**Dziennik – Wszystko i tak będzie dobrze**
Córko, po co ci ten urwis? Nic dobrego do twojego życia nie wniesie! Jeszcze się z nim nachorujesz, oj nachorujesz… Na pewno trafi za kratki! Będziesz na niego czekać latami, jak jakaś żona zesłańca, co?
– Mamo, przestań! Krzysiek to nie żaden urwis. Jest dobry i troskliwy. I mnie kocha!
– Tacy kochają, tylko póki im wygodnie! Zapomnij o nim. Lepiej zwróć uwagę na Jacka. Oto prawdziwy mąż – będziesz za nim jak za kamiennym murem! Uwierz mi, wiem, co mówię.
Wanda spojrzała na matkę z wyrzutem. Ta ani jej nie rozumiała, ani nie chciała zrozumieć.
– Mamo, Jacek mi się nie podoba. Jest zbyt…
– Co zbyt? Może nie wygląda jak macho, ale cię kocha! Daj mu szansę! A tego twojego Krzysia wywal za drzwi!
– Nie, mamo. Wyjdę tylko za Krzysia. Tak postanowiłam.
– Tomek, no powiedz córce, iż się myli! – Marzena spojrzała na męża. – Dlaczego milczysz?
Tomasz wstał z kanapy i podszedł do kłócących się żony i córki. Krzyś mu specjalnie nie imponował, ale nie zamierzał wtrącać się w życie Wandy. Uważał, iż dorosła i sama wie, co robić. W końcu to ona będzie żyć tym życiem, nie oni.
– Dziewczyny, o co ta awantura? Marzena, daj jej spotykać się z kim chce. A ty, Wanda, bądź ostrożna i jak coś, mów mi. Pomogę, jeżeli trzeba. Rozumiesz?
Kobieta załamała ręce, a Wanda z euforią przytuliła ojca.
– Dzięki, tato! Na razie tylko się spotykamy. Krzyś choćby nie proponował jeszcze małżeństwa.
– I dobrze. Może w ogóle nie zaproponuje – mruknęła Marzena.
Wanda nic nie odpowiedziała, by nie wywołać kolejnego potoku uwag.
Mając dwadzieścia lat, była pewna, iż sama ułoży sobie życie, a matka i tak nic nie pojmie. Krzyś był dla niej całym światem. Kochali się od lat, co doprowadzało Marzenę do białej gorączki. Za to Jacek, kolega Wandy z uniwersytetu, podobał się matce, ale nie interesował samej dziewczyny.
Dostawszy przyzwolenie ojca, Wanda jawnie spotykała się z Krzysiem. Chłopak był zachwycony. Choć Krzysztof miał zapędy awanturnicze i podobnych sobie kumpli, Wanda była dla niego najważniejsza i gotów był dla niej na wszystko. choćby na zmianę.
– Krzyś, wynajmiemy mieszkanie po ślubie? Dasz radę?
– Jasne. W ostateczności pomogą mi rodzice. Swoją drogą, cieszą się, iż jesteśmy razem. Mówią, iż dobrze na mnie wpływasz – uśmiechnął się ciepło.
– Naprawdę? – Wanda poczerwieniała z radości.
Rozmawiali, gdy Wanda była na ostatnim roku studiów. Krzyś już pracował i oboje oszczędzali na wesele. Marzena wciąż była przeciwna i oznajmiła, iż nie pomogą finansowo. Tomasz nie sprzeciwiał się żonie, ale po cichu wspierał córkę.
– Znajdź sobie porządnego chłopaka, wtedy pomożemy – mówiła Marzena. – A z tym nicponiem radź sobie sama…
Wanda płakała z bezsilności, ale matki nie przekonała. Krzyś okazał się jednak zaradny, a jego rodzice przyjęli ją z otwartymi ramionami.
– Szkoda, iż mama cię nie lubi. Tata powiedział, iż sama decyduję o sobie. Nie tylko nie przeszkadza, ale i wspiera.
Krzyś przytulił ją i zajrzał w oczy.
– Wanda, nie martw się. Twoja mama chce dla ciebie dobrze. A ja jakoś zniosę jej humory. Wielu mnie nie lubiło, więc przywykłem.
– A kto cię nie lubił? – szturchnęła go żartobliwie.
– No… – pocałował ją i szepnął. – Ale ja kochałem tylko ciebie.
– Zawsze?
– Zawsze.
To była prawda. Kochał ją od dzieciństwa, od kiedy Wanda z rodzicami wprowadzili się do tej dzielnicy. Najpierw ją drażnił, ale gwałtownie dała mu odpór. Tak zaczęła się przyjaźń, potem miłość.
Ich związek nie powstrzymywał Krzysia przed wybrykami. Czasem żałował, ale rzadko się nad tym zastanawiał. Teraz jednak wziął się w garść – skończył technikum i pracował w warsztacie, zarabiając całkiem nieźle.
Ślub wyprawili bez pomocy rodziców Wandy. Krzyś dobrze sobie radził w pracy, a burzliwą młodość zostawił za sobą. Wanda była z nim szczęśliwa, choć Marzena wciąż patrzyła na zięcia krzywo.
– Krzyś, wpadniemy jutro do rodziców? – Wanda objęła męża.
Spojrzał na nią czule i pogładził jej zaokrąglony brzuch.
– Wanda, po co ci teraz stres? Jak urodzi się Jaś, wtedy pójdziemy. Pokażemy wnuka babci i dziadkowi. Swoją drogą, moi też chcieli wpaść.
– Dobrze. Poproś mamę, żeby upiekła ten swój sernik, dobrze?
Krzyś się uśmiechnął.
– Pewnie. Uwielbia cię rozpieszczać.
– Twoja mama jest cudowna – Wanda pogładziła brzuch. – Dba o wnuka. Mówi, iż chce, by wyrósł na zdrowego chłopaka, więc muszę dobrze jeść.
– Niech sobie dba – zaśmiał się Krzyś.
Nie żyli w luksusach, czasem wpadali w długi. Wanda nie zdążyła podjąć pracy po studiach, więc Krzyś utrzymywał rodzinę sam. Ale nie narzekał – wciąż był gotów na wszystko dla ukochanej.
Minęło kilka miesięcy i urodził się długo wyczekiwany Jaś. Rodzice nie mogli się nim nacieszyć. Gdy Krzyś miał wolny dzień, wybrali się do rodziców Wandy. Marzena przygotowała ucztę, a Tomasz sprzątał, nie mogąc doczekać się wnuka.
– Cześć, mamo! – Wanda weszła do mieszkania.
Krzyś nieśmiało niósł Jasia, nuconą mu kołysankę.
– Córko! Dlaczego dźwigasz te torby sama? Twój mąż choćby nie pomaga! – Marzena od razu zaatakowała.
– Torba lekka, a Krzyś niesie Jasia. Mamo, przestań…
Krzyś dotknął jej ramienia. Umówili się, iż nie będą reagować. Ale Wanda nie wytrzymała.
– Cześć, daj mi wnuka – Tomasz wziął dziecko.
– Połóż go na kanapie.
– Oho! Kiedy nauczyłeś się obchodzić z dziećmi? – Marzena była zdumiona. – Bałe się choćby trzymać Wandę!
– Mówiłem, iż ich odwiedzam. I bawię się z Jasiem.
Tomasz spojrzał na żonMarzena z łezką w oku spojrzała wreszcie na Krzysia, a w jego twardym, ale szczerym spojrzeniu dostrzegła to, czego nie chciała widzieć przez tyle lat – prawdziwą miłość do jej córki.