Kolejny cudak, którego zrobiliśmy przy okazji skromnego, dwuosobowego grilla (no dobra, trzyosobowego). Niby fajnie, ale takimi pysznościami lubię się dzielić z większą ilością zainteresowanych. Jak wszystko się dobrze ułoży, fetę ugrilluję ponownie za jakieś 2 tygodnie. Bo warto. Naprawdę. I nie interesują mnie żadne problemy z laktozą, kazeiną czy innym białkiem. Robię i już.
Już od bardzo dawna przymierzałam się do tego przepisu, ale jakoś ciągle wypadało mi to z głowy. Zawsze było coś ważniejszego do zrobienia albo po prostu o tym zapominałam. Z pieczoną fetą już miałam przyjemność, spodziewałam się, iż i grillowana będzie spoko. Nie, nie była spoko, była genialna.
Jeżeli chodzi o przyprawy, plan był taki, żeby ograniczyć się do czosnku i oregano. Odrobina oliwy, może sok z cytryny. A później otworzyłam szafkę z przyprawami Mony i zobaczyłam dobrze znany mi słoik. Mieszanka suszonych pomidorów, oregano i chili. Dalej już nie szukałam i nie kombinowałam. Zrezygnowałam też z soku z cytryny. Myślę jeszcze nad jakąś inną wersją. Może jednak pójdę w stronę mojej pierwszej myśli? Zobaczę. Fajnie byłoby spróbować tego cuda w innym wydaniu. Może ograniczę się jedynie do oregano? Kurczę, nie wiem. Nie ma sensu za bardzo szaleć z przyprawianiem, bo feta sama w sobie jest przepyszna. Może tymianek? Może, może.
Zanim zacznę pisać na temat konsystencji grillowanej fety, przypomnę Wam o tym (już 3876454 raz), żebyście nie kupowali podróbek. Tzn. jak nie macie dostępu do tej prawdziwej albo szkoda Wam kasy, ok, rozumiem. Pamiętajcie tylko, iż te fetopodobne cudawianki nie leżały choćby obok fety (mimo, iż w sklepie leżą). Taka jest prawda.
Konsystencja? No cudowna. Jednocześnie krucha i sprężysta, ale kremowa i ciut ciągnąca się. Naprawdę niesamowita, nie do podrobienia. Przy okazji feta jest wilgotna. W związku z tym, iż folia jest szczelnie zamknięta, wszystkie smaki i soki pozostają w okolicach sera. No bomba, mówię Wam. I trochę chyba jednak żałuję, iż nie dodałam soku z cytryny. Wiecie jak lubię połączenie oliwy z kwasem. Ech…
Wrzesień zapowiada się całkiem sympatycznie, grillujcie więc ile wlezie. Ja będę.
Jeżeli ktoś z Was wszedł na ten przepis ze względu na candidę, przeczytajcie tekst poniżej.
Parę słów jeszcze na temat diety. Będę musiała wklejać takie informacje prawie pod każdym przepisem, który podepnę sobie pod candidę, żeby mnie nikt nie zjadł.
Nie jestem lekarzem, nie jestem dietetykiem. Jestem żoną faceta, który jest w trakcie leczenia boreliozy. A przy tymże konkretnym leczeniu (ILADS) niezbędna jest właśnie dieta przeciwgrzybicza (która w naszym przypadku może potrwać choćby rok).
Ogólne założenie tej diety to rezygnacja z cukru (w tym słodkich owoców, miodu, itp.), mąki pszennej, drożdży, grzybów, alkoholu, czerwonego i tłustego mięsa, produktów zawierających ocet (poza octem jabłkowym, który jest dopuszczalny), sklepowych wędlin z kiepskim składem, itd.
Co można jeść? Jajka. Kiszonki (ogórki, kapusta, rzodkiewka), warzywa (zwłaszcza zielone), przeciwgrzybiczo działa cebula, czosnek (tych używam sporo), świeże zioła, kaszę jaglaną (jest bardzo wskazana) i gryczaną (najlepiej niepaloną), soczewicę, ciecierzycę, oleje tłoczone na zimno (oliwa z oliwek, olej rzepakowy, z wiesiołka, lniany, kokosowy), ryby, drób, pestki dyni, niektóre orzechy, sezam, makarony żytnie, orkiszowe (od czasu do czasu), brązowy ryż, mąkę żytnią. Wskazane jest używanie przypraw jak: curry, kurkuma, imbir. Z owoców można jeść grejpfruta, awokado. Czasem można pozwolić sobie na kwaśne jabłko lub niedojrzałe kiwi. Coraz częściej spotykam się także z informacją, iż granat także jest dopuszczalny.
Co z nabiałem? Z nabiału można jeść od czasu do czasu jogurty naturalne (najlepiej te zawierające bakterie lactobacillus acidophilus lub bifidobacterium infantis), chude twarogi i mozzarellę. Preferowane jest jednak raczej mleko owcze i kozie (można np. jeść fetę zrobioną na bazie tylko tych mlek, sery pleśniowe oczywiście są zabronione).
Ogólnie jemy produkty jak najmniej przetworzone.
Nie rezygnujemy z warzyw takich jak burak, pomidor, papryka. Na początku miałam co do nich wątpliwości, ale dietetyk powiedział, iż można. Oczywiście wszystko będziemy jeść z umiarem. Do naszego jadłospisu wjeżdżają także z powrotem suszone pomidory i passaty (o jak dooobrze), co do których też nie byłam pewna.
Ważne jest żeby czytać składy produktów i z automatu wyrzucać te, w których jest cukier, ocet, chemia i inne niewskazane badziewia lub po prostu zabronione składniki.
Jeżeli macie jednak jakieś wątpliwości odnośnie któregoś z moich przepisów, po prostu go pomińcie. Ja też je długo miałam i też omijałam niektóre przepisy znalezione w internecie. Na dodatek przez cały czas spotykam się ze sprzecznymi informacjami, o ile chodzi o dozwolone produkty. To dotyczy nabiału (niektórzy mówią, iż jest kategorycznie zabroniony, inni piją kefiry, zsiadłe mleka, jogurty), warzyw pokroju czerwona papryka, burak, pomidor, mąki orkiszowej, owoców, itp. I bądź tu mądry.
Ja inspiracje czerpię z książki „Leczenie dietą. Wygraj z candidą” Marka Zaręby, z bloga qchenne-inspiracje, sugeruję się także wytycznymi lekarza zakaźnika i przede wszystkim dietetyków.
Mam nadzieję, iż przepisy z kategorii candida będą dla Was inspiracją. Tylko inspiracją. Lub aż.
Składniki:
1 opakowanie sera feta (polecam owczo-kozią)
1 łyżeczka mieszanki przypraw (u mnie suszone pomidory, oregano)
pół łyżeczki oliwy extra virgin
4 pomidorki koktajlowe (opcjonalnie)
sól
pieprz
Na kawałku folii aluminiowej (mniej więcej 25 cm x 25 cm) wylewamy oliwę (tylko w tym miejscu, gdzie faktycznie będzie leżała feta), układamy na nią ser. Posypujemy go mieszanką przypraw. Wokół niego układamy połówki umytych pomidorów koktajlowych, które dodatkowo można doprawić solą i świeżo mielonym pieprzem. Folię szczelnie zamykamy, paczuszkę wykładamy na średnio rozgrzany grill. Grillujemy 10-15 minut. Kiedy feta będzie miękka, jest gotowa.