Właściwie od zawsze brzydotę łączono ze złem. Znamy ten motyw z najstarszych mitów, legend, bajek. Wciąż go powielamy, zwykle bezmyślnie.
Osoby, które oficjalnie sprzeciwiają się bodyshamingowi – zawstydzaniu ludzi ze względu na ich ciała – i drą szaty (czyt. kręcą inby), gdy ktoś w internecie negatywnie skomentuje wygląd kobiety (że gruba, owłosiona, cokolwiek), bez skrępowania wyśmiewają wygląd mężczyzn, łącząc brzydotę (w potocznym znaczeniu – po prostu bycie poza kanonem urody) z tym, co najgorsze, przede wszystkim z mizoginią i homofobią.
Automatycznie zakładają, iż seksistowski, homofobiczny, hejterski komentarz w sieci napisał gość, który nie dość, iż jest brzydki, to pewnie jeszcze ma małego penisa i „nie rucha”. Tymczasem przy klawiaturze może siedzieć standardowo atrakcyjny facet, mający powodzenie wśród kobiet.
Nie mamy dowodów, by mizoginia jakkolwiek korelowała z nieatrakcyjnością i brakiem powodzenia. Kobiety powszechnie wchodzą w związki z facetami, którzy są dupkami i źle je traktują – wszystkich nas skrzywdziła socjalizacja w patriarchacie, w którym taki model wygrywa. Jesteśmy uczone ignorować czerwone flagi, co nam samym wyrządza krzywdę.
Nie ranią nas wyłącznie „wypaczone” jednostki, ale przemocowa kultura i system, w którym męska agresja jest często wynagradzana. Kary można za to dostać np. za niski wzrost (korelujący z niższymi zarobkami) czy nieśmiałość (według badań to cecha, której kobiety wyjątkowo nie lubią u mężczyzn).
Przyglądam się temu zjawisku od dawna. Jest bardziej powszechne poza lewicowymi czy liberalnymi bańkami, ale w nich też można mnożyć przykłady. Skupię się na jednym, dobrze obrazującym problem.
Słuchaj podcastu „Wychowanie płci żeńskiej”:
Spreaker
Apple Podcasts
11 maja odbył się finał Eurowizji, zwyciężyło niebinarne Nemo. Osoba reprezentująca Szwajcarię występowała w makijażu, spódnicy i różowym futerku, a podczas prezentacji wszystkich uczestników konkursu wystąpiła z żółto-biało-fioletowo-czarną flagą symbolizującą niebinarność zamiast tradycyjnie, jak inni, z symbolem narodowym.
W sieci oczywiście zawrzało. Pod artykułami na temat Eurowizji pojawiły się tysiące homofobicznych i queerfobicznych komentarzy, pisanych zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety. Ci pierwsi byli średnio bardziej agresywni, ale drugie nie zostawały daleko w tyle, dzieląc się marzeniem o powrocie „prawdziwych facetów”.
Zareagował na to popularny, bo mający ponad 200 tys. obserwujących, fanpage o nazwie „Smutne historie pisane na kacu i tanim papierze”, zestawiając Nemo z łysym, owłosionym facetem z nadwagą (hashtag sugeruje, iż chodzi o Joachima Brudzińskiego i nawiązanie do jego wypowiedzi na X), w samych majtkach, i sarkastycznym komentarzem „Jeśli nie chcecie, żeby taka «estetyka» panowała w kulturze europejskiej, głosujcie na tych, którzy kultywują tradycję”. Jak wróg, to można. Bodyshaming okazuje się dozwolony, a wnioskując po komentarzach – wręcz wskazany.
Wyobrażacie sobie, iż lewicujący, a w każdym razie progresywny artysta bądź artystka publikuje podobny obrazek, ale zestawiając standardowo piękną transpłciową dziewczynę z otyłą tradwife, daleko poza kanonem urodowym? Czasem wystarczy małe ćwiczenie z wyobraźni, by zauważyć wszechobecną, w tym własną hipokryzję.
Tymczasem „obrońcy tradycyjnej polskości” czy mężczyźni obrażający osoby queerowe lub kobiety w sieci mogą być tymi samymi, którym dajemy w prawo na Tinderze. Wygląd – a więc pierwsze wrażenie – jest najważniejszy nie tylko w aplikacjach randkowych. Jak myślicie, kto będzie miał większe powodzenie – przystojny, wysoki mizogin czy niski, wątły chłopak z zakolami, za to poczciwy, dobry i nieśmiały?
Tego pierwszego wasze uwagi mogą po prostu nie dotyczyć, a oberwą osoby poboczne, które rzeczywiście są poza kanonem urody, samotne i sfrustrowane, ale nie złe, nie nienawistne, wiele z nich udziela się w walce o równość i tolerancję. Dostają rykoszetem za niewinność. To naprawdę potrafi zaboleć, wzmocnić kompleksy, pogłębić zaburzenia odżywiania i obrazu własnego ciała. Wiem, bo rozmawiam z osobami, które zostały w ten sposób „ukarane”, starając się wykrzesać z siebie maksimum empatii, co wszystkim polecam.
Polecam też odrzucić podwójne standardy w ocenianiu męskich i kobiecych ciał, a choćby potrójne, włączając osoby niebinarne, ale apel ich dotyczący, podobnie jak kobiet, kieruję do osób spoza progresywnych baniek – ze świadomością, iż jest skazany na porażkę. Osoby uważające się za postępowe, zwłaszcza lewicowe, by uniknąć hipokryzji, powinny narzucić sobie wyższe standardy etyczne. Nie dla bodyshamingu, kogokolwiek i czegokolwiek by dotyczył.