu

Kazimierz Nowak, nasz sąsiad z działki pod Poznaniem, zawsze słynął z gościnności i mistrzowskiego przyrządzania kiełbasek z grilla. Jego tajny przepis, poznany podczas służby wojskowej na południu Polski, sprawiał, iż jego potrawy były wyjątkowe. Niestety, jego dobre serce obróciło się przeciw niemu – niektórzy krewni zaczęli nadużywać jego uprzejmości.

Co weekend, gdy tylko zobaczyli dym unoszący się nad ogrodem Kazimierza, jego kuzyni z rodzinami, mieszkający w pobliżu, zjawiali się bez zaproszenia. Ochoczo oferowali pomoc w przygotowaniach, ale ich udział ograniczał się do degustacji potraw i opróżniania półmisków. Nie przynosili ani jedzenia, ani napojów, licząc całkowicie na hojność gospodarza.

Kazimierz, człowiek kulturalny i taktowny, długo znosił to zachowanie, mając nadzieję, iż krewni sami zrozumieją swoją bezczelność. Gdy jednak ich wizyty stały się regularne i uciążliwe, postanowił dać im nauczkę.

Pewnej soboty, wiedząc, iż nieproszeni goście znów się pojawią, przygotował specjalną „niespodziankę”. Rozpalił grill, używając starych, wilgotnych desek pozostałych po rozbiórce szopy. Dym z takiego drewna był gęsty i miał wyjątkowo nieprzyjemny zapach.

Jak przewidział, krewni nie kazali na siebie długo czekać. ale ledwie stanęli na działce i poczuli duszący odór, zaczęli krzywić się i wymieniać znaczące spojrzenia. Próby udawania, iż wszystko jest w porządku, gwałtownie się skończyły, gdy dym stał się jeszcze gęstszy, a smród – nie do zniesienia.

„Kazik, dziś ten dym jest jakoś… szczególny” – ostrożnie zauważył jeden z kuzynów, zasłaniając nos chusteczką.

„A, no wiesz, drewno mokre i stare. Ale zaraz się rozgrzeje” – odparł Kazimierz z niewzruszoną miną, dokładając kolejne kawałki nieszczęsnych desek.

Po kilku minutach, gdy oczy zaczęły łzawić, a ubrania przesiąkły nieprzyjemnym zapachem, goście gwałtownie znaleźli powody do wyjścia.

„Ojej, zupełnie zapomniałem, muszę jeszcze zdążyć do sklepu przed zamknięciem” – wymamrotał jeden.

„A u nas chyba w kranie coś kapie, trzeba naprawić” – dodała jego żona.

Wkrótce cała „ekspedycja” się wyniosła, zostawiając gospodarza w spokoju. Kazimierz z ulgą westchnął, uprzątnął niedopalone deski i rozpalił grill na nowo, używając już dobrego drewna. Tego wieczoru po raz pierwszy od dawna cieszył się kiełbaskami w ciszy i błogim spokoju.

Po tym incydencie nieproszeni goście już nigdy nie pojawiali się bez zaproszenia. Wyglądało na to, iż lekcja poskutkowała, a Kazimierz odzyskał możliwość spokojnego spędzania czasu w działce bez natrętnych wizyt.

Idź do oryginalnego materiału