Gdy mąż wyjechał, a teściowa niespodziewanie zagościła w domu

polregion.pl 3 dni temu

Nie znoszę nocnych telefonów. Przyzwoici ludzie nie dzwonią o tak późnej porze, chyba iż wydarzyło się coś naprawdę wyjątkowego. Dlatego zawsze wzdrygam się na dźwięk dzwonka i nastawiam na najgorsze.

Właśnie zapadałam w sen, gdy melodyjka telefonu mojego męża rozdarła ciszę sypialni. Marek westchnął i sięgnął po komórkę.

— Nieznany numer — powiedział, rzucając mi przez ramię wymowne spojrzenie.

— Wyłącz dźwięk. jeżeli to ważne, oddzwonią rano — zamruczałam, nakrywając się kołdrą po same uszy.

Telefon wciąż dzwonił. Z westchnieniem odsunęłam kołdrę.

— No odpowiedz już w końcu! — poprosiłam, wiedząc, iż i tak nie zasnę.

Mąż długo słuchał, po czym oznajmił, iż rano wyjeżdża.

— Co? — spytałam, zupełnie rozbudzona. — Gdzie?

— Jurek nie żyje. Zawał. Żona dzwoniła, prosiła, żebym przyjechał. Rano wezmę wolne i pojadę. Kurczę, Jurek… Jeszcze czterdziestki nie skończył… — Marek wstał i poszedł do kuchni.

Następnego ranka spakowałam mu na drogę świeżą koszulę i maszynkę do golenia. Jurka znałam słabo, więc nie towarzyszyłam mężowi.

Popijając kawę, zastanawiałam się, co zrobić w domu: sprzątanie, czy może pranie firan? Kobietom, jak wiadomo, wolne nie przysługuje. Postanowiłam, iż gotować nie będę. Trzy dni bez obiadów wyjdą mi na zdrowie. W ostateczności usmażę jajecznicę. A jak Marek wróci, przyrządzę coś specjalnego.

Ale los miał inne plany. Ledwie zdążyłam się ogarnąć, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Myśląc, iż to sąsiadka pożyczyć cukier, otworzyłam bez wahania.

W progu stała moja teściowa, a za nią jej drugi mąż, Wiesław.

— Widzę, iż nie jesteś zachwycona? Byliśmy w okolicy, więc wpadliśmy. Ale jeżeli jesteś zajęta, to sobie pójdziemy — powiedziała Maria Janowa, choćby nie drgnąwszy, wpatrując się we mnie badawczo.

Jakby kiedykolwiek uprzedzała o wizycie.

— Ależ skąd, proszę wejść! — uśmiechnęłam się słodko, przepuszczając ich do środka.

— Tylko na chwilę, prawda, Wiesiu? — Maria Janowa zrzuciła z ramion sobolowe futro. Wiesław złapał je w locie, zanim dotknęło podłogi.

— Nie rozbierajcie się, jeszcze dziś nie sprzątałam — dodałam uprzejmie. — Zawsze miło was widzieć, pani Mario. Świetnie pani wygląda.

— A Mareczek gdzie? W pracy? Dzisiaj przecież wolne. Nie szanuje siebie. Tobie też by się przydała praca. Wtedy nie musiałby harować w weekendy. — W głosie teściowej nie było pretensji, tylko oskarżenie o moje lenistwo.

— Pracuję, tylko zdalnie… — zaczęłam się tłumaczyć, choć wiedziałam, iż i tak będzie głucha na moje słowa. Zawsze tak było. Gdy tylko próbowałam wyjaśnić, iż teraz można dobrze zarabiać przez internet, nagle traciła słuch.

Maria Janowa obrzuciła mieszkanie krytycznym spojrzeniem, zauważając kurz na szafce i koszulę Marka rzuconą na krześle. Zapomniałam jej wrzucić do pralki.

— Nowe firanki kupiłaś? Ładne, ale stare też jeszcze dały radę. Za dużo wydajecie. Nowa kanapa? Co się stało ze starą? — Nie czekając na odpowiedź, usiadła na sofie, testując jej wygodę. — Nie za jasna?

Mówią, iż z wiekiem pamięć słabnie. U mojej teściowej wręcz przeciwnie. Trzeba mieć pamięć, żeby zapamiętać, jakie firany wisiały u nas pół roku temu.

Zostawiłam ją, by delektowała się kanapą, a sama rzuciłam się do kuchni, przeszukując lodówkę. Samą herbatą się nie wykręcę. Wiedziałam, iż wieczorem będzie dzwonić do wszystkich znajomych i opowiadać, jak źle ją przyjęłam. A jej ukochanego synka w ogóle nie karmię. Nie, tego jej nie ułatwię.

Otworzyłam lodówkę. Warzywa na sałatkę były – już coś. Wyciągnęłam z zamrażarki kawałek mięsa i wrzuciłam do mikrofali. W międzyczasie zabrałam się za szybkie ciasto biszkoptowe.

Wsadziłam ciasto do piekarnika, mięso wybiłam i rzuciłam na rozgrzaną patelnię, a potem pokroiłam warzywa. Po domu roznosił się zapach świeżego wypieku. Spodziewałam się, iż teściowa zaraz wpadnie do kuchni… Na próżno.

Gdy usłyszałam okrzyk – czy to oburzenia, czy zachwytu – wpadłam do pokoju, niepewna, co się stało. Maria Janowa stała przy szafce z zastawą, trzymając w rękach wazon z porcelany ćmielowskiej.

— Toż to antyk! Tak wydajesz pieniądze mojego syna?! — wykrzyknęła, patrząc na mnie jak na karalucha.

Rzuciłam się w wir tłumaczeń, iż to prezent od babci dwa miesiące temu… Ciasto! Pognałam do kuchni, wyciągając z piekarnika złocisty biszkopt. Chwała Bogu, nie spaliło się. Przewróciłam mięso, przykryłam patelnię i wróciłam do sałatki.

Gdy danie było gotowe, nakryłam stół odświętną zastawą i zaprosiłam gości.

— Nie po jedzenie przyszliśmy, tylko tak, odwiedzić was — oznajmiła Maria Janowa, siadając jednak przy stole. Jej wzrok błądził od mięsa do sałatki, od ciasta z powrotem do kotleta.

Wiesław sięgnął po widelec i oddzielił kawałek mięsa. Noże też leżały pod ręką, ale Wiesław był człowiekiem prostym, nieznającym etykiety. Ugryzł i przymknął oczy z rozkoszą. Moja dusza śpiewała z radości, iż nie na próżno się starałam. Ale lodowaty głos teściowej gwałtownie mnie otrzeźwił.

— Jak możesz, Wiesiu?! Przecież post!

Wiesław zakrztusił się, jakby w ustach miał nie soczysty kotlet, a trującą ropuchę.

Zamarłam ze strachu, iż się zadławi pod jej wzrokiem albo wypluje mięso. Ale przełknął.

Mną zatrzęsło. Jak mogłam zapomnieć, iż post się zaczął? Opanowałam się, gotowa przyjąć cios.

Z pokorną miną zaczęłam wyjaśniać, iż Marek uwielbia moją pieczeń, więc zawsze mam w lodówce schab. A w sklepie obok to tylko mintaj. Nie mogłam przecież dać gościom mintaja.

— Gdybyście uprzedzili, kupiłabym rybę w delikatesach — jęknęłamNa koniec, gdy już wyszli, wyciągnęłam mięso z szafki, gdzie je schowałam przed spojrzeniami teściowej, i pomyślałam, iż czasem warto wybaczać małe upokorzenia, by zachować spokój w rodzinie.

Idź do oryginalnego materiału