Nie pojechałam na jubileusz do teściowej

twojacena.pl 3 godzin temu

30 listopada 2025

Dziś postanowiłem spisać to, co wydarzyło się w ostatnich tygodniach, bo w głowie mam chaotyczny gąszcz myśli. Żona, Irena Kowalska, popadła w taką gorączkę, iż termometr wskazał czterdzieści stopni. Pamiętam, jak wezwała mnie do łóżka, krzycząc: Andrzeju, nie odchodź! Muszę zdążyć do pracy, raport się pali!

Przyjaciółka Ireny, Halina Szymańska, chwyciła ją za ramię, próbując posadzić na kanapie. Irena jednak walczyła z kurtką, ręce drżały tak mocno, iż ledwo wsuwała je w rękawy. Halino, odstaw mnie! błagała. Muszę iść do biura!

Jakiego raportu? odpowiedziała Halina, podnosząc brwi. Jesteś ledwo na nogach! Zadzwoń do szefa, powiedz, iż jesteś chora!

Irena westchnęła: Nie mogę! Już dwa razy w tym miesiącu brałam zwolnienie lekarskie, zwolnią mnie!

Halina wyciągnęła kurtkę Ireny i rzuciła ją na fotel. Siadaj natychmiast! Wezwę lekarza!

Irena opadła na kanapę, głowa wiruje, wzrok zamglony. Pracuje jako księgowa w małej firmie w Łodzi, wynagrodzenie nie jest wysokie, a rodzina żyje od wypłaty do wypłaty.

Halina zadzwoniła do mnie: Zadzwoniłam do Andrzeja, niech przyjedzie i zabierze ją do domu.

Nie, mój szef właśnie ma zebranie! krzyknęła Irena.

Mam to gdzieś! Żona jest w stanie krytycznym, a on siedzi na spotkaniu!

Po pół godzinie przyjechałem, wziąłem Irenę do domu, położyłem w łóżku i wezwałem lekarza. Doktor przepisał antybiotyki i surowy odpoczynek. Będziesz leżeć tydzień, żadna praca. powiedział.

Ale ja… zaczęła.

Nie ma „ale”. Czterdzieści stopni to nie żart. Jeszcze trochę i trafię do szpitala.

Gdy lekarz odszedł, usiadłem na brzegu łóżka. Irenko, po co to tak zrobiłaś? Musiałaś od razu powiedzieć, iż ci źle.

Praca…

Praca poczeka. Zdrowie ważniejsze.

Zamknęła oczy, wyczerpana. Dom, praca, gotowanie, sprzątanie wszystko spada na jej barki. Ja rzadko pomagam, bo zawsze mam wymówki: „Jestem zmęczony w pracy”.

Telefon wibrował. SMS od teściowej, Walentyny Petrovič: Irenko, nie zapomnij, pojutrze mój jubilej, czekam o 14:00. Nie spóźnij się.

Usłyszałem, jak Irena jęczy. Jubileusz sześćdziesiąt lat. Walentyna organizuje przyjęcie w restauracji w Poznaniu, zaprasza rodzinę, przyjaciół, kolegów z pracy.

Andrzeju, dostałam wiadomość od mamy. Jubilusz.

Tak, pojutrze. Pamiętasz?

Pamiętam, ale jestem chora. Nie dam rady jechać.

Zmarszczyłem brwi. Jak nie dasz rady? To moja matka!

Andrzeju, mam gorączkę! Lekarz powiedział tydzień w łóżku!

W dwa dni spadnie. Weź lek przeciwgorączkowy i jedziemy.

Naprawdę poważnie choruję!

Mama się obrazi! Wiesz, jaka jest!

Wiedziałem, iż Walentyna jest kobietą dominującą i łatwo się obraża. Gdy coś nie idzie po jej myśli, wywołuje sceny. Nie darzyła mnie zbyt serdecznie, liczyła, iż znajdę lepszy partner dla swojego syna.

Niech się obraża. Ja fizycznie nie dam rady.

Ireno, postaraj się! Dla mnie!

Andrzeju, leżę jak umarła! A ty mówisz o jubileuszu!

Nie wyolbrzymiaj! To tylko przeziębienie!

Zwróciłam się plecami do ściany, nie chciała choćby rozmawiać. Poszedłem do kuchni, zadzwoniłem do matki.

Mamo, cześć tak, pamiętam problem Irena jest chora, gorączka bardzo wysoka nie wiem, czy zdąży przyjechać proszę, nie krzycz rozumiem dobrze, postaramy się.

Wróciłem z przepraszającym wyrazem twarzy. Mówi, iż jeżeli nie przyjedziesz, nie chce cię już widzieć.

Idealnie. Nie chcę jej widzieć.

Irena!

Co? Ja jestem chora! A ona stawia ultimatum!

Rozczarowana jest, bo to jej jubileusz.

To jej sprawa, nie moja!

Usiadłem na krześle, dłonie w twarz. Dobra, jedziemy tylko ja. Powiem, iż jesteś bardzo chora, mama zrozumie.

Nie zrozumie. Pomyśli, iż to wymyśliłam!

Niech tak myśli! Najważniejsze, iż zachowasz zdrowie!

Patrzyła na mnie z wdzięcznością, przynajmniej coś zrozumiała.

Następnego dnia temperatura spadła do 38°C. Wstałam, poszłam do kuchni, ugotowałam rosół. Nie miałam sił, ale przynajmniej nie wirowała głowa.

Zadzwoniła Halina.

Jak się czujesz?

Lepiej, gorączka spadła.

Dobrze, bo martwiłam się. Jutro nie zamierzasz iść do pracy?

Nie, lekarz dał tydzień zwolnienia.

To dobrze, odpoczywaj.

Andrzeju chce, żebym pojechała na jubileusz.

Co? Z gorączką?

Mówi, iż matka się obrazi.

A zdrowiu mu to nie zależy?

Najwyraźniej tak.

Halina chwilę zamyśliła się.

Na pewno chcesz jechać? Czy zostaniesz w domu?

Zostanę. Nie mam sił.

Dobrze. Niech jedzie sam.

Teściowa wywoła scenę.

Niech wywołuje. Nie jesteś winna, iż chorujesz.

Mimo iż Halina miała rację, wciąż czułem niepokój. Walentyna potrafiła trzymać w szachu. Gdy była obrażona, milczała miesiącami, a potem podburzała mnie przeciwko żonie.

Wieczorem przyniosłem kwiaty do domu.

Kupione, jutro dam matce.

Piękne

Ireno, naprawdę nie jedziesz?

Na pewno nie. Nie mogę.

Westchnąłem. Powiem mamie, iż jesteś poważnie chora.

Dzięki.

Ona i tak się obrazi. Znasz ją.

Znam.

Rano gorączka podskoczyła do 39°C. Wzięłam lek, położyłam się znów. Nie miałam siły wstać.

Andrzej przygotowywał się do wyjazdu. Ubrał garnitur, wypolerował buty.

Jadę. Ty jakoś sobie poradzisz?

Poradzę.

Dzwoń, jakby coś było. Wezmę telefon.

Kiedy odjechał, poczułam ulgę. Nie musiałam nikogo spotykać, nie musiałam udawać uśmiechu. Mogłam po prostu leżeć.

Halina zadzwoniła:

Jak w domu?

Andrzej pojechał sam.

Dobrze. A teściowa?

Nie wiem, Andrzej ma wytłumaczyć.

Wytłumaczy. Oni zawsze tak. Synowi zależy, matce, a nie żonie.

Uśmiechnęłam się, Halina miała rację. Walentyna kochała syna, a mnie tolerowała jedynie jako kogoś, kto go wspiera.

Nagle zadzwonił telefon.

Halo? odebrałam.

Irenko, tu Walentyna Petrovič.

Dzień dobry.

Andrzej powiedział, iż jesteś chora i nie przyjedziesz.

Tak, niestety. Lekarz nie pozwala wstać.

Cisza.

Rozumiem. To znaczy, w dniu mojego sześćdziesiątki zostajesz w domu?

Pani Petrovič, naprawdę jestem bardzo chora!

Wszyscy chorują, ale potrafią przyjść na ważne wydarzenia.

Nie znalazłam siły.

Widać. Dziękuję za szczerość. Teraz wiem, co naprawdę o mnie myślisz.

Nie

Nie usprawiedliwiaj się. Wszystko jasne. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia.

Rozłączyła się. Trzymałam telefon w drżącej dłoni, myśli kłębiły się jak burza.

Po godzinie zadzwoniła Halina.

Co? Teściowa zadzwoniła?

Obraziła się.

Nie pierwszy raz.

Boję się, iż Andrzej stanie po jej stronie.

Czy on kiedykolwiek był po twojej?

Zrozumiałem, iż Andrzej zawsze wspierał matkę, choćby gdy była w błędzie.

Wieczorem Andrzej wrócił z przyjęcia. Usiadł na brzegu łóżka.

Jak się czujesz?

Tak samo, gorączka nie spada.

Rozumiem.

Cisza.

Mama bardzo się rozczarowała, iż cię nie było.

Wiem. Dzwoniła.

Co powiedziała?

Że jestem zła żona, iż nie przyjechałam na jej urodziny.

Zamilkł.

No cóż, ma w pewnym sensie rację.

Wstałam gwałtownie, spoglądając na niego.

Co?

Irenko, serio. To był istotny dzień dla mamy. Mogłaś się postarać.

Andrzeju, mam 39 stopni!

Wzięłabyś lek i pojechała. Chociażby na dwie godziny.

Czy mój zdrowie nie jest ważne?

Oczywiście, iż tak. Ale mama też jest ważna!

Obróciłam się w łóżku i spojrzałam w ścianę.

Idź.

Nie obrażaj się

Idź! krzyknęła.

Andrzej wyszedł z pokoju. Stałem przy ścianie, łzy płynęły po policzkach. Nie z rozpaczy, a z ulgi. W końcu koniec.

Następnego dnia Halina zadzwoniła, a ja już nie miałem ochoty się ukrywać.

Nie mogę już dłużej z tobą być.

Co się stało?

Proponował rozwód.

I ty się zgodziłaś?

Nie miałam wyboru.

Dlaczego nie walczyłaś?

Bo po tej wojnie z teściową nie było już sił.

Halina przytuliła mnie, a ja poczułem, iż może w końcu odetchnę.

Tydzień później Andrzej nie dzwonił. Mieszkałem u Haliny, wracałem do pracy, po pracy chodziłem na siłownię, spotykałem się z przyjaciółmi.

Jedna z nich, Marta, powiedziała:

Wiesz, może to w ogóle lepsze. Teraz jesteś wolny, możesz znaleźć kogoś, kto naprawdę cię doceni.

Nie szukam już mężczyzny. Chcę po prostu odpocząć.

Odpoczywaj. Zasłużyłeś.

Po kilku tygodniach Andrzej zadzwonił:

Musimy załatwić rozwód.

Kiedy?

Jutro po pracy, w kawiarni przy rynku.

Spotkaliśmy się przy stoliku.

To koniec? zapytałem.

Tak. Lepiej tak.

Dla twojej matki?

Tak.

Wstał, powiedział, iż wyśle wszystkie dokumenty przez pełnomocników.

Odszedł, a ja poczułem przypływ ulgi. W końcu wszystko się zamknęło.

Po rozwodzie wziąłem małe mieszkanie w Krakowie, dostałem lepszą pracę w dziale finansów, zarabiam godziwe pieniądze w złotych. Zaczęłam chodzić na jogę, podróżować, spotykać nowych ludzi. Halina była przy mnie, zawsze gotowa do pomocy.

Po pół roku poznałem Aleksandra inżyniera, rozwodnika, bez dzieci. Mówił, iż jego matka mieszka w Gdańsku i odwiedza go raz w roku, ale nie wtrąca się w jego życie.

To świetnie, iż masz swoją niezależną matkę, powiedziałem.

A twoi rodzice?

Szanują mnie, nie dają rad.

Po roku pobraliśmy się w skromny sposób, przy najbliższych rodzinach i przyjaciołach. Jego mama była miła, nie wtrącała się w nasze sprawy.

Kilka miesięcy później spotkałem Andrzeja na ulicy. Szedł z dziewczyną, Oksaną.

Cześć, Irenko! przywitał się.

Cześć. Gratuluję, wyszłaś za mąż.

Dziękuję, to Oksana.

Rozmawialiśmy krótko i pożegnaliśmy się.

Halina pytająca później:

Czy żałujesz?

Nie, zupełnie nie. Cieszę się, iż w końcu postawiłam siebie na pierwszym miejscu.

Czy ta historia nie pokazuje, iż czasem trzeba powiedzieć nie? choćby jeżeli ktoś się obrazi. Bo własne zdrowie i godność są ważniejsze niż cudze oczekiwania.

Lekcja, którą wyniosłem: nie pozwól, by cudze potrzeby przytłaczały twoje własne. Trzeba mieć odwagę postawić granice, bo dopiero wtedy otwiera się prawdziwe szczęście.

Idź do oryginalnego materiału