Głód według harmonogramu: dlaczego uciekam od życia w domu teściowej
Nigdy bym nie pomyślał, iż moje życie zamieni się w koszarową dyscyplinę, gdzie każdy ruch jest kontrolowany, a najmniejsze odejście od planu karane jest… głodem. Tak właśnie się czuję – jak na zamkniętym terenie bez prawa wyboru i bez możliwości zabrania głosu. Wszystko przez to, iż tymczasowo mieszkamy u mojej teściowej.
Wydawałoby się, nic strasznego – zwykła sytuacja dla młodych par, które oszczędzają na własne mieszkanie. Z Krzysztofem naprawdę chcieliśmy gwałtownie stanąć na nogi, wziąć kredyt hipoteczny, spłacić go i wprowadzić się do swojego przytulnego gniazdka. Dopóki przygotowywaliśmy dokumenty, teściowa mieszkała u siostry męża, pomagała z noworodkiem, a nam zostawiła swoje trzypokojowe mieszkanie. Wtedy jeszcze nie przeczuwałem, jaki “prezent” na nas czeka, gdy postanowi wrócić.
Życie bez niej było spokojne. Pilnowałem idealnego porządku, żeby teściowa, gdy wróci, nie znalazła powodów do narzekań. Wszędzie lśniło, garnki były wytarte do połysku, w szafach – idealna symetria. Ale okazało się, iż jej nie chodzi o czystość. Najważniejszy był reżim. Śniadanie dokładnie o 7:30. Kolacja – przed ósmą wieczorem. Spóźnisz się – twoja wina. Jedzenia nie dostaniesz.
Pracuję jako grafik i zdarzają się noce, gdy nie kładę się do świtu – pilne projekty, poprawki, terminy. Czasem szef pozwala przyjść później. Ale jest problem – jeżeli pojawię się w kuchni po 10 rano, lodówka zatrzaskuje się przed moim nosem. Teściowa uważa, iż “przespałem śniadanie”, więc nic mi się nie należy. choćby jeżeli jedzenie przygotowałem sam! choćby jeżeli to mój własny jogurt czy kanapka.
Z kolacją to samo. Wracamy z mężem późno, ale jeść bez niego mi nie wolno. A on, jeżeli wróci po ósmej, może iść spać głodny. Dlaczego? Bo “to nie jest pora”. Kiedy próbowałem wytłumaczyć, iż dorośli jedzą, kiedy chcą, usłyszałem: “w moim domu rządzę ja”. A, no tak – zapomniałem dodać, iż za media też płacimy, ale kogo to obchodzi?
A łazienka? O, to osobna historia. Lubię się zrelaksować w ciepłej wodzie po ciężkim dniu. Ale i tu są zasady: kąpać się w dzień – zabronione. “Woda droga, licznik kręci”, “w dzień trzeba pracować, a nie wylegiwać się w wannie”. jeżeli zamknę drzwi, teściowa może zapukać, a może i spróbować otworzyć. Tak, to nie przesada. Dochodzi do absurdu.
Weekendy stały się udręką. Prześpisz się do dziesiątej? Koniec, śniadanie przepadło, dzień zrujnowany. “Młodzież teraz leniwa, śpią do południa!” – mruczy w kuchni, demonstracyjnie trzaskając szafkami. Nie odpoczywam – przeżywam.
Krzysztof, biedny, od dziecka jest do tego przyzwyczajony. Nie widzi w tym dziwactwa, uważa, iż “mama taka po prostu jest”. A ja nie uważam. Nie zamierzam dostosowywać się do kogoś, kto we własnym domu nie pozwala mi zjeść łyżki zupy, bo “czas minął”.
Nie chcę już wstawać o wyznaczonej godzinie i czuć się jak uczeń, któremu za spóźnienie nie nalewają rosołu. Nie chcę prosić o zgodę na ciepłą kąpiel ani tłumaczyć, dlaczego nie zjadłem kaszy o 7:30. Jestem dorosłym mężczyzną. Płacę za siebie. Pracuję. Jestem w końcu człowiekiem.
Postawiłem mężowi ultimatum: albo wracamy do naszego mieszkania, albo odchodzę. Nie jestem wrogiem jego matki, ale też nie niewolnikiem jej zasad. Chcę żyć, a nie funkcjonować według budzika.
Czasem trzeba stracić wygodę, by odzyskać wolność. Jestem na to gotowy. Bo moje życie to nie tabela w Excelu ani regulamin wojskowy. Chcę być szczęśliwy, a nie “najedzonym o czasie”.