GRZECH Z ORZECHEM, JĄDRO Z WIADREM
– Czy można tak szaleć młodzieńczymi namiętnościami w jego wieku! Ma przecież 46 lat! O czym on myśli? Ta dziewczyna mogłaby być jego córką! Jaka miłość może ich łączyć? Hm… Zakochał się, jak mysz w pułapkę wpadł! Nie rozumiem i nie chcę rozumieć! – oburzała się Irena zachowaniem własnego męża.
Wszystkie te wyrzekania wysłuchiwała najlepsza przyjaciółka Ireny – Krystyna.
– Nie wyciągaj pochopnych wniosków, Iru. Wszystko się ułoży. Masz przecież idealną rodzinę – uspokajała ją Krystyna.
Choć i Krystyna, i koledzy z pracy, i sąsiedzi dobrze wiedzieli, iż spokój szczęśliwej rodziny Ireny wisi na włosku.
Wojciech (mąż Ireny) jakby się zerwał z łańcucha. Był nie do poznania.
…Wszystko zaczęło się od wypadku drogowego. To właśnie ten incydent przerodził się najpierw w przelotne zauroczenie, a potem w ostatnią, gorącą miłość.
Była zima. Śliskie chodniki. Każdego ranka Wojciech jeździł do biura swoim samochodem. Tego dnia jechał ostrożnie, wolno. Na przejściu dla pieszych zatrzymał się.
Nagle, jak spod ziemi, wyskoczyła dziewczyna i całym ciałem runęła na maskę jego auta. Wojciech nie zrozumiał, co się stało. Przez chwilę miał wrażenie, iż celowo rzuciła się pod koła. Ale nie miał czasu w rozmyślania. W mgnieniu oka wyskoczył z auta, by pomóc dziewczynie.
Poszkodowana jęczała i stękała.
Wojciech wsadził ją do samochodu i ruszył do najbliższego pogotowia. Dziewczyna stanowczo odmówiła wizyty u lekarzy. Powiedziała, iż już jej lepiej. Ale za to nie odmówiłaby gorącej herbaty…
Wojciech zabrał nieznajomą do swojego biura.
Poczęstował ją smaczną herbatą i kanapkami.
Poznali się. Dziewczynę miała na imię Aniela. Wojciech w duchu zauważył, iż nieznajoma była urodziwa. Miła, zadziorna, z kręconymi włosami, na swój wiek poważna. I jeszcze wydawała się bajecznie słodka. Chciało się jej bez końca przyglądać i słuchać jej urzekającego głosu. Ale Wojciech gwałtownie wziął się w garść. Potrząsnął głową, jakby zrzucając czar, i wyprowadził dziewczynę do wyjścia. I tak stracił cenny czas pracy. Już w biegu wręczył Anieli swoją wizytówkę. To był jedynie gest uprzejmości.
– Aniela, dzwoń, jeżeli coś…
Wieczorem Wojciech już zapomniał o porannym incydencie.
Po dwóch dniach Aniela zadzwoniła. Poprosiła o spotkanie. Jak twierdziła, miała istotną i pilną sprawę.
Wojciech, wciąż czując się winny wobec Anieli, zgodził się na spotkanie.
„Poszkodowana” otworzyła drzwi swojego maleńkiego mieszkania. Wojciech wszedł do środka. Dziewczyna miała zabandażowaną prawą rękę.
– Widzi pan, Wojciechu… Chciałam powiesić obraz w kuchni. Nie mogę. Ręka boli. Pomógłby pan? – skrzywiła się z bólu.
– Oczywiście, pomogę. Niech pani poda narzędzia – bez wahania zgodził się Wojciech.
Obraz niedługo zawisł na ścianie. A na stole w kuchni pojawiła się butelka wina i owoce.
– Trzeba to uczcić. Od dawna chciałam powiesić ten obraz. Ale brakowało męskich rąk – tak zaprosiła Aniela swojego gościa do stołu.
Wojciech nie mógł odmówić. Zrobiło mu się żal dziewczyny. Taka urocza, a sama…
Wino wypili podczas rozmowy, owoce pozostały nietknięte. Nie mieli apetytu. Mieli tylko jedną niepohamowaną potrzebę – mówić, mówić, mówić…
Do domu Wojciech wrócił zagadkowy i oszołomiony. Była już noc. Żona i córka spały spokojnie. Wiedziały, iż dla Wojciecha praca to priorytet. Zdarzało się, iż wracał z biura o świcie.
A pół roku później Wojciech oznajmił, iż odchodzi z rodziny. Żona Irena i córka Zosia pomyślały, iż ich mąż i ojciec zwariował. Oczywiście, Irena zauważyła pewne zmiany w mężu. Po pierwsze, kompletnie zapomniał o jej urodzinach. To się nigdy nie zdarzało. Po drugie, budżet domowy nagle skurczył się trzykrotnie. Po trzecie, Wojciech znacznie rzadziej bywał w domu. Mogłaby wymienić jeszcze więcej powodów…
Irena odpychała od siebie czarne myśli. Nie chciała wierzyć w najgorsze. Zawsze śmiała się z powiedzenia „siwy włos, a diabeł w biodro”.
Była pewna swojego męża na sto procent. Tym bardziej, iż zawsze dbała o siebie i wygląd. Irena miała choćby adoratorów w pracy. Ale wszystkie ich próby zwrócenia na siebie uwagi rozbijały się o jej niedostępność. Kochała tylko męża i ufała tylko jemu. A teraz taki cios od ukochanego!
W histerii rzuciła się do córki Zosi.
– Zosiu, dowiedz się od taty wszystkich szczegółów. Kim jest ta kobieta? Jak poważna jest ta sprawa?
A Zosia, w tajemnicy przed matką, już odwiedziła ojca. Też paliła się, by poznać szczegóły tej historii.
– Mamo, powiem ci gorzką prawdę. Nasz tata jest zakochany. Nie ma wątpliwości. Ta dziewczyna jest pięć lat starsza ode mnie. Ma 26 lat. Ma piękne imię – Aniela. Wiesz, wydało mi się, iż jest bardzo podobna do ciebie, gdy byłaś młoda. Jak dwie krople wody – przyznała Zosia.
Irena oniemiała i zbladła. A gdy Zosia pokazała na telefonie zdjęcie rywalki, Irena poprosiła o tabletkę uspokajającą.
– Boże! Czy to możliwe? Nie może być! – lamentowała.
Zosia nic nie rozumiała.
…Stare grzechy mają długie cienie. „I ten cień w końcu mnie dopadł…” – pomyślała z rezygnacją Irena.
…Ira poznała swojego pierwszego męża, gdy miała 17 lat. Wtedy młodej dziewczynie wydawało się, iż to spotkanie to jej przeznaczenie. Przyszły mąż od razu wziął ją „w obroty”. Nie zdążyła się obejrzeć, a już została jego żoną. Podobał jej się ten gwałtowny zapał wybranka.
Młodzi zamieszkali u jego matki. Halina okazała się kobietą spokojną i troskliwą. Pokochała młodziutką synową całym sercem. Irena zwierzała się jej z dziewczęcych sekretów, a choćby płakałaIrena wzięła głęboki oddech, otuliła noworodki kocem, spojrzała zrozumieniem na Wojciecha i powiedziała cicho: „Chodźcie do domu, wszyscy razem jesteśmy rodziną.”