Brak jedzenia, wody i pomocy medycznej – w takich warunkach od miesięcy funkcjonują mieszkańcy i lekarze w Strefie Gazy. Pracownicy organizacji Lekarze bez Granic (MSF) biją na alarm: głód stał się narzędziem wojny, a ci, którzy próbują zdobyć żywność, narażeni są na śmierć.
– Po kilku dniach bez jedzenia organizm zaczyna rozkładać własne mięśnie, choćby serce. Wtedy dzieci przestają płakać – mówi dr Mohammed Abu Mughaisib, zastępca koordynatora medycznego MSF, w poruszającym nagraniu dla mediów watykańskich. Pracuje w jednym z obozów dla uchodźców i sam przyznaje, iż od miesięcy je jeden posiłek dziennie, a ostatnio – raz na dwa dni.
– Nie dlatego, iż mnie nie stać. Po prostu nie ma nic do kupienia. Targowiska są puste. Umierają z głodu choćby kierowcy karetek – dodaje.
Caroline Willemen, szefowa misji MSF w mieście Gaza, potwierdza dramatyczny obraz.
– Od maja liczba pacjentów cierpiących z powodu głodu wzrosła czterokrotnie. Dotyczy to także naszych lekarzy i ratowników. Mamy do czynienia z wycieńczeniem nie tylko fizycznym, ale i moralnym – mówi.
Jak podkreślają przedstawiciele MSF, żywność, woda i pomoc humanitarna są wykorzystywane jako broń.
– To absolutnie nie do przyjęcia – mówi Willemen.
Codzienność w Gazie to nie tylko głód, ale także ciągłe zagrożenie życia.
– Codziennie trafiają do nas dziesiątki pacjentów z ciężkimi poparzeniami, ranami postrzałowymi, złamaniami. Wielu z nich nie ma już siły walczyć – relacjonują lekarze. – Ci, którzy odważają się wyjść na zewnątrz w poszukiwaniu jedzenia, często giną od kul.
Tymczasem pomoc humanitarna utknęła na granicy w Kerem Szalom. Izrael i ONZ obarczają się nawzajem winą za opóźnienia. Lekarze bez Granic apelują o pilne działania i dopuszczenie konwojów humanitarnych.
– To, co się dzieje, to nie tylko katastrofa humanitarna, ale powolna, celowa zagłada ludzkiej godności – ostrzegają.
Na podst. AP, i.Pl