Dzisiaj, gdy wracałam z pracy w piątkowe popołudnie, choćby nie przypuszczałam, iż ten dzień zmieni moje życie na zawsze. Otworzyłam drzwi i jak zawsze zawołałam:
Kochanie, jestem!
Cisza. W domu panowała dziwna pustka.
Dziwne Powinien już być pomyślałam, idąc do sypialni.
Gdy otworzyłam drzwi, zamarłam. Staś, mój mąż, stał przy łóżku i nerwowo pakował ubrania do walizki.
Staś Co robisz? wyszeptałam, nie wierząc własnym oczom.
Wyprowadzam się odpowiedział obojętnie, choćby na mnie nie patrząc.
Wyprowadzasz? Dlaczego?! Co się stało?
To przez twojego ojca rzucił, zirytowany.
Mojego ojca? Co on ma do tego?
Nie rozumiałam ani słów, ani sensu, ani tego, co się działo. A przed moimi oczami rozpadało się małżeństwo, któremu poświęciłam tyle miłości, cierpliwości i ciepła.
Poznaliśmy się, gdy miałam dwadzieścia osiem lat. Staś był osiem lat starszy pewny siebie, czarujący, doświadczony. Wtedy sądziłam, iż znalazłam odpowiedniego mężczyznę. Rodzina, przyjaciele, wszyscy powtarzali, iż pora się ustatkować. Zegar tyka, mówili. To już nie wiek na zabawę. Zaczęłam patrzeć na każdego adoratora jak na potencjalnego męża i to ich odstraszało.
Ale ze Stasiem było inaczej. Poznaliśmy się w kawiarni, przez znajomego z pracy, i od razu złapaliśmy wspólny język. Był uprzejmy, troskliwy. A gdy dowiedział się, iż mam własne mieszkanie, nowy samochód, dobrą posadę w urzędzie miasta i ojca przedsiębiorcę nagle stał się jeszcze bardziej czuły.
Rok później wzięliśmy wystawne wesele. Wszystko opłacił mój ojciec. Staś nie protestował. Wręcz przeciwnie z entuzjazmem przyjął pracę sprzedawcy w jednym ze sklepów teścia.
Na początku nasze wspólne życie przypominało bajkę: wyjazdy za granicę, kolacje, prezenty. Tylko jeden szczegół psuł cały obraz Staś nigdy za nic nie płacił. Zawsze ja. Na początku nie zwracałam na to uwagi. Potem zaczęłam prosić. W końcu błagałam.
Dlaczego to ja muszę wszystko utrzymywać? poskarżyłam się przyjaciółce. Chcę czuć się kobietą, delikatną, otoczoną opieką.
Ale Staś tylko się zaśmiał:
Kochanie, nie bądź dziecinna. Wszystko gra. Nie zawracaj sobie tym głowy.
W pracy ledwo cokolwiek robił, godzinami siedział w telefonie, a pieniądze, które zarabiał, trzymał na swoim koncie. choćby nie podejrzewałam.
Aż zachorowałam. Ciężko. Spędziłam miesiąc w szpitalu. Rodzice odwiedzali mnie codziennie; Staś rzadko. Gdy wróciłam do domu, zastałam szokujący widok: brud, stosy naczyń, podłoga zasypana śmieciami.
Nic nie posprzątałeś?! wykrzyknęłam.
Po co? To kobiece zajęcie odparł obojętnie.
Ale byłam w szpitalu, Staś! I mimo to ja mam to sprzątać?!
Już jesteś w domu, więc się tym zajmij.
Drżąca ze słabości, zamówiłam ekipę sprzątającą. Lekarz ostrzegł: rekonwalescencja potrwa co najmniej rok. A o dziecku nie mogło być mowy.
Rok później, gdy lekarze w końcu mi pozwolili, powiedziałam mężowi, wzruszona:
Wyobrażasz sobie? Już możemy Możemy zacząć planować!
Jestem zajęty. To nie jest dobry moment burknął, wpatrzony w pilot konsoli. Prezent, który mu kupiłam, stał się teraz jego jedynym zainteresowaniem.
Minęły tygodnie. Wciąż mnie ignorował. Aż pewnego dnia wyznał:
Wiesz, Małgosiu Wyprowadzam się. I nie chcę mieć z tobą dziecka.
Co ty mówisz?!
Nie kocham cię. Nigdy nie kochałem. Byłem z tobą, bo było wygodnie. Mieszkanie, pieniądze, samochód. Teraz mam dość. Już cię nie potrzebuję.
Staś, nie możesz tak Widziałeś, jak walczyłam, jak czekałam!
To twoje problemy. Ja jestem wolny.
Zamknął walizkę, wrzucił do niej konsolę i wyszedł.
Nie jadłam, nie spałam. Siedziałam w domu, wpatrzona w pustkę. Trzy dni później zaniepokojeni rodzice pojawili się w drzwiach. Ojciec, widząc mój stan, ledwo powstrzymał wściekłość.
Zabrali mnie do domu na wsi. Stasia zwolniono tej samej nocy. Niedługo potem mój ojciec, Wojciech, załatwił wszystko, by zablokować konto byłego zięcia. Wszystkie jego oszczędności zniknęły.
Staś został z niczym: bez pracy, bez domu. Ledwo stać go było na wynajem pokoju. Nie miał pojęcia, co robić dalej.
Ja, kilka miesięcy później, dostałam nową pracę. Tam poznałam mężczyznę o imieniu Marek. Nie był młody, ale był uczciwy, spokojny, i od pierwszego spojrzenia okazywał mi szacunek i dobroć.
Pół roku później stał się cud: dwie kreski na teście. Łzy, śmiech, telefon do rodziców i nieskończona wdzięczność, iż pewnego dnia odważyłam się powiedzieć dość.












