Gdzie serce drży — pierwsza podróż na wieś

polregion.pl 5 dni temu

— Już nie mam siły! — wybuchnęła Agnieszka, rzucając torbę na kanapę. — Chcę nad morze! Leżeć jak foka w słońcu cały dzień, a nocą tańczyć w klubie do rana. Żeby muzyka, drinki i ani jednej myśli o pracy!

Marek tylko się uśmiechnął. Przywykł już do jej wybuchów. Agnieszka była wyjątkowa: zaczepna, ironiczna, czasem trochę ostra, ale zawsze autentyczna. Nie udawała, nie grała roli — z nią było lekko i wesoło. I co najważniejsze — nie trzeba było niczego udawać.

Poznali się kilka miesięcy temu i od tamtej pory Marek czuł, jakby oddychał pełną piersią. Żadnych wymuszonych rozmów, żadnej sztuczności — tylko ciepło i wrażenie, iż jest właśnie tam, gdzie chce być. Na zawsze.

— Co się stało w pracy? — zapytał łagodnie, podchodząc bliżej.

— Wszyscy mnie wkurzają! „Agnieszko zrób to, Agnieszko tamto!” — jakby innych imion nie było. Dziś o mało nie posłałam szefa do diabła! Gdybym się nie powstrzymała, już by mnie zwolnili…

— No to znaczy, iż naprawdę potrzebujesz odpoczynku — roześmiał się Marek. — Możemy gdzieś wyskoczyć, choćby jeżeli nie nad morze.

— Gdzie niby? W najlepszym razie dostanę jeden dzień wolnego. Jaki sens ma urlop na jeden dzień?

— A może pojedziemy na wieś, do babci? Tam powietrze jest takie, iż po jednym spacerze człowiek się wysypia. I pierogi! Prosto z pieca, gorące…

— Na wieś? — Agnieszka otworzyła szeroko oczy. — Serio? Nigdy nie byłam na wsi.

— Jak to nigdy?

— No tak. Cała moja rodzina jest z miasta. choćby krowy widziałam tylko na opakowaniu mleka.

— To tym bardziej musisz pojechać! choćby nie wiesz, jak tam jest super. Rzeka, piec kaflowy, gwiazdy w nocy, ognisko…

— Oj, Marek, żebym ja miała twoją energię. Szczerze mówiąc, nie jestem gotowa na podbijanie serca babci.

— A szkoda. Moja babcia to skarb. Nawtłoczy ci pierogów, naleśników, herbaty z miętą — i już będziesz ją kochać.

— No jeżeli pierogi są argumentem… — Agnieszka się uśmiechnęła. — No dobra. Ale pod jednym warunkiem — jeżeli mi się nie spodoba, musisz mi kupić nową garderobę. Bo w starą po babcinych smakołykach się nie zmieszczę.

Śmiał się, a ona wciąż nie była pewna, czy się śmiać, czy zacząć się denerwować.

Droga nie należała do najłatwiejszych. Ostatnie kilometry ich samochód podskakiwał na wyboistej drodze gruntowej. Ale Marek był spokojny. Agnieszka natomiast nerwowo zerkała przez okno, spodziewając się zobaczyć krzywe stodoły, sterty gnoju i gęsi gotowe zaatakować obcych.

Ale okazało się inaczej. Wieś była duża, zadbana, z kilkoma ulicami, sklepami i asfaltem. choćby krow nie było widać. Zamiast nich — biegające boso dzieci, kobiety z eleganckimi fryzurami i mężczyźni spokojnie rozprawiający przed domami.

Babcia powitała ich, jakby czekała całe życie. Przytuliła Agnieszkę jak własną wnuczkę, zakrzątała się, zaprosiła do stołu. A stół uginał się od jedzenia: barszcz, pierogi, kiełbasa, placki ziemniaczane, kompot.

Agnieszka była w szoku. Gdzie ta surowa, milcząca babcia z jej wyobrażeń? Gdzie ta straszna wiejska rzeczywistość?

Marek promieniał — wiedział, iż tak właśnie będzie.

Po obiedzie zabrał Agnieszkę nad rzekę. A tam — prawdziwa idylla. Woda czysta jak łza, dzieci pluskające się w nurcie, mężczyźni smażący kiełbaski na ogniu, kobiety rozkładające koce. Nikt się nie kłócił, nikt się nie spieszył. Tylko śmiech, wiatr i zapach dymu.

Wieczorem Agnieszka zasnęła, ledwie dotknęła poduszki. Rano obudziło ją słońce — babcine firanki były cienkie, niemal przeźroczyste. Wstała, narzuciła sweter i wyszła przed dom. I zastygła.

Przed nią różowiło się niebo, słońce dopiero wznosiło się nad horyzontem. W oddali muczały krowy, śpiewały ptaki, pachniało rosą, trawą i tymiankiem. Cała ziemia wokół oddychała spokojem. Agnieszka zdjęła kapcie i stanęła boso na mokrej od rosy trawie. Stała w milczeniu. Dusza się oczyszczała.

— Już myślałem, iż się zgubiłaś — odezwał się za nią Marek.

— Obudziłam się… Wyszłam. Tu jest tak cicho, tak lekko… Nigdy nie czułam takiego spokoju.

— Podoba ci się?

— Bardzo. Przyjedziemy jeszcze?

— Oczywiście. Nie raz.

Agnieszka przytuliła go mocno. W środku coś ściskało ją od szczęścia. Nie chciała już nad morze. Wiedziała — swój spokój, swoje miejsce znalazła właśnie tutaj. I wracała będzie jeszcze nie raz — tam, gdzie zaczyna się oddychać na nowo.

Idź do oryginalnego materiału