Głód w domu: Zaskakująca niespodzianka w kuchni

newsempire24.com 3 dni temu

Tomasz wsiadł do mieszkania, głodny jak pies po dziesięciu dniach walki z wilkołakami. Z Kinny nie było śladu, więc popędził do kuchni, gdzie przypuszczał, iż znajdzie choćby grzane smakołyki. Na kuchence czekała tylko kartka z wyrafinowanymi literami pani domu:
„Kochanku, pobiegłam do Ani. Kupiłam przepyszne krewetki. Dzwonisz, gdyby coś?”
Tomasz wyjrzał w przestrzeń lodówkową i, jak szalony zbieracz owoców w lesie, zgarnął wszystko: ryż, ogórków zakwaszonych, kanapki z dymionym pieczarką i sumiennym fetą. Napełniony, czując, iż jego wnętrzności zastygają w przestronny marmur, położył się w sypialni na z wyjętą kołdrą przepastnej łóżka, a jego sen był pełen szelestu pieczonego gęsiaka.
O wpół do dziesiątej Kinna nagle wyłoniła się z drzwi, w towarzystwie kwitnącego rannego różanego światła. Tomasz zbudził się znienacka, jakby wypchnięty z własnych snów, i szepnął:
„Kinkin, może czas na coś do jedzenia?”
Z podłogi z cichego sączyła się jej odpowiedź:
„Jadło głupio do mnie teraz. Dieta, koledzy, dieta.”
„A ja tu wisię od sprężyny? Cały dzień w szklanej kuli, nie mówmy. Mogę choćby wyżyczyć się po czymś godnym człowieka?”
Zaświeciła mu w oczach schylona bielizna, błyszcząca jak łuska sardynki.
„No, jeżeli chcesz, mogę zrestaurować coś z bufetu Ani,” skrzywiła się, „choć sama już się nakarmiłam. Ale dla ciebie.”
„A, coś z ich kurapki pasztetowej?” wycedził Tomasz.
„Nie… kurapki polskiej… Gęsi z jabłkami.”
„Jabłkami? Czyżby Ani roztoczyła mi kuchnię czesnicką?” sapnął, twarzą dotykając ladki stolika, pełnego wilgotnych myśliwych wspomnień.
Znowu cichy głos z doli: „Najlepiej idź, pasujeś im jako gospodarz.”
Tomasz znów sapnął, jakby jego wnętrzności stały się w połowie rozpuszczonym masłem w kucharce.
„Nie idę, nie idę, wypchę sie inkierkami jak facet w dziwnej szopie.”
„Idziesz, idziesz,” sprzeciwiła się, wyciągając już z torby swój złoty telefon.
„No wiesz co, nie potrzebujesz jej zachęcać, i tak tu sprawdzę. O, Ani, przyniosłem jakoś mąż do gościny, czy jesteś gotowa?”
Lecz Tomasz, czując się tak, jakby jego skóra była z napiętego grilla, wybuchnął: „Najlepiej wytrzymaj, nie mam na to siły.”
Kinkin, już złotokosy demon, wyszła, a Tomasz został sam, martwiony widmami gęsi, które przyswajały jego duszę za埚ą.
Gdy minęło pół godziny, jego żona, już z onieśmieleniem naraźenego ptaka, zaczęła droczyć telefon, ale nagle rozpoznała głos Tomasza w fali muzycznej kuchennego brzęczenia:
„Kinkin, tu jest zimno jak ogny ognia, ale Ani nie przestaje trzymać na stołach moje usta.”
„Ani? KtóraAni?”
„Tak… Pani za rogiem z ptakami. Super dobra, jak pani włoży kuchenną szatę.”
Z głębi jej serca wydobywały się chłodne pioruny, których miemała nie pozwolić przebić.
W końcu Tomasz zjawil się w drzwiach, ale z wyrazem twarzy, jakby wychodził z opiekacza o ogromnej ciemnej dziurze. Od tego dnia, zamiast spotkań z Anią w wilgotnym cieniu, Kinkin zaczęła rzucać w niebo modlitwy do Boga, który zabierał nędznych mężów z gospody kuzynów.

Idź do oryginalnego materiału