Dzisiaj coś niezwykłego wydarzyło się w moim domu. Siedziałam w kuchni, dziergając ciepłe skarpety – starannie, oczko za oczkiem. Choć w dokumentach figuruję jako Katarzyna Nowak, wszyscy w wiosce mówią do mnie Kasia – po prostu, po przyjacielsku.
W domu panowała zimowa cisza, przerywana tylko szmerem radioodbiornika na parapecie. Nagle skrzypnęły drzwi. Podniosłam wzrok i… oniemiałam. W progu stał… prawdziwy Święty Mikołaj. Czerwona czapka, biała broda, futrzane zdobienia – wszystko jak trzeba.
— Dobry wieczór, Kasiu! — uśmiechnął się serdecznie. — Gościa przyjmiesz?
Poprawiłam okulary, przyjrzałam się gościowi, jego workowi i butom, i wyjąkałam zdumiona:
— Matko święta, czy to naprawdę ty? Skąd taki zaszczyt?..
— Jak to skąd? — zaśmiał się dziadek. — Dzisiaj przecież 31 grudnia! Cała Polska szykuje się do Sylwestra. A ja do ciebie — z prezentem.
— Ale po co ja, stara? Dzieci byś lepiej odwiedził, kolędy posłuchał. A ja? Babcia, która już dawno przestała wierzyć w prezenty.
— Dzieci w wiosce można policzyć na palcach. A twoje skarpety — spojrzał na robótkę — takie ciepłe. Więc i ty zasługujesz na coś miłego.
— No dobrze, skoro już przyszedłeś, dawaj ten prezent — uśmiechnęłam się lekko. — Ale wierszyków nie będę recytować, krzyż mnie boli, ledwo się ruszam.
— Więc powiedz, co dobrego zrobiłaś w tym roku.
— Co ja tam… — zamyśliłam się. — Wnukom rękawiczki uszyłam, sąsiadom skarpety. Warzywa z ogródka rozdawałam. Może nie z dobroci, ale z nudów.
— Nie umniejszaj sobie. Prawdziwa dobroć to robić coś bezinteresownie.
— A mój stary, swoją drogą, gdzieś się włóczy. Wyszedł rano i ślad po nim zaginął.
— Do niego też się wybieram. Ciągle taki sam wesołek?
— A jakże! Po sąsiadach chodzi, bajki opowiada, piosenki śpiewa. Rozśmiesza wszystkich, żeby nie smutkowali.
— Kochasz go?
— A jak myślisz? — uśmiechnęłam się. — Pół wieku razem. Udajemy, iż niedosłyszymy, iż nie wszystko widzimy. I nie kłócimy się. Po co?
Święty Mikołaj wyjął z worka chustę – miękką, wełnianą, w piękne wzory.
— Masz, weź. Jak założysz, to od razu młodziej wyglądać będziesz.
— Ach, jaka piękna! — rozbłysły mi oczy. — O takiej zawsze marzyłam. Dziękuję ci!
— Podziękuj mężowi — mrugnął porozumiewawczo. — To on do mnie napisał.
Wyszedł do sieni, zrzucił futro, czapkę i schował wszystko do skrzyni.
— Ech, Kasiu moja… — mruknął pod nosem. — Nie poznała swojego męża po głosie. Czy udaje, iż nie wie?
A ja stałam przed lustrem, owijając się nową chustą, i szeptałam:
— Tak to już jest, Janku… Udajemy, iż nic nie wiemy. Ale wiemy. Tylko kochamy po swojemu. I w tym właśnie jest magia.