Minęły dwa lata samotności Władki. Tak się potoczyło jej życie, iż została wdową w wieku dwudziestu siedmiu lat. Z mężem żyli razem krótko, niespełna rok, już planowali dzieci, gdy nagle wszystko się zawaliło.
Marek wrócił z pracy wcześniej, skarżąc się na ból głowy.
Wziąłem wolne u szefa, głowa mnie rozsadza powiedział, gdy Władka wróciła do domu i znalazła go bladego, leżącego w sypialni.
Marek, może wezwiemy pogotowie? To już któryś raz z rzędu nalegała.
Nie trzeba, prześpię się, nie pierwszy raz odparł, odwracając się do ściany.
Zaparzę ci miętową herbatę wyszeptała i wyszła do kuchni.
Gdy czekała na wrzątek, myślała:
Dlaczego on tak uparcie unika lekarzy? Trzeba go jakoś namówić. W jego wieku to nie może być zwykłe przemęczenie.
Wróciła z kubkiem, postawiła go na nocnej szafce i delikatnie dotknęła ramienia męża:
Marek? Marek? nie odpowiadał. Potrząsnęła nim mocniej nic. Zdrętwiała z przerażenia, wykręciła numer pogotowia, a potem, ze łzami w oczach, zadzwoniła do teściowej.
Weroniko, Marek leży nieruchomo, wezwałam karetkę
Jestem za dwadzieścia minut odparła krótko.
Teściowa mieszkała w sąsiednim bloku i zdążyła przed przyjazdem lekarzy. Gdy ci przybyli, młody doktor obejrzał Marka, sprawdził puls i westchnął:
Niestety, nic już nie możemy zrobić. Pański mąż nie żyje. Współczuję.
Resztę pamiętała jak przez mgłę. Pomagali sąsiedzi, bo obie kobiety były zbyt złamane, by działać samodzielnie. Pochówek, żałoba, puste dni. Weronika i Władka trzymały się razem, odwiedzały się nawzajem. Dobrze, iż obie miały pracę tam choć na chwilę zapominały.
Władka została sama w nowym mieszkaniu, do którego wprowadzili się z Markiem pół roku wcześniej. Codziennie wpatrywała się w ich ślubne zdjęcia na ścianach. Teściowa radziła je schować, ale ona nie potrafiła. Nie pogodziła się z jego śmiercią. Odszedł tak młodo, a lekarze odkryli później, iż miał podstępną chorobę mózgu.
Poznali się półtora roku przed ślubem, kredyt na mieszkanie, operacja kolana Weroniki ciągle coś stawało im na drodze. W końcu się udało: ślub, nowe meble, wspólne życie. A potem nagle nic.
Pewnego wieczoru Weronika znów przyszła do Władki. Kim była teraz? Byłą teściową? przez cały czas nią? Żyły w zgodzie, a Weronika choćby zrzekła się spadku po synu na jej korzyść. Spotykały się raz w tygodniu, dzwoniły często.
Minął rok, a Władka wciąż nie potrafiła zapomnieć. Weronika zaczęła jednak delikatnie sugerować:
Władziu, jesteś młoda, nie zamykaj się w domu. Wyjdź do ludzi, rozejrzyj się. Marek nie chciałby, żebyś tak więdła.
Nie wiem Czuję, iż umarłam razem z nim odpowiadała cicho.
Właśnie dlatego musisz się otrząsnąć. Masz przed sobą całe życie, dzieci jeszcze urodzisz. Moje wnuki, choć nie z krwi. Uśmiechnęła się, ale łzy błyszczały jej w oczach.
Powoli Władka zaczęła się otwierać. Wychodziła z koleżankami z pracy, a w swoje urodziny pierwsze bez Marka siedziała z Weroniką przy herbacie i torcie. Na środku stołu stała waza z różami, takimi samymi, jakie Marek jej kiedyś dawał. Teściowa znała jej gust.
Podarowała jej haft w ramce dwa kotki grzejące się przy kominku. To na szczęście zapewniała.
Nadeszła zima. Śniegu było jeszcze mało, do Sylwestra miesiąc.
Pierwszy Nowy Rok bez ciebie szepnęła Władka, patrząc na zdjęcie męża.
Weronika namawiała, by schowała większość fotografii. W końcu sama to zrobiła, zostawiając tylko jedną małą ramkę.
Pewnego dnia zapytała:
Jak spędzisz święta?
W domu. W pracy będzie impreza, ale to przecież nie to samo.
A może pojechałabyś ze mną do sanatorium? Dostałam dwie bony. Co ty na to?
Władka zawahała się, ale w końcu się zgodziła.
W sanatorium było nudno. Starsze małżeństwa, emeryci na kuracji. Weronika chodziła na zabiegi, a Władka spacerowała po lesie, karmiła wiewiórki.
Jutro będzie dyskoteka! oznajmiła pewnego dnia teściowa. Poznałam tam miłego pana, Ignacego. Idziemy razem!
Władka domyśliła się, iż Weronika robi to dla niej, by pokazać, iż życie toczy się dalej.
Wieczorem, gdy w sali zrobiło się duszno, Władka wyszła na powietrze.
Drugi styczeń Co ten rok przyniesie? myślała, idąc ośnieżoną ścieżką.
Nagle zobaczyła mężczyznę. Młodego.
Dobry wieczór. Skąd tu taka śnieżynka? zażartował.
Władka przedstawiła się, podając rękę.
Arkadiusz.
Poszli na spacer. Opowiedział, iż przywiózł tu ojca na leczenie.
Ignacy? uśmiechnęła się.
Tak! Znacie się?
Gdy wrócili, okazało się, iż Ignacy to ojciec Arkadiusza, a Weronika już zdążyła się z nim zaprzyjaźnić. Wszyscy się śmiali, gdy odkryli ten zbieg okoliczności.
Dni w sanatorium minęły szybko. Władka i Weronika musiały wracać, ale Arkadiusz obiecał, iż się spotkają. Mieszkali w sąsiednich miastach on prowadził firmę transportową, był po rozwodzie.
Nie chcę się rozstawać powiedział.
I nie rozstali się. Władka przeprowadziła się do jego domu pod Warszawą, gdzie mieszkał z ojcem. Weronika często odwiedzała, aż w końcu zamieszkała z nimi na stałe.
Wkrótce Władka zaszła w ciążę. Gdy okazało się, iż będzie bliźniakami, Arkadiusz nosił ją niemal na rękach.
Widzisz, Władziu? Wiedziałam, iż coś dobrego na nas czeka śmiała się Weronika.
A ja dziś patrzę na nich i myślę: życie potrafi zaskoczyć, choćby gdy wydaje się, iż już po wszystkim. Trzeba tylko dać mu szansę.