W miniony weekend założyłam sobie mega ambitny plan. "Zrobię mnóstwo zdjęć na Instagram, zdjęcia stylizacji na bloga, do tego posprzątam co trzeba, nadrobię pracę i zaległości, rozplanuję kolejne posty, przeanalizuję statystyki, a do tego spotkam się ze znajomymi na Halloween Party, pojadę do kina, ugotuję super obiad, odwiedzę rodzinę, zrobię zdjęcia kolejnych rzeczy na wyprzedaż, odwiedzę ulubione blogi i profile, a potem poleżę i jeszcze dołożę sobie film na Netflixie na deser". Wszystko zaczęło się naprawdę dobrze: było kino, kawiarnia, zakupy, kolejnego dnia szybka, blogowa sesja, organizacja mini imprezy, kolejne zakupy, przeczytałam choćby dwa e-booki o Instagramowej aplikacji z przepisem na sukces, zakasałam rękawy do działania, planując, marząc, rozpisując... Aż tu nagle skończyła się i siła, i weekend...
Ludzie! Nie jesteśmy robotami! A na pewno ja nim nie jestem. Po raz kolejny popełniłam ten sam błąd biorąc na siebie zbyt dużo, niż jest to w ogóle możliwe. Niby kilkanaście błahych spraw, a wypełniają dni po brzegi. Jestem zdania, iż ciężko pracować naprawdę warto, bo tylko to zapewni nam drogę do wielkiego sukcesu, ale nigdy nie powinniśmy robić tego kosztem zdrowia czy swojego życia prywatnego. Jest jedna rzecz, która często doprowadza mnie do szału: brak czasu i niewywiązanie się z umowy. Nienawidzę zakładać sobie czegoś, a potem tego nie realizować. Dlaczego więc do licha zakładam sobie aż tak wiele?!
Piszę o tym, bo rozmawiałam na ten temat z kilkoma osobami w ostatnim czasie, dodatkowo zmusiły mnie do tych refleksji przeczytane ebooki ze wskazówkami, które utwierdziły mnie w przekonaniu, iż przez cały czas mi czegoś brakuje w tym całym internetowym świecie. Pomyślałam sobie: "a skąd mam znaleźć na to czas?" i zdałam sobie sprawę, iż raczej na pewno go nie znajdę. A to dlatego, iż po prostu już go dla mnie nie ma. Po co zatem założyłam sobie tak intensywny weekend, skoro wiedziałam, iż może nie wypalić? Tego niestety nie potrafię ani sobie, ani Wam wytłumaczyć, ale najważniejsze, iż wyciągam z tego wnioski. Przede wszystkim taki, iż aby organizacja czasu miała ręce i nogi, trzeba założyć plan realny!
Nie da się zrobić wszystkiego na raz, a już na pewno nie da się tego wszystkiego zrobić dobrze. Ważne jest zatem odpowiednie rozplanowanie dni, tak aby każdy był rozsądnie wypełniony, ale nie przepełniony. W każdym dniu powinien być czas na intensywną pracę, ale również i relaks. Owszem, zdarzają się dni, kiedy musimy się spiąć i zrobić dużo więcej niż zakładaliśmy bo tego wymaga sytuacja, ale nie doprowadźmy do tego, aby stało się to czymś regularnym. Odpowiedni balans to klucz do sukcesu.
Ja niestety miewam jak dotąd z tym problemy i nie boję się do tego przyznać. Ale jak wspominałam wyżej, istotne jest, iż mam tego świadomość i zamiar udoskonalenia swojej organizacji, aby nigdy więcej nie doprowadzić do tego, iż czuję się niezadowolona z samej siebie. Dlatego jeżeli i Wy miewacie takie dni, kiedy ambitny plan legł w gruzach mimo wielkich oczekiwań - don't worry. Ja tak mam bardzo często. Ale wiecie co? Jakoś niespecjalnie mnie to poruszyło, bo wiem, iż jestem w stanie z tym walczyć i wreszcie opracować strategię idealną. Mój sposób? Od zawsze wypisuję na kartce listę rzeczy do zrobienia. Od dziś podkreślam pozycje najpilniejsze i mające określony deadline. Następnie innym kolorem zakreślam pozycje równie ważne, ale mające jeszcze czas na realizację. Z kolei jeszcze innym odcieniem zakreślam rzeczy, które mogą spokojnie poczekać. Niezakreślone zostawiam krótkie aktywności, które są aktywnościami regularnymi oraz takie, które mogą wskoczyć w jakieś miejsce, kiedy plan ulega zmianie.
Na dziś moja ulubiona ostatnio stylówka - białe spodnie, ukochane buty od Renee, ciepły sweter - w tym wypadku khaki golf oraz długi płaszcz. Wygodnie, stylowo i jesiennie!
buty - RENEE, golf i płaszcz - SELFIEROOM