„GRZECH Z ORZECHEM, JĄDRO Z WIADREM”
„Nie można tak szaleć młodzieńczymi namiętnościami w jego wieku! Ma 46 lat! O czym on myśli? Ta dziewczyna mogłaby być jego córką! Jaka miłość może ich łączyć? Hm… Zakochał się jak mysz w pułapkę! Nie rozumiem i nie chcę rozumieć!” – oburzała się Iwona zachowaniem własnego męża.
Wszystkie te wyrzekania wysłuchiwała jej najlepsza przyjaciółka – Halina.
„Nie wyciągaj pochopnych wniosków, Iwonko. Wszystko się ułoży. Masz idealną rodzinę” – uspokajała ją Halina.
Choć zarówno Halina, jak i koledzy z pracy, a choćby sąsiedzi dobrze wiedzieli, iż spokój wzorowej rodziny Iwony wisi na włosku.
Grzegorz (mąż Iwony) jakby się urwał z łańcucha. Był nie do poznania.
…Wszystko zaczęło się od wypadku drogowego. To właśnie to zdarzenie przerodziło się najpierw w przelotne zauroczenie, a potem w ostatnią, palącą miłość.
Była zima. Ślizgawica. Każdego ranka Grzegorz jeździł do biura swoim samochodem. Tego dnia jechał ostrożnie, z małą prędkością. Zatrzymał się na przejściu dla pieszych.
Nagle, jak spod ziemi, wyskoczyła dziewczyna i całym ciałem runęła na maskę jego auta. Grzegorz nie zrozumiał, co się stało. Przez chwilę wydawało mu się, iż dziewczyna celowo rzuciła się pod koła. Ale nie było czasu w rozmyślania. W mgnieniu oka wyskoczył z samochodu, by jej pomóc.
Poszkodowana jęczała i stękała.
Grzegorz posadził ją w swoim aucie i skierował się do najbliższego pogotowia. Dziewczyna stanowczo odmówiła wizyty u lekarzy. Powiedziała, iż już jej lepiej. Ale gorącej herbaty nie odmówiłaby…
Grzegorz zabrał nieznajomą do swojego biura.
Napoił ją aromatyczną herbatą z kanapkami.
Poznali się. Dziewczynę nazywała się Jagoda. Grzegorz w duchu zauważył, iż nieznajoma była urodziwa. Sympatyczna, z zadartym noskiem, kręconymi włosami, poważna jak na swój wiek. I jeszcze wydawała się… zaczarowująco słodka. Chciało się ją wpatrywać bez końca i słuchać jej hipnotyzującego głosu. Ale Grzegorz gwałtownie wziął się w garść. Potrząsnął głową, jakby zrzucając czar, i wyprowadził dziewczynę. I tak stracił cenny czas pracy. Już w drzwiach wręczył Jagodzie swoją wizytówkę. To był tylko gest uprzejmości.
„Jagodo, proszę dzwonić, jeżeli będzie coś potrzebne…”
Wieczorem Grzegorz już zapomniał o porannym incydencie.
Po dwóch dniach Jagoda zadzwoniła. Poprosiła o spotkanie. Miała, jak twierdziła, istotną i pilną sprawę.
Grzegorz, wciąż czując się winny, stawił się na umówione miejsce.
„Poszkodowana” otworzyła drzwi swojego maleńkiego mieszkania. Grzegorz wszedł do środka. Dziewczyna miała zabandażowaną prawą rękę.
„Widzi pan, Grzegorzu… Chciałam powiesić obraz w kuchni. Nie mogę. Ręka boli. Pomógłby mi pan?” – skrzywiła się z bólu.
„Oczywiście, iż pomogę. Proszę podać narzędzia” – bez wahania zgodził się Grzegorz.
Obraz niedługo wisiał na ścianie. A na kuchennym stole pojawiła się butelka wina i owoce.
„Trzeba to uczcić. Od dawna chciałam powiesić ten obraz. Ale brakowało męskiej ręki…” – tak Jagoda zaprosiła gościa do stołu.
Grzegorz nie mógł odmówić. Żal mu było dziewczyny. Taka urocza, a sama…
Wino zostało wypite wśród rozmów, owoce pozostały nietknięte. Nie było apetytu. Była tylko jedna niepohamowana chęć – mówić, mówić, mówić…
Do domu Grzegorz wrócił zagadkowy i oszołomiony. Była już noc. Żona i córka spały spokojnie. Wiedziały, iż dla Grzegorza praca to priorytet. Zdarzało się, iż wracał dopiero o świcie.
A pół roku później Grzegorz oznajmił, iż odchodzi z rodziny. Żona Iwona i córka Ola uznały, iż ich mąż i ojciec zwariował. Oczywiście, Iwona zauważyła pewne zmiany w mężu. Po pierwsze, kompletnie zapomniał o jej urodzinach. Nigdy się to nie zdarzyło. Po drugie, rodzinny budżet nagle skurczył się trzykrotnie. Po trzecie, Grzegorz coraz rzadziej bywał w domu. Można by wymienić i czwarty, i dziesiąty powód…
Iwona odpędzała od siebie czarne myśli. Nie chciała wierzyć w najgorsze. Zawsze śmiała się z powiedzenia „siwizna w brodzie, diabeł w年轻ym biodrze”. Była pewna swojego męża na sto procent. Tym bardziej iż zawsze dbała o siebie. choćby mieliOdeszła z dziećmi do domu, a Grzegorz, patrząc na drzwi, które zamknęły się za nimi, poczuł, iż po raz pierwszy od dawna znalazł spokój.