George Orwell: Lew i jednorożec

instytutsprawobywatelskich.pl 3 miesięcy temu

Ze zbioru dziewiętnastu błyskotliwych esejów i smakowitych felietonów wyłania się pełniejszy obraz pisarza – odmienny od tego, jakim chciałyby go widzieć konserwatywne kręgi. To obraz intelektualisty nieulegającego presji otoczenia, krytyka politycznej bierności, antyfaszysty, człowieka opowiadającego się jednoznacznie po stronie wartości lewicowych, osoby wrażliwej na piękno, urodę życia i przyjemność, jaką można czerpać z Natury (z opisu wydawcy).

Wydawnictwu Karakter dziękujemy za udostępnienie fragmentu do publikacji. Zachęcamy do lektury całej książki.

Dlaczego piszę

„Gangrel”, nr 4, lato 1946 roku

Od najmłodszych lat, od piątego czy szóstego roku życia, wiedziałem, iż kiedy dorosnę, powinienem zostać pisarzem.

Mniej więcej między siedemnastym a dwudziestym czwartym rokiem życia próbowałem porzucić ten pomysł, robiłem to jednak ze świadomością, iż zadaję kłam własnej naturze i iż prędzej czy później będę musiał jej ulec i chwycić za pióro.

Wychowywałem się z dwójką rodzeństwa, ale dzieliła nas spora różnica wieku – jedna z moich sióstr jest ode mnie pięć lat starsza, a druga pięć lat młodsza – ojca natomiast widywałem z rzadka; częstszym bywalcem własnego domu stał się dopiero po moich ósmych urodzinach. Był to jeden z powodów, z których czułem się cokolwiek samotny i prędko wyrobiłem sobie złe nawyki, które nie przysporzyły mi zbyt wielu kolegów ani koleżanek ze szkolnej ławy. Jak wiele innych samotnych dzieci miałem w zwyczaju snuć wydumane historyjki i rozmawiać z wymyślonymi przyjaciółmi – moje ambicje literackie od samego początku splatały się z poczuciem wyobcowania i niedocenienia. Wiedziałem, iż mam łatwość dobierania słów oraz siłę, by mierzyć się z przykrą rzeczywistością. Pozwalało mi to tworzyć własny, prywatny świat, w którym mogłem powetować sobie porażki ponoszone w życiu codziennym. Nie byłem jednak szczególnie płodnym twórcą. Cała moja poważna twórczość z dzieciństwa i lat młodzieńczych – taka, co do której żywiłem wówczas poważne zamiary – zapełniłaby raptem kilka stron. Pierwszy wiersz ułożyłem w wieku czterech bądź pięciu lat, dyktując go swojej matce. Pamiętam jedynie, iż był o tygrysie z „zębiskami jak pręty”, co wciąż brzmi niezgorzej, choć podejrzewam, iż moje dzieło było plagiatem Tygrysa Blake’a. Jako jedenastolatek, po wybuchu wojny z lat 1914 – 1918, napisałem wiersz patriotyczny, a dwa lata później kolejny, o śmierci Kitchenera; obydwa ukazały się w drukiem w lokalnej gazecie. Kiedy trochę podrosłem, od czasu do czasu kreśliłem marne i zwykle niedokończone „ody do natury” w stylu georgiańskim. Ze dwa razy zdarzyło mi się także zabrać za pisanie opowiadania, ale zawsze kończyło się to sromotną porażką. W tym zamykał się cały mój ówczesny „poważny” dorobek literacki – w ciągu wszystkich tych lat niczego więcej nie przelałem na papier z własnej inicjatywy.

Stale byłem jednak, w ten czy inny sposób, zaangażowany w działalność literacką.

Przede wszystkim zajmowałem się tekstami na zamówienie, pisząc je gwałtownie i bez trudu, ale i bez większej przyjemności. Poza pracami szkolnymi układałem vers d’occasion, na poły żartobliwe poematy, w tempie, które z dzisiejszej perspektywy wydaje mi się iście karkołomne – w wieku czternastu lat w tydzień napisałem rymowaną sztukę wzorowaną na komediach Arystofanesa – i pomagałem przy redagowaniu szkolnych czasopism, zarówno tych drukowanych, jak i wydawanych w rękopisie. Ukazywały się w nich doprawdy groteskowe utwory, toteż wkładałem w tę pracę znacznie mniej wysiłku niż w tej chwili choćby w największe publicystyczne fuszerki. Jednocześnie przez piętnaście albo i więcej lat oddawałem się zgoła innej praktyce literackiej: prowadziłem nieprzerwaną „narrację” o własnej osobie, swoisty pamiętnik istniejący jedynie w moim umyśle. Tworzenie takich opowieści jest – tak podejrzewam – dość powszechne wśród dzieci i nastolatków. Jako młody chłopiec wyobrażałem sobie, iż jestem, powiedzmy, Robin Hoodem i dawałem się porwać niesamowitym przygodom. Moja „narracja” gwałtownie jednak przestała podlegać tak jawnie narcystycznym impulsom i przerodziła się w zwyczajne opisy tego, co robiłem i co widziałem. Myśli zaprzątało mi wówczas, czasem przez kilka minut bez przerwy, coś na kształt takiego oto monologu: „Otworzył drzwi i wszedł do środka. Łagodne promienie słońca sączyły się przez muślinowe firanki, rzucając refleksy na półotwarte pudełko zapałek ułożone na stole przy kałamarzu. Z prawą ręką w kieszeni podszedł do okna. Na ulicy czarno-rudy kot gonił za opadłym liściem”, i tak dalej, i tak dalej. Nawyk ten towarzyszył mi aż do około dwudziestego piątego roku życia, przez wszystkie lata, gdy obcowałem z literaturą wyłącznie biernie. Choć dobieranie odpowiednich słów wymagało ode mnie świadomego wysiłku, opisy te tworzyłem niemal wbrew własnej woli, niejako pod wpływem zewnętrznego przymusu. Owa „narracja” naśladowała prawdopodobnie style tych pisarzy, których w danym momencie podziwiałem, ale zawsze, o ile mnie pamięć nie myli, miała w sobie pewną misterność opisu.

W wieku około szesnastu lat niespodziewanie odkryłem przyjemność, jakiej słowa dostarczać mogą poprzez swoje brzmienie i wywoływane skojarzenia. Jak w owych wersach z Raju utraconego:

So hee with difficulty and labour hard
Moved on: with difficulty and labour hee[1]

Teraz wprawdzie nie wydają mi się one tak wspaniałe, niegdyś jednak wywoływały u mnie prawdziwy dreszcz ekscytacji, a przyjemność dodatkowo potęgował archaiczny zapis zaimka he jako hee. O potrzebie opisywania świata wiedziałem już wszystko. Jasne jest więc, jakiego rodzaju książki chciałem pisać – o tyle, o ile można w ogóle powiedzieć, iż przejawiałem wówczas taką chęć. Miały to być sążniste powieści naturalistyczne o nieszczęśliwym zakończeniu, pełne drobiazgowych opisów i chwytliwych porównań, a także ustępów pisanych kwiecistym stylem, w których słowa dobierane są przede wszystkim ze względu na swoje brzmienie. Moja pierwsza powieść, Birmańskie dni, napisana w wieku trzydziestu lat, a obmyślona znacznie wcześniej, jest właśnie tego rodzaju książką.

Przytaczam tutaj wszystkie te informacje o wczesnych latach mego życia, ponieważ uważam, iż nie sposób ocenić motywów pisarza, nie poznawszy wpierw okoliczności, w jakich się ukształtowały.

Idź do oryginalnego materiału