**”Straciłeś wszystko, Roman”: jak porzucona kobieta z dziećmi stała się panią cudzej przyszłości**
Po raz pierwszy od dawna Krystyna poczuła się wolna. Głęboko wdychając chłodne powietrze rodzinnego Krakowa, poprawiła torbę na ramieniu i ruszyła w stronę cmentarza. Dzieci zostawiła u cioci Haliny – siostry zmarłej matki. Były na wakacjach, więc Krystyna wreszcie mogła złapać oddech. Przyjechała tylko na kilka dni: odwiedzić groby rodziców i zobaczyć tę, która w dzieciństwie była dla niej drugą matką.
Ale gdy wróciła do domu, wszystko rozpadło się w jednej chwili.
– Oddawaj klucze, Krystyna – rzucił zimno Roman, jej mąż, stojąc w progu. – To koniec. Lilka jest w ciąży. Zaczynam nowe życie, a ty jesteś wolna.
– Co? – Krystyna ledwo utrzymała torbę. – Roman, jak możesz?
Nawet nie drgnął.
– Wiedziałaś, iż to nie na zawsze. Ale się nie martw, i tak nie masz nic. Dom jest wynajęty, firma wujka, konta na mamę. Więc proszę, bez scen. A jeżeli będziesz przeszkadzać, zabiorę dzieci.
Kiedyś Krystyna była gwiazdą uczelni. Naturalna blondynka z zielonymi oczami, smukła, elegancka, opanowana. Miała przyszłość, plany, ojciec – Henryk Nowak – był szanowanym człowiekiem. Marzyła, iż kiedyś razem otworzą firmę.
Ale w ciągu roku straciła wszystko. Najpierw umarł ojciec, potem prawie od razu – matka. Z czarnymi od żalu oczami broniła dyplomu, nieświadoma, jak kurczowo ściska długopis. Wtedy Roman po raz pierwszy podszedł i zaproponował:
– Wyjdź za mnie. I tak tu już jest ci źle. Zaczniemy od nowa.
Nie myślała – po prostu się zgodziła. Mieli pokój w akademiku, kupiony przez ojca. Wyprowadzili się, zaczęli pracować, potem założyli firmę transportową. Krystyna sprzedała choćby rodzicielskie mieszkanie, żeby dołożyć się do interesu.
Biznes szedł dobrze, początkowo wszystko było spisane po połowie. A potem – ciąża, dzieci, i stopniowo wszystko „przepisano” na wujka Romana. Nie wnikała: w domu było spokojnie, dzieci zdrowe. Dopiero po urodzeniu córki Krystyna zrozumiała – straciła nie tylko majątek, ale i siebie.
Zmieniła się zewnętrznie. Ciało zmęczone od nocnych karmień, prania, obowiązków. A Roman wręcz przeciwnie – „rozkwitał”: siłownia, długie włosy, opalenizna, zainteresowanie kobiet.
– Zaniedbałaś się – powiedział kiedyś z niesmakiem. – Wstyd z tobą wyjść. Zrób coś ze sobą.
A teściowa nie omieszkała dodać:
– Dawno w lustro patrzyłaś? Mój syn to przystojniak, a ty… Wyglądasz jak jego matka! Nie jesteś go warta!
Krystyna próbowała. Leczenie, diety. Ale zmęczenie, zdrada i obojętność niszczyły szybciej niż nadwaga.
A teraz po prostu wyrzucił ją za próg. Bez krzyku, bez żalu. W torbie – tylko ubrania i dziecięce albumy. Ani domu, ani pieniędzy, ani praw do firmy, choćby stabilności. Tylko dwoje dzieci, których ex-mąż już chciał odebrać.
Pojechała do cioci Haliny, a ta powiedziała:
– Zostaw dzieci u mnie. Otrząśnij się. Pomogę.
I pomogła. choćby zaproponowała biznes – firmę przeprowadzkową. Ciocia włożyła oszczędności, Krystyna dołożyła pieniądze ze sprzedaży pokoju. Zaczęli od dwóch samochodów i paru pracowników. A potem ruszyło…
Po pięciu latach Krystyna miała sieć w całym województwie, własną siedzibę, flotę. A Roman? Roman stracił wszystko. Lilka urodziła, ale gwałtownie się rozwieźli, zabierając mu mieszkanie. Firma „wujka” okazała się niewypałem i niedługo wyrzucił siostrzeńca.
– choćby nie jesteś współwłaścicielem. Tylko pracownik – powiedział. – Już ci nie ufam.
– Mamo, powiedz coś! – krzyknął Roman.
– A co mam powiedzieć? – wzruszyła ramionami teściowa. – Miałeś wszystko pod nosem. Sam to straciłeś.
Resztki „dobrego życia” zmieniły się w łóżko w hostelu i pracę na ciężarówkach. Gdy zdrowie szwankowało, Roman postanowił zatrudnić się jako kierowca… w największej firmie logistycznej w mieście.
Przyszedł na rozmowę i zobaczył… Krystynę.
Smukłą, zadbaną, pewną siebie w eleganckim garniturze. Patrzyła na niego spokojnie, choćby z lekkim uśmiechem.
– Cześć, Roman. Szukasz pracy?
– Świetnie wyglądasz… – wybełkotał. – Może przyjmiesz mnie ze względu na stare czasy? Znam się, mam doświadczenie…
– Nie zatrudniamy alimentariuszy – odpowiedziała spokojnie. – Masz długi.
– Ale próbowałem płacić! – wybuchnął. – Nie zawsze, ale starałem się!
– Dzieci mają po osiemnaście lat, a ty wciąż „próbujesz”. Takich pracowników nie potrzebujemy.
Zaci– Wiesz co? – powiedziała Krystyna, patrząc mu prosto w oczy – powinieneś był pomyśleć o tym, zanim odszedłeś.