Gdy Choroba Dzieli Rodzinę: Dramat w Domu

polregion.pl 2 dni temu

Anna siedziała w kuchni, tuląc do piersi filiżankę ostudzonej herbaty. Za oknem szaruga listopadowa nie rozpieszczała, a w jej domu, w małym mieszkaniu na obrzeżach Wrocławia, rozgrywała się prawdziwa burza. Jej matka, Halina Janowska, znów do niej przyjechała – z gorączką, kaszlem i nieskończonymi narzekaniami. Od kilku lat, gdy tylko Halina Janowska poczuje najmniejsze osłabienie, pakuje torbę i jedzie do córki. I za każdym razem Anna ląduje w samym środku konfliktu, rozdarta między opieką nad chorą matką, małą córeczką a coraz bardziej zirytowanym mężem.

Halina Janowska zapewnia, iż w swoim mieszkaniu w sąsiedniej dzielnicy jest jej samotnie i strasznie. „A nuż mi się pogorszy? A nuż sobie nie poradzę?” – powtarza, patrząc na Annę z wyrzutem. Ale Anna wie: to nie tylko strach. Gdy matka zachoruje, natychmiast zmienia się w kapryśną królową, która wymaga uwagi co minutę. A Anna ma przecież urlop macierzyński, roczna Zosia, która właśnie uczy się chodzić i nie odstępuje mamy na krok, oraz mąż Krzysztof, którego cierpliwość topnieje z każdą kolejną wizytą teściowej.

Gdy Halina Janowska choruje, oczywiście stara się zostawać w swoim pokoju. Ale wirusy nie pytają o pozwolenie: chodzi do łazienki, zagląda do kuchni, zostawiając za sobą ślad kichnięć i kaszlu. Anna boi się o Zosię – co, jeżeli maluch się zarazi? Ale wytłumaczyć tego matce to jak rozmawiać ze ścianą. „Przecież nie specjalnie, Aniu” – wzdycha Halina Janowska – „Ja przecież uważam.” A potem zaczyna się: „Ugotuj mi zupę, tylko nie za słoną, bo mnie gardło piecze. Przynieś herbatę, ale nie gorącą, bo się poparzę. Otwórz okno, duszno. Nie, zamknij, bo zimno!” A gdy tylko Zosia zaczyna płakać, matka marszczy czoło: „Oj, jak ta dziecko wrzeszczy, nie da się spać.” choćby Krzysztof, który tylko przechodzi przez pokój, słyszy komentarz: „Tupie jak słoń, drzemie drzwiami, żadnego spokoju!”

Wcześniej było inaczej. Anna i Krzysztof żyli swoim życiem, zajmowali się córeczką, a do Haliny Janowskiej zaglądali raz w miesiącu – na pogawędkę i drobne sprawunki. Matka była samodzielna: sprzątała, gotowała, choćby chorowała bez większego zamieszania, prosząc tylko o dostarczenie leków. Ale potem coś się zmieniło. Halina Janowska zaczęła dzwonić częściej, narzekać na samotność, na zdrowie. „A jeżeli mi słabo się zrobi, a was nie będzie?” – mówiła drżącym głosem. „Ja przecież jestem sama, zupełnie sama.” Anna próbowała ją usłyszeć: „Mamo, przecież codziennie do ciebie dzwonię, jesteśmy blisko, wszystko będzie dobrze.” Ale matka nie słuchała, jej lęki rosły jak śnieżna kula.

Pewnego dnia Halina Janowska zadzwoniła z płaczem: było jej tak niedobrze, iż musiała wezwać pogotowie. Krzysztof był na nocnej zmianie w fabryce, więc Anna musiała biec do matki, niosąc Zosię w ramionach. Wtedy zabrali Halinę Janowską do siebie – odchorowała u nich. Ale od tamtej pory wszystko się zmieniło. Teraz, gdy tylko matka dostała gorączki lub kaszlu, pojawiała się w ich drzwiach. Czasem na dwa dni, czasem na tydzień. Bywało, iż Halina Janowska leżała z wysoką temperaturą, dusząc się kaszlem, i żądała, by Anna siedziała przy niej, podawała leki, słuchała narzekań. A Zosia w tym czasie płakała w łóżeczku, i Anna miotała się między pokojami, czując, jak w środku rośnie bezsilność.

Każda wizyta matki stawała się próbą wytrzymałości. Halina Janowska mogła się obrazić, jeżeli zupa była „nie taka”, albo nagle oznajmić, iż wraca do domu, bo „wszyscy ją tu wkurzają”. Anna bała się o matkę – a jeżeli naprawdę wyjedzie w takim stanie? Ale jeszcze bardziej bała się o Zosię, o męża, o ich rodzinę, która trzeszczała w szwach. Krzysztof, który kiedyś z życzliwością traktował teściową, teraz robił się ponury na samo jej wspomnienie. „Ona nas wykorzystuje, Ania” – mówił. „W domu choruje normalnie, a tu przyjeżdża, żebyś ty za nią skakała.” Anna i tak to widziała, ale nie potrafiła powiedzieć tego matce. „A jeżeli się pokłócimy?” – myślała. „Jeśli się obrazi i przestanie z nami rozmawiać? Ale tak dalej być nie może, za chwilę pęknę.”

Krzysztof już nie ukrywał irytacji. „Trzeba z nią porozmawiać” – mówił. „Inaczej na dobre nam się rozsiądzie na głowie.” Anna wiedziała, iż mąż ma rację, ale serce ściskał strach. Jak znaleźć słowa, by nie urazić matki, a jednocześnie obronić swoją rodzinę? Jak wytłumaczyć, iż miłość do niej nie oznacza, iż Anna nie ma prawa do własnego życia? Patrzyła na śpiącą Zosię, na pochmurne spojrzenie Krzysztofa i wiedziała: musi znaleźć rozwiązanie, bo inaczej ich dom, ich rodzina nie wytrzyma tego ciężaru.

Co zrobi Anna? Jak zachować pokój w rodzinie, nie tracąc więzi z matką? Ta historia to nie tylko o chorobie, ale o granicach, o miłości, która czasem staje się zbyt ciężkim brzemieniem, i o wyborze, który rozrywa serce.

Idź do oryginalnego materiału