Skoda Kodiaq to SUV, którego bardzo często możemy zobaczyć na polskich drogach. I przy okazji jeden z najbardziej udanych projektów czeskiego producenta. Jakiś czas temu pokazano najnowszą generację tego samochodu, która właśnie wpadła w nasze ręce w ramach testu prasowego. jeżeli jesteście ciekawi, jak sprawował się poprzedni model – tutaj znajdziecie naszą recenzję.
W testach często zwracamy uwagę na to, iż najtrudniejsze premiery to te dotyczące udanych poprzedników – bo niełatwo jest poprawić to, co jest już tak dobre. Nowy Kodiaq zyskał adekwatnie pod każdym względem. Wizualnie jest to prawdziwy glow up.
To samochód z nowoczesną i elegancką linią oraz wyraźnymi przetłoczeniami z boku. Do tego fajnie opadająca linia dachu i mały "spoiler" na końcu. Podoba mi się interesujące przebicie kolorystyczne całego nadwozia srebrnym elementem przy tylnej szybie.
Dobrze jest adekwatnie z każdej strony, bo od frontu mamy potężny, żeberkowy grill. Z kolei z tyłu atrakcyjnie osadzone reflektory pomiędzy napisem "Skoda" zamiast tradycyjnego logotypu (uff!).
W przypadku testu nowego Superba pisaliśmy, jak ładne auto może położyć nudny lakier i słabe felgi. W tej konfiguracji Kodiaqa jest wręcz odwrotnie. Lakier metalizowany o nazwie “Złoty Bronx” to będzie jedne z najlepiej wydanych 3550 złotych przy konfigurowaniu tego auta. Wygląda świetnie. Jest bardzo nieoczywisty. Oczywiście "złoty kolor" brzmi absurdalnie, ale tu nie ma mowy o tandetnym złocie. To cieszący oko odcień złotego, brązowego, zielonego, który w jesiennej kolorystyce pasuje jak ulał.
Pierwsze skojarzenie z wnętrzem? Podam dwa: przestronność i nowoczesność. Miejsca jest tam absolutnie wystarczająco do zapakowania rodziny lub grupy dorosłych choćby na największe wycieczki. Bagażnik jest tak wielki, iż choćby udało się bez problemu włożyć tam do transportu drugi fotelik, mimo iż bagażnik był już załadowany torbami na weekend. Jest przeogromny, a do tego pod spodem mieści koło zapasowe. Rzadkość w dzisiejszych czasach.
Miłe zaskoczenie to także jakość wykończenia wnętrza. Wygodne, mięsiste skórzane fotele dają przyjemny vibe flirtujący z klasą premium. Na środku duży i sprawnie działający dotykowy ekran, na którym sterujemy wnętrzem samochodu. Mała rzecz, która cieszy, a nie jest oczywistością w nowych autach, to pozostawienie tradycyjnych pokręteł do sterowania klimatyzacja (w tym przypadku dodatkowo także ogrzewaniem lub wentylowaniem foteli).
Poza tym to, z czym kojarzy się Skoda, czyli dobra ergonomia i sporo schowków różnej maści. Generalnie duży plus za wnętrze, które jest równie dobre co "zewnętrze". Dla porównania w świetnym Hyundaiu Santa Fe, który skradł serca wielu designem, jakość wnętrza jest wizualnei ładna, ale... no czuć tam więcej kompromisów. Tutaj jest w porządku.
Największy minus tego auta to coś, co powtórzyło się ze Skody Superb. Wygląda na to jakby Skody nowej generacji miały trochę zbyt przekalibrowane czujniki bezpieczeństwa i to w złym tego słowa znaczeniu.
Niektóre systemy wspierające kierowcę np. awaryjnego hamowania czy zbliżania się do przeszkody są tak czułe i nadaktywne, iż po prostu męczą. Jest dużo pikania z każdej strony, iż przy manewrach naprawdę nie jest to komfortowe i ostrzega zauważalnie za wcześnie (lub za głośno). Do tego nagłe hamowanie (i to dość agresywne), gdy (rzekomo) zbliżamy się nagle i niekontrolowanie do przeszkody.
Nie jestem też fanem dźwigni do zmiany biegów, która znajduje się za kierownicą po prawej stronie. Zdecydowanie wolę je w normalnym miejscu.
Największe zaskoczenie dla mnie – tym razem na plus – dotyczyło czegoś innego. Patrząc na Skody Kodiaq, wielokrotnie widziałem te ze 150-konnym silnikiem. I jakoś nigdy wcześniej nie miałem okazji się nimi przejechać. W teorii wydawały się słabym pomysłem. Za mała moc na tak duże auto. To w końcu największe auto w portfolio Skody.
Tymczasem tutaj okazało się, iż ten 2-litrowy diesel o mocy zaledwie 150 koni mechanicznych jest totalnie wystarczający. Przyznam się, iż przypomniałem sobie o tym dopiero po 500-kilometrowej trasie. W jej trakcie (miasto, drogi ekspresowe i krajowe) w żadnym momencie nie pomyślałem sobie, iż czegoś tutaj brakuje, iż za wolno czy zbyt mało dynamicznie.
Poważnie, ten zestaw dawał wszystko, czego potrzeba do normalnej podróży z rodziną. Byłem przekonany, iż to popularna jednostka o "oczko wyżej", czyli 193 konie mechaniczne. Do tego realne spalanie w okolicach 6l/100 kilometrów, czego chcieć więcej. Muszę przyznać, iż to, jak spisała się ta jednostka silnikowa, jest dla mnie jednym z największych pozytywnych motoryzacyjnych zaskoczeń w ostatnim czasie.
Werdykt? Skoda Kodiaq dowozi. Gdy tak patrzę na niektóre zdjęcia, to – jak na zachowawczą Skodę – sylwetka jest tak atrakcyjna, iż śmiało można wyobrazić sobie tam logotypy innych marek (także premium). Jest ładny, przestronny, ekonomiczny, komfortowy, pojemny. Irytuje paroma rzeczami, ale w ogólnym rozrachunku wychodzi na duży plus. Cena egzemplarza ze zdjęć ze wszystkimi dodatkami do 239 150 złotych.