„Jak gdyby nigdy nic” Anny Orbaczewskiej w Galerii Białej

magazynszum.pl 9 miesięcy temu

Bardzo brzydkie rysunki
Aneta Szyłak

Znane od zaledwie kilku lat prace rysunkowe Anny Orbaczewskiej zburzyły utrwalone przeświadczenia o jej sztuce, formułowane głównie na podstawie jej wcześniejszego malarstwa o nieomal onirycznej estetyce. Jednak równocześnie z nimi, nieomal kompulsywnie, powstawały emocjonalne, codzienne zapisy w postaci rysunków, które z czasem zaczęły tworzyć rodzaj dziennika przemocy w relacjach oraz desperackich prób przetrwania kobiety w patriarchalnym społeczeństwie.

Rysunki Anny Orbaczewskiej to błyskawiczne notacje ciemnoniebieskim tuszem, przedstawiające ekspresyjne kobiece postaci w sytuacjach napięcia, przeciążenia i zagrożenia. Artystka posługuje się w nich zmienną, dynamiczną skalą przedstawienia, w której przerysowane postaci i ich relacje mieszają się z motywami lokalnych ornamentów w wypadku rysunków inspirowanych prozą Guentera Grassa oraz w innych wypadkach nawiązującymi do baroku i rokoka. Nawiązanie do prozy Grassa łączy bohaterki rysunków z dramatycznymi kobiecymi postaciami prozy gdańskiego noblisty, których losy naznaczyła wojna i społeczna opresja, rokoko zaś przywołuje sposób przedstawiania kobiet i ich relacji z mężczyznami w formie dekorującej patriarchalną dominację. Nawiązania te przemieszczają się do rysunków Orbaczewskiej z nowej serii obrazów, dokonującej rewizji rokokowego malarstwa przedstawionej w tonacji negatywu barwnej reprodukcji, w którym została przeprowadzona reedycja wizerunku. Eksplorują one to, w jaki sposób malarstwo historyczne przyczyniło się do specyficznej seksualizacji wizerunku kobiety uległej i podległej oraz przenoszenia sfery erotyki z obszaru intymności do obszaru stylu życia. Zapośredniczenie poprzez fotografię-reprodukcję jako czegoś, co podlega umasowionej cyrkulacji, podobnie jak we wcześniejszych obrazach akcentuje to, w jaki sposób sztuka i jej kulturowa rola utrwalają systemową przemoc. To co w nowych, uwodzicielskich obrazach nawiązujących do rokoka zyskuje wymiar dekoracyjny, w rysunkach pojawia się w formie bezpośredniej ekspresji, manifestowanej niezgody. Gdy w prezentowanym obrazie widzimy negatywowe odzwierciedlenie stereotypowej relacji zabetonowanej w swoistych tradycjach reprezentacji relacji płci, rysunki na papierze i ceramice każą nam podejść blisko i skonfrontować się z czymś, czego istnienie tak często w kulturze i relacjach politycznych jest wypierane.

widok wystawy „Jak gdyby nigdy nic” Anny Orbaczewskiej w Galerii Białej, fot. Piotr Wysocki, dzięki uprzejmości Galerii Białej
widok wystawy „Jak gdyby nigdy nic” Anny Orbaczewskiej w Galerii Białej, fot. Piotr Wysocki, dzięki uprzejmości Galerii Białej
widok wystawy „Jak gdyby nigdy nic” Anny Orbaczewskiej w Galerii Białej, fot. Piotr Wysocki, dzięki uprzejmości Galerii Białej widok wystawy „Jak gdyby nigdy nic” Anny Orbaczewskiej w Galerii Białej, fot. Piotr Wysocki, dzięki uprzejmości Galerii Białej
widok wystawy „Jak gdyby nigdy nic” Anny Orbaczewskiej w Galerii Białej, fot. Piotr Wysocki, dzięki uprzejmości Galerii Białej

Ukazują te rysunki kobietę wyczerpaną, nadmiernie przeciążoną, zniecierpliwioną, poddaną przemocy i przed nią uciekającą, próbującą się uwolnić. Tym samym tradycyjne kulturowe motywy zdobnicze mieszają się z tym, co często jest głęboko skrywane pod naskórkowo widzianymi relacjami rodzinnymi i społecznymi. Kobieta w tych rysunkach wyrywa się ze sfery dekoracji, która ma za zadanie nas przywabić aby następnie niemile zaskoczyć. W twórczości rysunkowej i malarskiej Anny Orbaczewskiej w ostatnich latach silnie wybijają się wątki traumy i przemocy, a więc tego, czego wyrażenie jest najtrudniejsze, czasami wręcz niemożliwe. Artystka utrwaliła się w szerokim odbiorze jako twórczyni świetnie namalowanych, zwracających uwagę swoją techniką obrazów. Jej najbardziej znane, wielkoformatowe prace malarskie, przedstawiały idylliczne, choć niepozbawione smutku pejzaże, sceny z dziećmi i zwierzętami, robiące wrażenie rozmytych, rozbielonych fotografii. Tak jakby niewielkie, intymne migawki czasu prywatnego, niczym robione pod światło ujęcia Polaroidem, dziwnym trafem, przeniosły się do wielkiego formatu i na ścianę. Z upływem lat okazało się jednak, iż od pewnego czasu artystka pracowała nad rysunkami na różnych powierzchniach – od papieru po ceramikę.

Ujawnienie przez artystkę tych rysunków stało się przełomowe dla odbioru jej twórczości, tak jakby przed oczami widzów łuszczyły się i odkładały kolejne warstwy przedstawień. Patrzeć trzeba na te rysunki w szerszym kontekście jej innych prac w tym medium. Poświęcone przemocy i toksycznym relacjom między płciami, mają one w sobie ekspresję całkowicie odmienną od wcześniej uprawianego przez artystkę malarstwa sztalugowego. Są szybkim, brutalnym w swoim wyrazie zapisem trudnych sytuacji i emocji. Erotyzm rysunków, nierzadko zabarwiony cierpkim humorem walczy z kontrolą nad seksualnością człowieka i tym, jak determinuje ona relacje i zależności. W atmosferze ruchów takich jak #meetoo oraz buntu kobiet przeciw kulturowej i strukturalnej przemocy, głos Orbaczewskiej rezonuje ze szczególną siłą, szczególnie, gdy niewielkie rysunki na papierze oglądamy, co konieczne, z bliska. W ostatnim okresie najnowsze obrazy sztalugowe także wprowadzają mroczną atmosferę rysunków także do jej malarstwa o coraz bardziej ekspresyjnym wyrazie, gdzie powtarzają się motywy wyolbrzymionych dłoni i opuszczonych ramion, obrazy ucieczki i skomplikowanych zależności pomiędzy przedstawionymi postaciami.

Anna Orbaczewska, bez tytulu, 110cm x 120cm, fot. dzięki uprzejmości artystki
widok wystawy „Jak gdyby nigdy nic” Anny Orbaczewskiej w Galerii Białej, fot. Piotr Wysocki, dzięki uprzejmości Galerii Białej
widok wystawy „Jak gdyby nigdy nic” Anny Orbaczewskiej w Galerii Białej, fot. Piotr Wysocki, dzięki uprzejmości Galerii Białej

Rysunkowe cykle Anny Orbaczewskiej gwałtownie z powierzchni papieru zaczęły przenosić się na przedmioty codziennego użytku. Znamiennym gestem było pojawienie się naszkliwnych rysunków na elementach serwisów śniadaniowych i obiadowych, w których ich codzienność, zwyczajność i użyteczność mieszały się z dramatycznymi, czasem brutalnymi lub ironicznymi przedstawieniami, dotyczącymi relacji w związkach i rodzinie. Są one rodzajem pułapki zastawionej na widza, który zbliżając się do udekorowanych powierzchni naczyń gwałtownie orientuje się, iż nie będzie tu ani łatwo, ani lekko ani, tym bardziej, przyjemnie.

Najnowsza praca Anny Orbaczewskiej to piec kaflowy. Obiekt z instalacją termiczną został wykonany z szamotu, kafli piecowych wypalonych z gliny i dekorowanych podszkliwnie w technice majoliki i kolorach tradycyjnego zdobnictwa uzyskiwanego dzięki tlenków kobaltu i manganu. Poszczególne ceramiczne elementy pieca zostały ozdobione w sposób kojarzący się z występującymi na Pomorzu piecami, stanowiącymi dowód wpływu kultury flamandzkiej i holenderskiej na rzemiosło w regionie. Kafle te skomponowane są w taki sposób jak ich historyczne odpowiedniki, czyli obwiedzione są ornamentem roślinnym, podczas gdy w części środkowej namalowane zostają sceny rodzajowe. Jednak przy starannym obejrzeniu widać, iż odbiegają jednak one znacząco od tradycji poprzez swoją tematykę oraz bardzo ekspresyjną, nietypową dla tradycyjnej ceramiki kreskę. Na piecowych kaflach pojawiają się motywy znane z jej rysunków na papierze i talerzach, które zaczynają być częścią jej osobistej ikonografii, radykalnie odmiennej od wyidealizowanych wizerunków i kulturowo narzucanych oczekiwań. Ekspresja tych przedstawień jest niczym eksplozja gniewu kogoś, przez dekady funkcjonuje w napięciu, niemożliwości realizacji własnych pragnień, noszący brzemię cudzych spraw, potrzeb i oczekiwań.

Piec Orbaczewskiej emituje odczuwalne ciepło. Ciepło to, w sposób oczywisty kojarzące się z tym urządzeniem pozostaje w opozycji do tego, co przedstawiają dekoracje, które zobaczymy z bliska. Z jednej strony jest tu rodzaj odniesienia do „domostwa” i „ogniska domowego”, które zwykle kojarzy się z bezpieczeństwem, wspólnym przebywaniem, dbałością o rodzinę. Zbliżywszy się widzimy, iż obiekt ten stawia wyzwanie kulturowo umocowanemu mieszczańskiemu ideałowi. Prace Anny Orbaczewskiej, w tym opisywany tu obiekt, można uznać za dyskusję artystki z tradycyjnymi motywami i formami sztuki czy rzemiosła, które utwierdzały stereotypowe wyobrażenia, czy wręcz formaty związków między kobietą i mężczyzną, małżeństwa i rodzicielstwa. Oparta na silnym kontraście pomiędzy tym, co jest nośnikiem tradycji, a tym, co stawia jej wyzwanie, jest głosem kulturowej zmiany, zmiękczania granic ról w związkach, nowych sposobów rozumienia relacji rodzinnych.

Niniejszy tekst ukazał się w 2021 roku w książce Anna Orbaczewska. Nie wiem jak ci to powiedzieć, wydanej przez Fundacja Lokal Sztuki/lokal 30; współwydawcami byli również: CSW Łaźnia w Gdańsku i BWA Zielona Góra.

Idź do oryginalnego materiału