J’Accuse…! Czyli o imporcie amatorów i skąd się bierze “chińszczyzna”

chiny24.com 9 miesięcy temu

Ostatnio miałem okazję obserwować kilka dyskusji na LinkedIn dotyczących jakości (złej) sprowadzanych do Polski towarów zaawansowanych technologicznie wyprodukowanych w Chinach.

Konkluzja tych dyskusji była następująca: Chiny produkują towary o bardzo wątpliwej jakości, które sprzedają Polakom, a Polacy są ofiarami tych działań i zostają narażeni na różnego rodzaju straty wynikające z nieuczciwej działalności firm chińskich.

No bo wiadomo – Chiny (a zatem i Chińczycy) są po prostu źli.

Poświęciłem kilka chwil, by przyjrzeć się źródłom frustracji i niezadowolenia wpisów będących początkiem poszczególnych dyskusji, przyjrzałem się też części krytycznych komentarzy. Wnioski wypływające z tego przyglądania nie są budujące.

Można je podsumować starym powiedzeniem o kowalu, który ukradł, a za którego przestępstwo powieszono Cygana.

Okazało się między innymi, iż autor z jednego wpisów namierzył w sieci pewną chińską firmę, która – jak się okazało – oferowała urządzenia, które nie dość, iż były wątpliwe jakościowo, to jeszcze nie posiadały odpowiednich certyfikacji zezwalających na ich stosowanie, czy sprzedaż na terenie UE. Przedstawiciele tej firmy w komunikacji za pośrednictwem komunikatorów zarzekali się, iż mają „wszystkie kwity”, a kiedy doszło do zakupu, to okazało się, iż wcześniejsze ich deklaracje do rzeczywistości miały się jak pięść do oka.

Autor tego wpisu wezwał do protestu ludzi z branży i przystąpienia do działań analogicznych do działań rolników, którzy sami zabrali się do porządkowania nieuporządkowanego.

Zajmuję się zawodowo różnymi aspektami handlu zagranicznego już 30 lat. Czytam takie historie i czasem już mi się choćby nie chce na nie reagować. Minęło 30 lat, zmienił się cały świat, a mentalnie wciąż tkwimy gdzieś tam w rejonach pierwszego „Kilera”. W tym udawaniu Zachodu, w tych garniturach dwurzędowych w kolorze śliwkowym, lub morskim, w białych skarpetach i mokasynach z frędzelkami a’la orzeszek.

Chcemy kupić tanio, taniej, jeszcze taniej, żeby sprzedać drogo, drożej, jeszcze drożej.

  • Po co lecieć do Chin, skoro mamy komunikatory?
  • Po co zaangażować profesjonalną firmę od kontroli jakości, skoro Chińczycy mogą nam przysłać zdjęcia?
  • Po co skorzystać z publicznego systemu umożliwiającego weryfikację dostawcy, skoro możemy sobie to sami sprawdzić na Alibabie?
  • Po co zatrudnić fachowca, który pozwoli uniknąć zagrożeń, skoro lepiej zaufać polskiemu motto narodowemu, iż „jakoś to będzie”?

A potem, kiedy wszystko idzie źle, czyli tak, jak można było przewidzieć, winni są podli Chińczycy, którzy zastawili takie przemyślne wnyki…

Tymczasem prawda jest taka, iż to ci, którzy kupują kreują niszę rynkową zapełnioną naciągaczami.

To chciwość i chorobliwa „oszczędność” jest motorem tego całego mechanizmu.

Jak napisałem w którymś z komentarzy: „Za napływ taniego szajsu z Chin odpowiadają nabywcy taniego szajsu z Chin, którzy powodują, iż pojawiają się dostawcy taniego szajsu z Chin”.

W dzisiejszych realiach zwłaszcza import z Chin można przeprowadzić w sposób absolutnie bezpieczny i kontrolowany. Chiny są państwem, gdzie nowe technologie służą zwiększaniu efektywności działalności gospodarczej z uwzględnieniem całej infrastruktury administracyjno-urzędniczej. Są tu też od lat stosowane narzędzia finansowe, dzięki którym można zabezpieczyć się przed nabyciem niechcianego produktu, niespełniającego dowolnych naszych wymagań.

Ale, żeby to wiedzieć, trzeba… wiedzieć. Niestety, choćby w tym obszarze opinie wygrywają z wiedzą.

Wśród różnych opinii na temat zagrożeń ze strony chińskich maszyn i urządzeń niskiej jakości pojawiły się również zdania krytyczne na temat działalności organizacji branżowych i liderów rynku w danej branży, którzy nie kwapią się, by zrobić w sprawie coś konkretnego.

Dlaczego? Bo amatorzy i naciągacze działają na ich korzyść. Profesjonaliści nabywają maszyny i urządzenia z tych samych źródeł co amatorzy, ale dbają o procedury, dopełniają swych powinności jako importerzy. A nie jest to ani magia, ani rocket science. To po prostu bardzo konkretna wiedza. Można ją pozyskać uczestnicząc w relatywnie niezbyt kosztownych szkoleniach, albo wynająć profesjonalistów, by zadbali sprawnie o każdy detal procesu importowego. Można też uznać, że: „[Chińczycy] potrafią być równie mili co niesłowni i niedbali, tudzież cwaniaccy. Starają się być honorowi i dbają o klienta, ale nie koniecznie o wysyłany towar”. Mnie ta wypowiedź ubawiła szczególnie z wielu powodów na raz. Bo jeżeli wiemy, iż ktoś, nasz partner biznesowy, kontrahent jest równie miły co niesłowny i niedbały, tudzież cwaniacki, to chyba jakoś reagujemy. Wywieramy presję (jeśli nam zależy), „ustawiamy do pionu”, ewentualnie zmieniamy. jeżeli wiemy, iż nasz dostawca nie dba o wysyłany nam towar, to albo sami się tym towarem opiekujemy kiedy trzeba, albo – znów – zmieniamy dostawcę… Dodatkowo wyobraziłem sobie swojego profesora od logiki w konfrontacji z taką wypowiedzią… No i z własnego doświadczenia pozyskane w ciągu 3 dekad wiem, iż w dostawcach wszelkich dóbr z Chin możemy przebierać jak w ulęgałkach. To są miliony podmiotów… Przebierać i grymasić możemy zwłaszcza dziś, kiedy w wielu branżach słabnie popyt lokalny, na rynku chińskim. Dla importera znającego się na swojej profesji zaczyna się okres hossy.

O czym niebawem.

I na koniec jeszcze powtórzę (bo lubię): produkty złej jakości pojawiają się na rynku za sprawą nabywców tych produktów. Sami sprawcy problemów chętnie w miejsce przyczyny wstawiają skutek.

Uniknąć problemów można na dwa sposoby:

  • zapytać fachowca, który może udzielić odpowiedniej porady, lub przeprowadzić szkolenie tematyczne,
  • zatrudnić profesjonalistów, którzy poprowadzą cały proces od A do Z.

W tym drugim przypadku wystarczy kliknąć w dowolny baner Fullbax na naszej stronie.

Leszek B. Ślazyk

e-mail: [email protected]

© www.chiny24.com

Idź do oryginalnego materiału