"Feministyczny seks" czyli jak tego nie robić

histermadka.pl 2 lat temu

Okazuje się, iż istnieje coś takiego jak "feministyczny seks". Artykuł na ten temat pojawił się w 2020 roku na łamach Vogue Polska. Zwykłem nie komentować starych tekstów, ale sam Vogue go przypomniał, wrzucając kilka dni temu posta na Facebooku. Więc sami się o to proszą.

Poanalizujemy trochę tekst i wspólnie dowiemy, czy warto uprawiać ten rodzaj seksu. Zapraszam:

|"Zmienia się sposób, w jaki myślimy o seksie. – Seks to zabawa – mówi Flo Perry, ilustratorka i autorka książki „How to have a feminist sex: A fairy graphic guide”|

To ciekawe, bo ja zawsze myślałem, iż seks to przede wszystkim wzmacnianie więzi z drugim człowiekiem, zwiększenie poczucia bliskości zarówno w trakcie jak i po. O seksie głównie jako o zabawie może pomyśleć wyłącznie przedstawiciel pokolenia "hookup culture", gdzie inni ludzie pełnią rolę żywych wibratorów na jedną noc. A JEDYNYM celem uprawiania seksu jest orgazm. Gdy ten cel zostanie spełniony, to żywy wibrator jest wyrzucany za drzwi, a następnego wieczoru szuka się kolejnego. Hookup culture to ten rodzaj wolności, która zniszczyła całe młode pokolenie. Kobiety są zdemolowane emocjonalnie w wyniku sypiania z kilkudziesięcioma mężczyznami zanim skończą 24 lata, z kolei mężczyźni żyją życiem wiecznych Piotrusiów Panów, egzystencją na poziomie studentów akademików, od weekendu do weekendu i widzących w kobietach wyłącznie zdobycz na jedną noc. W takim środowisku dochodzi do rozkładu koncepcji rodziny, które są podstawowymi komórkami społeczeństwa. Tym samym cywilizacja gnije na poziomie ludzkim.

|"Dla mnie feministyczny seks to taki, na który mamy ochotę, a nie taki, na który uważamy, iż powinnyśmy mieć ochotę."|

Nie dziwię się, iż dla feministycznej ilustratorki liczy się wyłącznie ona sama. Że wszystko ma być determinowane jej autentyczną chęcią. To sugeruje, iż jest osobą nie mającą pojęcia o byciu w poważnym związku, który z definicji opiera sie na kompromisach. Jest masa rzeczy, które się robi dla drugiej osoby, mimo iż nie mamy w danej chwili na to ochoty. Seks nie jest tu żadnym wyjątkiem. Oczywiście dobrze, gdy apetyt seksualny po obu stronach jest na podobnym poziomie, ale jeżeli nie jest, a chce się ten związek utrzymać, to siłą rzeczy nie każde zbliżenie będzie wynikało z czystej chęci. Inna sprawa, iż bardzo często jakość seksu oraz kompatybilność w innych dziedzinach determinują jego częstotliwość. Osoba o wyższym libido (zazwyczaj mężczyzna) spokojnie może wznieść na podobny poziom osobę o niższym libido jeżeli seks jest dobrej jakości, a owo niskie libido nie jest spowodowane chorobą, czy rozregulowaniem gospodarki hormonalnej.

Inna sprawa, iż budowanie więzi z kimś, kto robi wyłącznie to na co ma ochotę jest fatalnym pomysłem. Taka osoba nie jest materiałem na partnera, bo gdy tylko życie stanie się choć odrobinę mniej komfortowe i przyjemne - obrót na pięcie i wyjazd. Taki związek jest jak kanarek w kopalni - zdycha kiedy tylko atmosfera zgęstnieje.

|"Daje nam maksymalną przyjemność."|

Chodzą słuchy, iż najlepszy seks to ten zaraz po dużej kłótni z partnerem/partnerką. Ale trochę się on kłóci z ideą pytania o zgodę na stosunek, czego lewica i feministki są orędownikami. Z drugiej strony niejednokrotnie wykazywałem, iż lewica z feministkami na czele znają relacje międzyludzkie głównie z filmu i choćby ich nie rozumieją.

|"W październiku tego roku mijają dwa lata, odkąd akcja #MeToo nabrała rozpędu. W międzyczasie opowiadanie „Kociarz” Kristen Roupenian, opublikowane w grudniu 2017 roku na łamach „New Yorkera”, wywołało dyskusję na temat zgody i „szarych stref” w świecie randkowania."|

Tak sobie myślę, iż świetnie się złożyło, iż jest to tekst z 2020 roku. Jesteśmy o dwa lata mądrzejsi i doskonale widzimy, jak ruch #MeToo dokonał samozaorania, czy to w osobie Amber Heard, która była jedną z pierwszych twarzy #MeToo, czy to w mniej znanych sprawach, gdy dochodziło do fałszywych oskrażeń o gwałt/ przemoc/ molestowanie ze strony osób znajdujących się pod skrzydłami tego ruchu.

Ale chciałbym nieco wyjść poza sam rynek matrymonialny i pokazać, iż #MeToo dokonało zniszczeń także w innych sferach życia, szkodząc bezpośrednio samym kobietom. Niedawno pojawiło się badanie, które wykazało, iż produktywność kobiet w miejscu pracy spadła w wyniku #MeToo, głównie ze względu na mniejszą współpracę z mężczyznami, ponieważ ci ograniczyli kontakt z koleżankami z pracy do minimum w obawie przed oskarżeniem o molestowanie. Autorka badania przedstawiła dowody ze współpracy badawczej w ekonomii:

"Roczna produktywność (tej samej) młodszej kobiety na uczelni spadła po #MeToo o 0,7/1,7 projektów. Spadek liczby nowych projektów ze wszystkimi współautorami płci męskiej wyjaśnia 60% spadku produktywności – w większości nowych mężczyzn na tej samej uczelni. Kobiety nie nadrabiają strat w projektach z mężczyznami, gdy współpracują bardziej z innymi kobietami lub pracując solo."

"Młodzi mężczyźni nadrabiają utraconą współpracę z kobietami, współpracując bardziej z mężczyznami. Tak więc mężczyźni ogólnie nie tracą na projektach."

Źródło: https://papers.ssrn.com/sol3/papers.cfm?abstract_id=4105976

________

Mowa o kobietach rozpoczynających pracę na uczelniach w konkretnej dziedzinie (ekonomia), ale myśle iż spokojnie możemy założyć podobne efekty #MeToo na inne zawody, w których liczy się kooperacja. Ponieważ mechanizm jest ten sam. W skutek atmosfery strachu w miejscu pracy i niejasnych regulacji (samo oskarżenie często powodowało zwolnienie z pracy), mężczyźni zminimalizowali kontakt ze współpracownikami płci żeńskiej. W efekcie te są mniej produktywne.

|"- Dopiero teraz zaczynamy dostrzegać i rozumieć sposoby, w jakie nierówność i rozkład sił podążają za nami do sypialni"|

Stara śpiewka feministek. "Dopiero zaczynamy", "rozkręcamy się". I tak już od kilkudziesięciu lat. Nie przyznają się, iż kobiety już od dekad same doskonale rozumieją sferę łóżkową i swoje potrzeby, bo by się jeszcze okazało, iż nie są one nikomu potrzebne.

|"–mówi Alison Moon, queerowa edukatorka seksualna i autorka książki „Girl Sex 101”|

Queerowa

edukatorka

seksualna

XD

|"Kultura, w jakiej żyjemy, uczy kobiety, aby nie wyrażać swoich opinii zbyt wyraźnie, a mężczyzn tego, aby uparcie dążyć do celu, także w przypadku braku stanowczego „nie”.|

No świetnie, ale nie. Jest dokładnie na odwrót. Dzisiejsza kultura, a adekwatnie cały system, nie tylko uczy kobiety wyrażania swoich opinii, ale wydatnie im pomaga w całej przestrzeni publicznej. Weźmy taką oświatę. Została ona praktycznie zdominowana przez płeć żeńską. Kadra nauczycielska to w miażdżącej większości kobiety. Na uczelniach dyplomy zdobywają w większości kobiety. Kierunki techniczne, zdominowane jeszcze przez mężczyzn, często faworyzują kobiety w procesie rekrutacyjnym dodatkowymi punktami za płeć.

Mainstreamowe media? Skontruowane pod odbiorcę płci żeńskiej. Rynek konsumencki? Zdominowany przez kobiety. Sądy rodzinne? Zdominowane przez kobiety.

A już próba wmówienia, iż dzisiejsza kultura zachęca mężczyzn, aby uparcie dążyli do celu, jest kompletnym idiotyzmem. Ta sama kultura, którą zdominował przekaz o męskim przywileju, o tym iż wszelkie przestrzenie zdominowane przez mężczyzn są czymś złym, niewłaściwym, seksistowskim itd. Że mężczyźni nie powinni w ogóle w przestrzeni publicznej wypowiadać się negatywnie o kobietach, o czym przekonał się ostatnio Bogusław Linda. To jest naprawdę niesłychana projekcja w wykonaniu queerowej edukatorki.

|"Jesteśmy jeszcze w fazie przed przeprowadzeniem bardzo wielu rozmów na temat zgody i zawiłości związanych ze zgodą"|

Feminizm - ideologia mistrzowsko komplikująca choćby najprostsze kwestie. Chyba wszyscy wiemy co oznaczają te rozmowy o zgodzie. "Pisemna (względnie werbalna) zgoda, inaczej był kfałt". Oczywiście zawsze strona może rozmyślić się po fakcie i stwierdzić, iż zgoda została wymuszona. Więc też kfałt.

|"dodaje Vithika Yadav, współzałożycielka strony o seksie i związkach Love Matters India"|

Kolejna, dla której seks jest najważniejszą i największą częścią własnej tożsamości. Mega to smutne. Jednocześnie ludzie przywołujący takie autorytety będą szkalować inceli za ich seksualną obsesję i identyfikowanie się na podstawie braku dostępu do seksu.

|"Zgodnie z badaniami przeprowadzonymi przez Kinsey Institute w USA"|

Tak, to ten sam Kinsey, który stworzył podwaliny pod ideologię gender, fałszował wyniki badań oraz przeprowadzał eksperymenty seksualne na dzieciach. Głupio by mi było robić cokolwiek w instytucji jego imienia, ale ja to ja.

|"heteroseksualne kobiety są grupą, która najrzadziej przeżywa orgazm podczas stosunku – tylko 63 proc. w porównaniu do 85 proc, mężczyzn, zarówno hetero- jak i homoseksualnych oraz 75 proc. lesbijek."|

Co wynika z tych badań? Nic. Można ewentualnie się zastanowić nad sensownością teorii, iż "nierówność" w osiąganiu orgazmu przez kobiety i mężczyzn jest winą tych drugich, wynikającą z niewiedzy o kobiecej anatomii/braku zainteresowania. Zaledwie 12% więcej kobiet w związkach lesbijskich osiąga orgazm. Z kolei aż 25% nie. Warto też zaznaczyć, iż szukanie równości w orgazmie, który u kobiet i mężczyzn jest czymś zupełnie innych, ma inne źródła i inaczej się do niego dochodzi, jest idiotyzmem.

|"Ważne jest, aby kobiety czuły się umocnione w swoich sypialnianych wyborach. – Kobiety powinny mieć wystarczającą siłę, aby same decydować o swoim ciele i być asertywne w temacie tego, co lubią, a czego nie lubią w sypialni – mówi Yadav. Przejrzysta komunikacja między partnerami jest podstawą. – Dużo mówi się o tym, iż „nie znaczy nie”, ale musimy się też skupić na tym, aby kobiety miały odwagę powiedzieć „tak”."|

Matko Boska co za banały.

Jeśli kiedyś się zastanawialiście, gdzie znajdują pracę ci wszyscy absolwenci kierunków Gender Studies, w powyższym cytacie macie odpowiedź. Zostają queerowymi edukatorami seksualnymi i cisną takie trywializmy, iż głowa boli. To jest coś, co kobieta mogłaby usłyszeć od każdego, albo przeczytać w książce jakiegoś popularnego coacha bez wykształcenia, który postanowił spieniężyć swoją popularność w postaci książki motywacyjnej dla kobiet pełną podobnych banałów i oczywistości. A ci ludzie siedzą po kilka lat na uczelniach, żeby zdobyć na to papier.

|"Feministyczny seks opiera się mocno na tym, aby nasze życie seksualne pozbawione było oczekiwań"|

Bueheheh, a wyżej podają dane o różnicy w osiąganiu orgazmów przez kobiety i mężczyzn, postulują równość w tym względzie. Czy zatem skoro feministyczny seks opiera się na braku oczekiwań, to znaczy, iż kobieta nie może ode mnie oczekiwać, abym dał jej przyjemność?

|"– mówi Perry, wymieniając pornografię, media oraz sposób, w jaki dorastaliśmy jako to, co ukształtowało nasze poglądy i oczekiwania"|

Ale oczywiście już nie dodaje, iż to pornografia totalnie wypacza obraz kobiet, dehumanizuje je w oczach młodych mężczyzn (lub coraz częściej dorastających chłopców), co ma bezpośredni, negatywny wpływ na sferę seksualną. Bo poza wypaczonym obrazem kobiety, pełnym jej degradacji, ci mężczyźni mają ogromne problemy z erekcją, są uzależnieni od pornografii. Nie potrafią mieć satysfakcjonującego pożycia.

Żeby było śmieszniej, pornografia jest w tym artykule niemal wychwalana. Cytat z dalszej części artykułu:

|"Najbardziej feministyczną formą odbioru pornografii jest płacenie za nią. Strony porno regularnie piratują profesjonalne sceny, nie płacąc aktorom i firmom produkcyjnym. Spróbujcie zrobić mały research wśród stron i aktorów, sprawdzajcie, czy dany film porno jest kręcony etycznie – czy aktorzy mają prawo powiedzieć „tak” lub „nie” na dane sceny? Czy czują się bezpieczni i respektowani? Czy ich płace są odpowiednie?"|

Nic o utrudnieniu dostępu do stron porno. Nic o ochronie nieletnich przed łatwym jak nigdy dostępie do pornografii. Tyle gadki o poprawieniu jakości pożycia w łóżku, o edukowaniu, a queerowe edukatorki choćby nie próbują poruszyć kwestii, która fundamentalnie i często bezpowrotnie zabija wyjątkowość aktu współżycia kobiety z mężczyzną. Wypacza go, niszczy. Ale o tym nie uczyli na zajęciach Gender Studies.

|"Efektywna komunikacja to jedno, ale wiedza o tym, czego się tak naprawdę chce, to zupełnie coś innego. – Myślę, iż więcej kobiet powinno się masturbować, aby zrozumieć swoje potrzeby – mówi Moon."|

Odnoszę wrażenie, iż edukatorki patrzą na seksualność kobiet dokładnie tak samo jak na seksualność mężczyzn. Skupiają się na "mechanicznych" aspektach seksu, odkrywania ciała, potrzeb, ale kompletnie pomijają aspekt psychologiczny oraz emocjonalny, które u kobiet mają fundamentalne znaczenie. Bo nie chodzi tylko o komunikację i wiedzę co gdzie wchodzi. Aby kobieta mogła osiągnąć orgazm, musi być wprowadzona w określony stan psychologiczno-emocjonalny przed seksem lub w jeg początkowej fazie. Stąd się wziął stereotyp (który jest prawdą) o tym, iż dla kobiet niemal tak samo ważna jak sam seks jest gra wstępna, wprowadzenie do seksu. To jest ten czas na wprowadzenie jej w stan podniecenia poprzez danie jej uwagi, czułości, przy jednoczesnym braku pośpiechu. Mężczyźni z reguły tego nie potrzebują, za to dla kobiet sam seks jest zwieńczeniem tego stanu, w który zostały wprowadzone przed nim. I tu jest tak naprawdę pole do edukowania mężczyzn, aby nie uciekali przed tym.

|"Mężczyźni też powinni zacząć myśleć o seksie w feministyczny sposób."|

Sądząc po tym co przeczytałem, to chyba jednak się nie zdecyduję. Ale choćby nie dlatego, iż się nie zgadzam. Tak szczerze mówiąc, po lekturze artykułu wciąż nie wiem czym jest ten feministyczny seks. Kilka ogólników i banałów, ale tak naprawdę nie zostało czytelnikom to dokładnie wyjaśnione.

|"Mam nadzieję, iż wszyscy, niezależnie od płci, będą w stanie przemyśleć momenty, w których nie byli do końca bez zarzutu, jeżeli chodzi o etykę seksualną – mówi Moon. – Seks feministyczny to w gruncie rzeczy po prostu dobry seks dla wszystkich – zamyka temat Yadav."|

I macie zwieńczenie tego dziwnego artykułu. Znowu kilka banałów, bez konkretów. Nic dziwnego, iż minęły dwa lata od artykułu i temat "feministycznego seksu" już nigdzie nie powrócił.

Idź do oryginalnego materiału