Gorzki smak prawdy: dramat w ciszy miasta

polregion.pl 1 dzień temu

Gorzki smak prawdy: cicha dramaturgia Wrocławia

W przytulnej kuchni na obrzeżach Wrocławia panowała cisza, przerywana jedynie dźwiękiem łyżeczki o porcelanową filiżankę. Kinga, rozsiadłszy się przy stole, przeglądała wiadomości w telefonie, sącząc aromatyczną herbatę. Z łazienki wyszedł jej mąż, Grzegorz, nucąc sobie pod nosem. Jego twarz promieniała dziwną radością, jakby znał sekret, o którym nikt nie miał pojęcia.

— Czemu taki uśmiechnięty? — zmrużyła oczy Kinga, odrywając wzrok od ekranu.

— A, po prostu dobry humor — wymijająco odparł Grzegorz, nalewając sobie herbatę. Usiadł naprzeciwko, spoglądając na żonę z lekkim uśmieszkiem. — Kinga, dawno sprawdzałaś swoją skrzynkę mailową?

— Dawno — zmarszczyła brwi. — Dlaczego?

— Sprawdź. Czeka na ciebie niespodzianka — dodał tajemniczo, popijając z kubka.

Kinga, wyczuwając podstęp, chwyciła telefon. Wśród wiadomości świeciła się jedna nieprzeczytana. Otworzyła ją, przebiegła wzrokiem po tekście i zastygła. Filiżanka w jej dłoni zadrżała, herbata wylała się na stół.

Razem byli osiem lat. Początki, jak u wielu: romantyczne randki, wspólne mieszkanie, potem skromny ślub. Razem przeprowadzili się do Wrocławia, zaczynając od zera. Wynajmowali mieszkanie, oszczędzali na własne, dzielili euforii i trudności.

— Nie umiesz gospodarować pieniędzmi — oświadczył pewnego dnia Grzegorz. — Przelewaj wypłatę na moje konto, ja się tym zajmę.

Kinga nie protestowała. Ufała mu bezgranicznie. Od tamtej pory on zarządzał finansami. Dzięki jego oszczędnościom wzięli kredyt, później kupili działkę pod dom letniskowy. Żyli skromnie, ale stabilnie. Grzegorz dawał żonie pieniądze na drobne wydatki, a ona wiedziała: on sobie nie pozwala na fanaberie.

Kiedy sytuacja się zmieniła, nie od razu to zrozumiała. Pewnego dnia Grzegorz wrócił z pracy wcześniej niż zwykle, jego twarz była poważna.

— Kinga, mama zamieszka z nami — oznajmił. — Samotnie w mieście jej ciężko. Może osiedlimy ją na działce? Dom w dobrym stanie, sklepy blisko.

— Oczywiście — zgodziła się Kinga. Ze swoją teściową, Marianną, miała neutralne stosunki, a kłótni z rodziną unikali jak ognia.

Po tygodniu Marianna wprowadziła się do domku. Kinga była zajęta pracą, obowiązków miała po uszy. Gdy w końcu wybrała się na działkę, doznała szoku.

— Marianna, co tu się dzieje? — wykrzyknęła, potykając się o pudła w progu.

— Witaj, Kinga — odparła obojętnie teściowa. — Nic szczególnego. Grzegorz powiedział, iż oddajecie mi domek, więc spakowałam wasze rzeczy.

— Oddajecie? — Kinga poczuła, jak krew napływa jej do skroni. — Jak to oddajecie?

— Nie wspominał? — uśmiechnęła się Marianna. — Swoje mieszkanie oddałam młodszemu bratu Grzegorza. Nie mam gdzie mieszkać.

— Jak to oddałaś?! — Kinga niemal się zakrztusiła z oburzenia.

Młodszy brat Grzegorza, Robert, był żonaty, ale Kinga nie wiedziała, iż nie ma własnego mieszkania. Chodziły o nim plotki, ale je ignorowała.

— Po prostu oddałam — wzruszyła ramionami teściowa. — Mają dzieci, nie będą przecież na ulicy nocować?

Kinga milczała. Wróciwszy do domu z bagażnikiem pełnym rzeczy, rzuciła się na męża.

— O czym ty myślałeś?! Jak mogłeś oddać mamie naszą działkę?

— O co ci chodzi? — warknął Grzegorz. — To moja matka, mam prawo decydować.

— A ja? Mam jakieś prawa? — krzyczała Kinga. — Też chcę mieć w tym swój głos!

— Ooo, jaka niezależna! — zaśmiał się szyderczo. — Jak trzeba oszczędzać, to moja wina, a jak decydować, to ty pierwsza?

Nie rozmawiali przez tydzień. Kinga, ochłonąwszy, próbowała się dogadać.

— Po prostu chcę wiedzieć, co się dzieje — powiedziała cicho. — Działka jest dla mnie ważna. Nie chcę jej oddawać, rozumiesz?

Grzegorz chmurzył się, ale milczał.

— Jak twoja rodzina potrzebuje pomocy, to od razu biegniemy — ciągnął. — A dla mojej nie ma miejsca?

Kłótnia wybuchła na nowo. Kinga zaczęła jeździć na działkę niemal codziennie, próbując zmusić teściową do wyprowadzki.

— Nigdy nie myślałam, iż stanę się taka — żaliła się przyjaciółce, Dorocie. — Wredna synowa, która dręczy biedną teściową.

— Walcz o swoje — dopingowała Dorota. — Inaczej zabiorą ci wszystko.

Zmotywowana, Kinga znów pojechała na działkę. Marianna krzątała się po domu: podwórko było posprzątane, na rabatach kwitły nowe kwiaty. Wszędzie panował ład. ale Kinga odgoniła te myśli.

— Co tu pani urządziła? — oburzyła się. — Kto pozwolił pani ruszać moją ziemię?

— Kinga, o co chodzi? — zaskoczyła się teściowa. — Grzegorz powiedział, iż mogę…

— Mnie nie obchodzi, co powiedział Grzegorz! — przerwała Kinga. — Nie jest jedynym właścicielem! Jasne?

Widziała strach w oczach Marianny, ale nie mogła przestać. adekwatnie choćby podobało jej się to uczucie władzy.

— Wszystko ma być uzgadniane ze mną! Ze mną, a nie z nim!

— Dobrze, Kinga — szepnęła teściowa. — Następnym razem zapytam. Po prostu Grzegorz…

— Nie interesuje mnie, co on mówi! — warknęła Kinga. — Te kwiaty mają zniknąć! Psują wygląd!

— Wydałam na nie pieniądze… — cicho zaprotestowała Marianna.

— To nie mój problem!

Kinga przyjeżdżała codziennie. Grzegorzowi nic nie mówiła, a teściowa nie śmiała poskarżyć się synowi.

— To ich rodzina, nie chcę wchodzić w drogę — płakała Marianna, gdy synowa odchodziła.

Nie prosiła Grzegorza o domek. Jej młodszy syn z żoną naprawdę zajęli jej mieszkanie. Życie w ciasnocie stało się uciążliwe, a synowa wciąż się kłóciła. Marianna płakała po nocach, ale milczała. To Robert zadzwonił do brata i powiedział, iż matka nie ma gdzie mieszkać. Grzegorz nie mógł odmówić.

— Wychowałaś nas —Grzegorz spojrzał na Kingę przez chwilę ciężkim wzrokiem, a następnie westchnął głęboko i powiedział: „Przykro mi, ale to koniec naszej wspólnej drogi”, po czym zamknął drzwi za sobą, zostawiając ją samą z pustką w sercu i poczuciem, iż czasami walka o swoje może przynieść gorzkie zwycięstwo.

Idź do oryginalnego materiału