Posłuchaj oprowadzania Helen Starr po angielsku:
[Helen Starr]
Nazywam się Helen Starr i opisuję siebie jako afro-rdzenną kuratorkę budowania światów (world-building curator). Urodziłam się i dorastałam na Trynidadzie na Karaibach, a moja matka pochodzi z plemienia zwanego plemieniem Karibów, którzy byli pierwotnymi mieszkańcami wysp. Naszą linię rodową możemy prześledzić na sześć tysięcy lat wstecz, zanim Krzysztof Kolumb wpłynął na nasze wody.
Duża część mojej pracy polega na rozwijaniu albo pisaniu o kosmologii Karibów, co jest sposobem pomagania… sposobem, w jaki mogę wyrażać to, jak mój lud myśli i jak rozumie świat, czym on jest. To prowadzi nas bezpośrednio do koncepcji „What Is It Like?, Jak to jest?”, która wzięła swój tytuł od słynnego artykułu Thomasa Nagela – niezwykłego filozofa, który mierzył się wówczas z tym, co dziś znamy jako twardy problem świadomości.
Mamy też łatwy problem świadomości. Łatwy problem to taki, gdy budzisz się rano i chcesz się gdzieś dostać. Wiesz, jak przejść z punktu A do punktu B, podążając za instrukcjami. To łatwa rzecz. Twardy problem świadomości dotyczy qualiów. Chodzi o to, w jaki sposób nasze poczucie rzeczy wyłania się w świadomości. Qualia są bardzo mocno powiązane z naszymi zmysłami i sensorycznym rozumieniem ciała.
Duża część mojej pracy obraca się wokół dwóch głównych tematów. Jeden to idea, iż mózg jest maszyną, która renderuje rzeczywistość – i badanie samej architektury mózgu w porównaniu z umysłem, aby zrozumieć, jak umysł wyłania się z mózgu i jak mózg oddziałuje lub rozumie doświadczenie zmysłowe ciała. Z tym powiązana jest druga gałąź mojej pracy, która dotyczy poetyki dotyku. A więc: jak rozumiemy dotyk w porównaniu do rozumienia świata poprzez oczy, które zwykle dominują… albo raczej wydaje nam się, iż dominują w naszym sposobie pojmowania świata.
Poczucie dystansu jest mapowane w tej części mózgu, która rozumie przestrzeń. Dlatego, na przykład, gdy powiem: „Czujesz się blisko mnie”, wiesz, co mam na myśli. Ale większość ludzi nie rozumie tego dosłownie. Albo gdy powiem: „Czujesz się daleko, czuję się ponad tobą”, rozumiesz, iż jesteś pode mną. Te rzeczy mają sens, mimo iż nie mają sensu w sposób semantyczny czy racjonalny. To wyrażenia tego, jak myślimy poprzez nasze uczucia.
Struktura wystawy w luźny sposób odzwierciedla to, jak wyobrażam sobie twardy dysk komputera – gdzie przywołujesz coś do istnienia. Wywołujesz komendę i coś pojawia się na ekranie. To bardzo podobne do tego, jak działają nasze wspomnienia i umysł. Coś nas uruchamia, pojawia się wspomnienie i nagle stajemy się świadomi przeszłości, teraźniejszości, a czasami choćby przyszłości, które zlewają się w jedno.
Wystawa jest więc tutaj po to, by się nią bawić. Kiedy się po niej poruszasz, możesz wchodzić w interakcję z ekranami poprzez dotyk i oglądać, jak różne warianty wystawy wyłaniają się, nakładając na siebie w przestrzeni wizualnej. A więc możemy wejść teraz.
Coś, o czym często mówię, zwłaszcza w odniesieniu do prac Lawrence’a Leka, to idea momentu progu. Momentu rytualnego, w którym możemy przejść z jednego stanu świadomości do innego. Wszyscy wiemy, jak to jest – kiedy jesteś rozproszony i nagle tracisz wątek, tracisz poczucie swojego miejsca w świecie. To jest moment progu. I często rytuał jest wykorzystywany właśnie po to, by zmienić nasz stan świadomości czy poczucie siebie.
Jeśli więc robię rano makijaż, ten rytuał siedzenia przed lustrem i moment nakładania kosmetyków na twarz przenosi mnie w inny stan – bardziej wypolerowany, bardziej gotowy, by zmierzyć się ze światem. Tak więc można przejść przez próg i wejść w rytuał.
Możemy gwałtownie przejść przez wystawę. Jest wspaniała ulotka, w której napisałam tekst – jeżeli chcesz głębiej wejść w idee stojące za wystawą.
To jest niesamowita Katarzyna Krakowiak, artystka, która dużo myśli o architekturze i przestrzeni, o tym, jak poruszamy się przez przestrzeń. Widzisz tutaj w oknie głośnik, który faktycznie pobiera dźwięk z zewnątrz i wplata go w pejzaż dźwiękowy galerii. To jest przemyślenie na nowo tego, jak postrzegamy budynki jako żywe, oddychające byty, jak struktura architektury współgra ze strukturą ludzkiego ciała. A ta praca sama w sobie jest hołdem dla słynnego wcześniejszego dzieła artysty z nurtu Fluxus pod tytułem The House of Dust, gdzie po raz pierwszy zastanawiano się, czy komputery mogą tworzyć poezję.
I owszem, można otrzymać słowa, które wydają się być poezją – ale czy algorytm naprawdę rozumie poetyckość? Możemy stworzyć coś, co wygląda i brzmi, jakby napisał to poeta, ale nie ma w tym intencji. Nie ma zmysłowego doświadczenia. To tylko słowa na stronie. Komputer nie wie, jak to jest poczuć ciepły powiew na skórze albo zapach, który nagle przenosi cię do wspomnienia z dzieciństwa. Nie rozumie poetyki w taki sposób, jak my. I to jest bardzo istotny punkt całej wystawy – by przyznać otwarcie, iż jedyną odpowiedzią na pytanie „jak to jest” jest to, iż nie wiemy. Tak naprawdę nie wiemy, jak to jest być inną istotą. Możemy jedynie sobie to wyobrażać – i czyż to nie jest cudowne?
To dzieło pod tytułem META autorstwa Anny Bunting-Branch było pracą, którą zamówiłam w 2019 roku. Opiera się ono na fikcji spekulatywnej, a w szczególności na science fiction z lat 60. Anna pracuje w wielu mediach. Jest także badaczką twórczości Luce Irigaray, a ta praca czerpie zwłaszcza z słynnej książki Memoirs of a Space Woman o kobiecie-kosmonautce, która podróżuje nie tylko na odległe dystanse, ale także w przód i w tył w czasie. To staje się szczególnie interesujące, bo jej dzieci żyją w standardowym linearnym czasie. Samo dzieło zaczyna się na mitycznej planecie, gdzie naukowcy są antropologami i archiwizują stworzenia zamieszkujące tę planetę – włączając to w ramy pytania: czy można kiedykolwiek naprawdę poznać „Innego”?
Jedną z najbardziej niezwykłych rzeczy w tym dziele jest to, iż w drugiej scenie technologia VR dosłownie „hakuję” twój system i masz wrażenie, iż naprawdę latasz – co jest czymś wyjątkowym w kanonie sztuki. Lecisz w powietrzu i widzisz tę samą scenę, ale tym razem z perspektywy obcego bytu. Pierwszą scenę widzisz oczami człowieka, drugą – oczami obcego, który patrzy na człowieka patrzącego na niego.
Jest mityczna planeta, jest antropolog i jest obcy. A w miarę jak idziesz dalej, historia rozwija się w opowieść o tym, co ostatecznie dzieje się ze światem, kiedy jego wartość jest eksploatowana – co się dzieje ze stworzeniami, kiedy postrzega się je wyłącznie jako towary, a nie jako istoty z podmiotowością. Albo o tym, jak poprzez humanizm nauczyliśmy się myśleć o świecie jako o odczłowieczonym i będącym jedynie źródłem dla ludzkiego wydobycia bogactwa. To dzieło jest więc w dużym stopniu o tematach posthumanizmu bardziej niż humanizmu i o tym, jak żyjemy w świecie. Anna, nie wiem, czy chciałabyś coś jeszcze dodać?
[Anna Bunting-Branch]
Ta praca to swego rodzaju owoce długiej współpracy z Helen i długiej rozmowy z nią o idei spotykania się światów i dialogów ponad różnicami. Jestem bardzo dumna z tego, iż przez cały czas razem pracujemy i po tylu latach przez cały czas prowadzimy te rozmowy. Dziękuję Ci za to.
Dodam tylko, iż praca jest tutaj pokazana na ekranie, ale jest również dostępna w zestawie VR. Od początku była zaprojektowana jako immersyjny utwór technologiczny.
Moja praktyka to głównie malarstwo i animacja, ale było to dla mnie pierwsze doświadczenie pracy z immersyjną technologią – zaproszenie od Helen było właśnie, by spróbować z takim medium. Było to więc pierwsze zetknięcie z myśleniem o orientowaniu widza w performatywnej, ucieleśnionej technologii zestawu VR.
Dzieło przetrwało dłużej niż sam headset, dla którego zostało zaprojektowane – Oculus Go – co mnie cieszy, bo zawsze uważałam go za szaloną, dziwaczną technologię. To całkiem zabawne.
Myślę, iż jest tu też pewne zainteresowanie polityką reprezentacji i technologii – i to są rozmowy, które prowadzimy. Ta praca faktycznie wykorzystuje takiego DIY ducha, by z dość skromnych środków – malowanych lalek i technologii VR – stworzyć te światy.
Więc tak, jestem po prostu zachwycona, iż mogę to tutaj podzielić się tą pracą i bardzo za to dziękuję.
[Helen Starr]
Dzięki, Anno.
To jest praca dwuetapowa od Damary, która jest niezwykłą artystką, mówiącą o swojej własnej kulturze i o tym, jak umieszcza siebie w świecie, żyjąc w zupełnie innej kosmologii.
Fascynujące dla mnie w tej pracy było to, iż podczas COVID-u Damara znalazła się w tej wirtualnej przestrzeni z dwoma kuratorami i odbywała z nimi rozmowę. I z jakiegoś powodu poczuła się tam na tyle bezpiecznie, iż po raz pierwszy opowiedziała o wczesnym Alzheimerze swojej matki i o tym, iż sama może podzielić ten los.
Uznałam to za niezwykle interesujące – myślimy o tych przestrzeniach jako sztucznych światach, a jednak właśnie tam, ubrana w swój niezwykły tradycyjny strój, jej świadome „ja” poczuło się wystarczająco bezpieczne, by podzielić się tak głęboko poruszającą historią.
Zawsze lubię się zastanawiać, gdzie jesteśmy i jak zajmujemy przestrzeń wirtualną. I znów – był to rodzaj magicznego, rytualnego momentu, kiedy przemieściła się do innej przestrzeni i mogła o tym opowiedzieć.
Wokół wystawy starałam się pokazać przykłady technologii cyfrowych. Mamy więc dźwięk cyfrowy, mamy doświadczenie VR, mamy niezwykłe doświadczenie AR, w którym możesz wcielić się w Damarę, tańczyć i poruszać się w przestrzeni. Robić selfie, wysyłać je na cały świat i podróżować do odległych miejsc – trochę jak ten naukowiec, który podróżował przez kosmos na inną planetę.
To jest niezwykły Ka Fai. Ka Fai wykorzystuje performance i ruch w połączeniu z technologią w całej swojej praktyce. A ta konkretna praca jest hołdem dla bardzo słynnego tancerza butoh, Hijikaty.
Choy opowiadał o swojej podróży do Japonii – on sam jest z Singapuru – i o tym, jak został przeniesiony przez kasetę z pracą Hijikaty. Chciał wcielić ducha Hijikaty albo pozwolić, by duch Hijikaty wcielił się w niego – co jest bardzo zgodne z filozofią butoh.
Aby to zrobić, Choy miał nagranie, a żeby przećwiczyć swoje mięśnie, które były przez lata trenowane w tańcu klasycznym, podłączył do ciała elektrody, które mapowały ruchy Hijikaty.
Butoh jest praktyką taneczną dotyczącą transformacji bytu. Rozumie ciało jako transmechaniczne urządzenie. W kulturach rdzennych często można zobaczyć bardzo specyficzne ruchy podczas tańca – na przykład uderzanie piętą w nerw błędny, co go pobudza. Ciało porusza się z lewej na prawą, aby przełamać normalne schematy ruchu.
Poprzez oddech, tlen i zmiany w ciele dosłownie się przekształcamy. Przekształcamy siebie w inne istoty i w inne stany istnienia. Dlatego często widzimy ludzi osiągających szczególne stany ekstazy albo opowiadających, iż zostali przeniesieni do innego stanu świadomości.
To dzieło w dużej mierze dotyczy właśnie rozumienia ciała jako technologii. A równocześnie, w całej wystawie, mocno odnosi się do kwestii kolonialnych.
Ta praca jest hołdem dla konkretnego dzieła Hijikaty, które stworzył po zrzuceniu bomb w Japonii. Wówczas rząd potrzebował dwóch tygodni, by powiedzieć ludziom, iż to Amerykanie ich zbombardowali. Zwykli ludzie nie rozumieli, co się dzieje.
Aby więc stworzyć stabilną świadomość, by zachować spójność swojego świata, wyobrazili sobie, iż to folklorystyczne stworzenie zwane „Łasicą”, wiatr o wielu ostrzach, zamanifestowało się i to właśnie ono im to zrobiło. I tak udało im się przetrwać tamten czas, starając się zrozumieć, co się wydarzyło, bo nie wiedzieli.
To jest w pewnym sensie poemat dla SI i przyszłości SI. To błogosławieństwo. Jest przeznaczone do tego, by pod nim przechodzić. Ale kiedy przechodzisz pod nim, to także ukłon.
Kiedy więc kuratoruję, dużo myślę o tym, jak ludzie poruszają się przez przestrzeń. A to jest połączone z filmem szamana, którego Choy odwiedził, by połączyć się z duchem Hijikaty.
Mówimy więc o bardzo głębokiej filozofii, a także o tym, jak w kosmologii taoistycznej sztuczną inteligencję można postrzegać jako manifestację Wanwu – „10 000 rzeczy” – i tego, jak rzeczy wyłaniają się do istnienia.
Zamiast myśleć o niej jako o pęknięciu czy czymś, co nagle na nas spadło jak coś obcego, możemy rozumieć ją jako poetyckie wyłanianie się z wszystkiego, co już działo się wokół nas. Innymi słowy – to było przeznaczone.
A tutaj mamy Lawrence’a Leka, niezwykłego artystę cyfrowego. To film, który także zamówiłam. Początkowo miał być grą – można w nim było sterować i poruszać się po tym świecie. Znowu więc myślałam o różnych sposobach, w jakie artyści używają technologii.
Lawrence mówi tutaj dużo o momentach progu – chwilach, kiedy przechodzimy z jednego miejsca do drugiego. Narracja w tle tego dzieła dotyczy bombardowania Pałacu Cesarskiego przez Francuzów.
I coś, co Lawrence nam ujawnił, a czego nie wiedziałam – Anglicy byli bardzo przejęci losem psów, które ucierpiały w bombardowaniu. Odnalazł oryginalny list dowódcy tej misji do królowej Elżbiety, w którym pisał o smutnym losie biednych psów i o próbach uratowania ich jak najwięcej.
Przywiózł wówczas do Anglii prezent z tej sytuacji – małego pekińczyka o imieniu Luti. I tak właśnie te psy trafiły do Wielkiej Brytanii.
o naprawdę piękne dzieło, a muzyka w nim również jest bardzo piękna. Ten list został zarchiwizowany w tej pracy, aby przyszłe pokolenia mogły go odnaleźć i zrozumieć, co się wydarzyło.
Czy pójdziemy tutaj? To jest ostatnie dzieło. I pozwolę wam je odkryć. To jest praca, której nie potrafię się oprzeć. Kira pochodzi z mojej części świata, a jest z plemienia Guaraní. Więc mamy wiele podobieństw w tym, jak myślimy o świecie. Ta praca jest dla mnie niemożliwa do doświadczenia bez tańca, dlatego naprawdę zachęcam wszystkich, aby kiedy założycie słuchawki, spróbować cieszyć się tym dziełem i zobaczyć, jak zmienia ono kształty waszego ciała, zobaczyć, jak się czujecie przed i po.
Kira chciała, by ten panel znalazł się tutaj specjalnie, aby światło odbijało się od jej pracy, ponieważ chciała porozmawiać o czymś, co mnie również bardzo interesuje – o tym, jak informacje i rozumienie przepływają przez nasze ciała, przepływają przez nasze odbicia nas samych i siebie nawzajem.
Lud Guaraní ma mit o kolibrze. Wyspa, z której pochodzę na Trynidadzie, nazywa się Krainą Kolibra. W naszych czasach koliber był istotą świętą, rozumianą jako mityczne stworzenie działające jako portal pomiędzy życiem a śmiercią. Kolibry są niezwykłymi istotami – nikt tak naprawdę nie wie, jak one funkcjonują. Kolibry potrafią pokonywać ogromne odległości. Nikt nie rozumie, skąd wiedzą, jak się poruszać i nawigować.
Kiedy widzisz las pełen kolibrów, nie znajdziesz tam żadnych odchodów. jeżeli się nad tym zastanowić – to są tak doskonałe istoty, iż nie wydalają. Koliber wypija w ciągu jednego dnia równowartość basenu pełnego nektaru i zjada wszystkie owady na wyspie. Więc są tak bliskie bytom magicznym i – och, powinnam wspomnieć – ich skrzydła są jak nic innego. Technologia, która pozwala kolibrom latać, jest czymś, czego choćby dziś nie potrafimy sobie wyobrazić stworzyć.
Więc chciałam zostawić was z myślą – może: jak to jest być kolibrem i prowadzić tak niezwykłe życie, tańcząc razem z Kirą w jej niezwykłym dziele sztuki.
Dziękuję.