Hołd dla Diogo Joty. Gdy jego przyjaciele z Liverpoolu nieśli trumnę, oddech wstrzymał cały świat. Ale kolejny gest wzruszył do łez

viva.pl 4 godzin temu
Zdjęcie: AP Photo/Manu Fernandez


W sobotę w portugalskim Gondomar odbyła się uroczystość, która poruszyła nie tylko całe piłkarskie środowisko. Pogrzeb Diogo Joty i jego brata Andre Silvy zgromadził tłumy – rodzinę, przyjaciół, fanów oraz kolegów z boiska. Ceremonia miała niezwykle emocjonalny przebieg. Kiedy trumny opuszczały Kaplicę Zmartwychwstania, wśród obecnych rozległy się ciche szlochy. Jedną z trumien niósł Ruben Neves – piłkarz reprezentacji Portugalii i Al-Hilal – który osobiście towarzyszył Jocie w jego ostatniej drodze. Kamery uchwyciły, jak w czarnej koszulce prowadził przyjaciela ku wieczności.

Środowisko piłkarskie żegna Diogo Jotę i jego brata

To było niezwykłe pożegnanie. Na miejsce przyleciała delegacja Liverpoolu, która specjalnie wyczarterowała samolot dla swoich zawodników. Wśród obecnych byli: trener Arne Slot, kapitan Virgil van Dijk, Andrew Robertson, Alexis Mac Allister, a także byli koledzy Joty – Jordan Henderson i James Milner. W hołdzie obecny był również Ruben Dias z Manchesteru City.

W Gondomar pojawiła się cała śmietanka portugalskiej i europejskiej piłki. Wśród obecnych byli również: Bernardo Silva, Bruno Fernandes, Joao Felix, Joao Cancelo, Renato Veiga, Danilo, Jose Fonte, a także selekcjoner reprezentacji Portugalii Roberto Martinez. W ostatnim pożegnaniu uczestniczył również były trener Fernando Santos, który prowadził Portugalię i Polskę.

CZYTAJ TEŻ: Ostatnie pożegnanie Diogo Joty. Żona piłkarza na krok nie odstępowała trumny męża

Tak koledzy oddali hołd Diogo Jocie

Szczególny gest wykonała dwójka zawodników z Liverpoolu – Virgil van Dijk i Andrew Robertson przynieśli kwiaty w formie czerwonych koszulek. Na jednej z nich widniał numer 20, na drugiej – 30. To symboliczne upamiętnienie braci, którzy zginęli razem w tragicznym wypadku.

Tragiczna śmierć Diogo Joty i jego brata nastąpiła w nocy z 2 na 3 lipca na autostradzie A52 w prowincji Zamora. Jota wracał z Portugalii do Anglii po urlopie. Z powodu problemów zdrowotnych zrezygnował z lotu samolotem. Lamborghini prowadził jego brat Andre. Podczas wyprzedzania doszło do pęknięcia opony, auto wypadło z trasy i stanęło w ogniu. Bracia zginęli na miejscu.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: 30 lat miłości, jeden moment prawdy. Co wydarzyło się za kulisami życia Walewskiej?

Idź do oryginalnego materiału