Emerytura w sieci – jak bezpiecznie korzystać z Internetu i nie dać się oszukać?

glosseniora.pl 21 godzin temu
Zdjęcie: Emerytura w sieci - jak bezpiecznie korzystać z Internetu i nie dać się oszukać?


Ach, internet! To cudowne miejsce, gdzie każdy może znaleźć coś dla siebie. Od przepisów na wegańskie pasztety, przez fora dyskusyjne o hodowli egzotycznych papug, aż po… no właśnie, dojdziemy do tego. Dla naszych seniorów, którzy przez lata zmagali się z analogowym światem, internet stał się nagle oknem na świat. I to nie byle jakie okno, bo takie, przez które można zarówno podziwiać piękne widoki, jak i przypadkiem wpaść wprost w objęcia cyfrowego wilka. Ale spokojnie, drodzy Państwo, nie ma się czego bać! No, może trochę. Ale z odpowiednią dawką ironii i zdrowego rozsądku, przetrwamy to razem.

Redakcja Cynicy.pl przyjrzała się temu zjawisku i wie jedno — cyfrowy świat to miejsce pełne cudów, ale i pułapek, w które łatwo się zaplątać, jeżeli zabraknie czujności i dystansu.

Przez lata słyszeliśmy, iż internet to domena młodych, szybkich i wściekłych. Ale nagle okazało się, iż to właśnie seniorzy stali się ulubioną grupą docelową. Dlaczego? Bo są ufni, często mają oszczędności i, co tu dużo mówić, nie zawsze nadążają za najnowszymi trendami w oszustwach. To trochę jak z tym dowcipem o babci, która dzwoni do wnuczka, żeby zapytać, jak włączyć komputer. A wnuczek odpowiada: „Babciu, po prostu kliknij na ikonkę internetu”. I babcia klika. I nagle jest w świecie, gdzie każdy chce jej coś sprzedać, coś ukraść, albo przynajmniej wyłudzić dane do logowania do banku. Ale nie martwcie się, drodzy Państwo, to tylko początek naszej wspaniałej przygody w krainie cyberbezpieczeństwa. Przygotujcie się na dawkę humoru, szczyptę sarkazmu i mnóstwo (mam nadzieję) przydatnych informacji. Bo przecież lepiej śmiać się z zagrożeń, niż płakać nad pustym kontem, prawda?

Rozdział 1: Phishing, czyli jak złapać seniora na haczyk (i nie chodzi o ryby)

Ach, phishing! To słowo brzmi tak egzotycznie, prawda? Jak jakaś tropikalna choroba, którą można złapać na wakacjach. A tymczasem to nic innego, jak próba wyłudzenia danych. Wyobraźcie sobie, iż dostajecie maila od swojego banku. Taki ładny, z logo, z pozdrowieniami. I prośbą o pilne zalogowanie się, bo coś tam, coś tam, bezpieczeństwo, nowe regulacje, a może choćby wygraliście milion dolarów! Kto by się nie skusił? Przecież bank zawsze dba o swoich klientów, prawda? No właśnie, nie zawsze. Zwłaszcza, gdy ten bank nagle zaczyna pisać z adresu, który wygląda jak losowy ciąg znaków, a link do logowania prowadzi na stronę, która wygląda jak bank, ale tylko trochę. To tak, jakbyście zamówili w internecie luksusową torebkę, a dostali podróbkę z bazaru. Niby to samo, ale jednak coś nie gra.
Phishing to prawdziwa plaga, zwłaszcza dla seniorów. Dlaczego? Bo są ufni. Bo wierzą, iż ludzie są dobrzy. Bo nie zawsze sprawdzają adresy e-mail i linki z lupą w ręku. A oszuści to wykorzystują. Wysyłają maile, które wyglądają jak od ZUS-u, urzędu skarbowego, firmy kurierskiej, a choćby od wnuczka, który nagle potrzebuje pieniędzy na „pilną” operację kota. I co robi nasz senior? Klika! Bo przecież wnuczek potrzebuje pomocy, a ZUS to ZUS, z nimi się nie dyskutuje. I tak oto, w mgnieniu oka, dane do logowania do banku lądują w rękach oszustów. A potem konto świeci pustkami. Ale nie martwcie się, drodzy Państwo, to tylko mały epizod w naszej cyfrowej podróży.
Pamiętajcie: jeżeli coś wygląda zbyt pięknie, żeby było prawdziwe, to prawdopodobnie nie jest. A jeżeli bank prosi o pilne zalogowanie się, to lepiej zadzwonić do banku i zapytać, czy przypadkiem nie zmienili koloru logo na różowy. Albo czy przypadkiem nie wysyłają maili z Nigerii. Tak na wszelki wypadek.

Rozdział 2: Oszustwa na “pomoc techniczną”, czyli jak “naprawić” coś, co nie jest zepsute

Kolejny hit wśród oszustów to tak zwane oszustwa na “pomoc techniczną”. Wyobraźcie sobie taką sytuację: siedzicie sobie spokojnie przed komputerem, przeglądacie zdjęcia kotków w internecie, a tu nagle wyskakuje okienko.
Czerwone, migające, z alarmującym komunikatem: “Twój komputer jest zainfekowany! Natychmiast zadzwoń pod ten numer, bo inaczej wszystkie twoje dane zostaną skradzione, a twoje konto bankowe opróżnione!”. I do tego jeszcze sygnał dźwiękowy, jak z jakiegoś horroru. Kto by się nie przestraszył? Przecież komputer to skomplikowana maszyna, a wirusy to straszne rzeczy. I tak oto, w panice, dzwonicie pod podany numer. Odbiera miły pan z egzotycznym akcentem, który z troską w głosie zapewnia, iż zaraz wszystko naprawi. Wystarczy tylko, iż zainstalujecie program do zdalnego dostępu i podacie mu dane do konta bankowego, żeby mógł pobrać opłatę za “naprawę”. I tak oto, w mgnieniu oka, wasz komputer jest “naprawiony”, a konto bankowe puste. Ale za to macie czysty komputer! No, może nie do końca.
To jest klasyczny przykład, jak oszuści wykorzystują strach i brak wiedzy technicznej. Bo przecież kto by się spodziewał, iż ten miły pan, który tak bardzo chce pomóc, tak naprawdę chce tylko waszych pieniędzy? To trochę jak z tym sąsiadem, który oferuje pomoc w naprawie kranu, a potem okazuje się, iż kran pozostało bardziej zepsuty, a on żąda za to fortuny. Pamiętajcie, drodzy Państwo: żaden prawdziwy dostawca systemu antywirusowego ani firma technologiczna nie będzie do was dzwonić z takimi alarmującymi komunikatami. A jeżeli już, to na pewno nie poproszą o zdalny dostęp do komputera i dane do konta bankowego. jeżeli coś takiego się wydarzy, po prostu zamknijcie okienko i zignorujcie. A jeżeli nie da się zamknąć, to po prostu wyłączcie komputer. Czasem najprostsze rozwiązania są najlepsze. I pamiętajcie: jeżeli ktoś oferuje wam “naprawę” czegoś, co nie jest zepsute, to prawdopodobnie chce was po prostu okraść. Z uśmiechem na ustach, oczywiście.

Rozdział 3: Miłość w sieci, czyli jak znaleźć drugą połówkę (i stracić oszczędności)

Internet to także miejsce, gdzie kwitną romanse. Zwłaszcza te, które kończą się pustym kontem bankowym. Wyobraźcie sobie: samotny wieczór, przeglądacie portale społecznościowe, a tu nagle wiadomość od przystojnego generała z USA, który stacjonuje w Syrii i potrzebuje pieniędzy na bilet powrotny do domu. Albo od pięknej Rosjanki, która zakochała się w waszym profilowym zdjęciu i chce przyjechać do Polski, ale potrzebuje pieniędzy na wizę.
Brzmi jak bajka, prawda? No właśnie, bajka. Ale taka, która kończy się koszmarem.
Oszustwa matrymonialne, zwane też “romance scams”, to prawdziwa specjalność oszustów. Tworzą fałszywe profile, budują relacje, wysyłają wiersze i obietnice. A potem, gdy już zdobędą zaufanie ofiary, zaczynają się prośby o pieniądze. Na leczenie chorej matki, na operację dziecka, na wyjazd z kraju, na opłacenie cła za paczkę z diamentami. I tak oto, w imię miłości, seniorzy tracą dorobek życia. Bo przecież miłość nie zna granic, prawda? No, może nie zna, ale konto bankowe ma swoje granice. Pamiętajcie, drodzy Państwo: jeżeli ktoś, kogo nigdy nie spotkaliście, nagle wyznaje wam miłość i prosi o pieniądze, to prawdopodobnie nie jest to miłość, tylko oszustwo. A jeżeli generał z USA potrzebuje pieniędzy na bilet, to chyba coś jest nie tak z jego wojskową pensją. Lepiej poszukać miłości w realu, albo przynajmniej na portalach randkowych, które weryfikują tożsamość użytkowników. Bo przecież prawdziwa miłość nie wymaga przelewów na konto w Nigerii.

Rozdział 4: Zakupy w sieci, czyli jak kupić kota w worku (i to dosłownie)

Zakupy online to wygoda, prawda? Można kupić wszystko, od kapci po najnowszy model robota sprzątającego, bez wychodzenia z domu. Ale internet to także raj dla oszustów, którzy sprzedają powietrze, albo co gorsza, dane osobowe. Wyobraźcie sobie: widzicie w internecie super okazję. Najnowszy telefon za pół ceny! Albo zestaw garnków, który normalnie kosztuje fortunę, a tu nagle za grosze. Kto by się nie skusił? Przecież to okazja życia, prawda? No właśnie, nie zawsze. Zwłaszcza, gdy sklep wygląda jakby był projektowany przez przedszkolaka, a jedyną formą płatności jest przelew na konto w egzotycznym kraju. I tak oto, w mgnieniu oka, pieniądze znikają, a telefon nigdy nie dociera. Albo co gorsza, dociera, ale jest to atrapa, która wygląda jak telefon, ale tylko trochę. To tak, jakbyście zamówili w internecie luksusowy samochód, a dostali hulajnogę. Niby to samo, ale jednak coś nie gra.
Oszustwa związane z zakupami online to prawdziwa plaga. Oszuści tworzą fałszywe sklepy internetowe, oferują nieistniejące produkty, albo sprzedają podróbki. A potem, gdy już dostaną pieniądze, znikają bez śladu. To trochę jak z tym sprzedawcą na targu, który sprzedaje „oryginalne” perfumy za 10 złotych. Niby wiemy, iż to podróbka, ale czasem się skusimy. Pamiętajcie, drodzy Państwo: jeżeli cena jest zbyt niska, żeby była prawdziwa, to prawdopodobnie nie jest. Zawsze sprawdzajcie opinie o sklepie, szukajcie recenzji, a jeżeli coś budzi wasze wątpliwości, po prostu zrezygnujcie z zakupu. Lepiej stracić okazję, niż pieniądze. A jeżeli już musicie kupić ten super telefon za pół ceny, to przynajmniej zapłaćcie kartą kredytową, bo wtedy macie szansę na odzyskanie pieniędzy. Bo przecież nikt nie chce kupić kota w worku, zwłaszcza jeżeli ten kot jest wirtualny i nigdy nie dotrze.

Rozdział 5: Fake news i dezinformacja, czyli jak uwierzyć we wszystko (i zostać ekspertem od spisków)

Internet to nie tylko miejsce, gdzie można kupić kapcie i znaleźć miłość. To także wylęgarnia fake newsów i dezinformacji. Wyobraźcie sobie: przeglądacie Facebooka, a tu nagle wyskakuje artykuł o tym, iż szczepionki powodują, iż rosną nam trzecie oko, albo iż rząd ukrywa istnienie kosmitów. Albo iż wasz ulubiony polityk jest tak naprawdę jaszczurem z kosmosu. Brzmi absurdalnie, prawda? No właśnie, absurdalnie. Ale dla wielu osób, zwłaszcza tych, które nie są przyzwyczajone do weryfikowania informacji, takie wiadomości mogą wydawać się prawdziwe. I tak oto, w mgnieniu oka, stajecie się ekspertami od spisków, a wasze rozmowy przy rodzinnym stole zaczynają przypominać scenariusz z filmu science fiction. To trochę jak z tym sąsiadem, który wierzy w każdą plotkę, a potem opowiada ją dalej, dodając swoje trzy grosze. Niby to samo, ale jednak coś nie gra.
Fake newsy i dezinformacja to prawdziwa plaga, zwłaszcza w dobie mediów społecznościowych. Oszuści i manipulatorzy tworzą fałszywe strony internetowe, publikują sensacyjne nagłówki i wykorzystują emocje, żeby rozpowszechniać swoje treści. A potem, gdy już zdobędą wasze zaufanie, zaczynają wam sprzedawać cudowne leki na wszystkie choroby, albo namawiać do inwestowania w piramidy finansowe. Bo przecież jeżeli ktoś pisze tak przekonująco o kosmitach, to na pewno wie, co mówi o inwestycjach, prawda? Pamiętajcie, drodzy Państwo: jeżeli coś brzmi zbyt sensacyjnie, żeby było prawdziwe, to prawdopodobnie nie jest. Zawsze sprawdzajcie źródło informacji, szukajcie potwierdzenia w innych, wiarygodnych mediach, a jeżeli coś budzi wasze wątpliwości, po prostu zignorujcie. Lepiej być niedoinformowanym, niż źle poinformowanym. A jeżeli już musicie wierzyć w kosmitów, to przynajmniej niech to będą ci, którzy nie proszą o pieniądze. Bo przecież nikt nie chce zostać ekspertem od spisków, zwłaszcza jeżeli te spiski kończą się pustym kontem bankowym.

Rozdział 6: Hasła, czyli jak stworzyć coś, czego nikt nie zgadnie (oprócz ciebie, mam nadzieję)

Hasła. Te małe, irytujące ciągi znaków, które mają chronić nasze cyfrowe skarby. Wyobraźcie sobie: macie ich setki. Do banku, do poczty, do Facebooka, do ulubionego sklepu z kapciami. I każdy serwis krzyczy: “Hasło musi mieć co najmniej 8 znaków! Musi zawierać dużą literę, małą literę, cyfrę i znak specjalny! I nie może być takie samo jak poprzednie 10 haseł!”. Kto by to spamiętał? Przecież to tortura! I tak oto, w mgnieniu oka, tworzycie hasło “AlaMaKota1!”, bo przecież to takie bezpieczne, prawda? No właśnie, nie zawsze. Zwłaszcza, gdy “AlaMaKota1!” jest hasłem do wszystkiego. To tak, jakbyście mieli jeden klucz do wszystkich drzwi w domu. Niby wygodnie, ale jak go zgubicie, to macie problem.
Tworzenie silnych haseł to sztuka. Sztuka, którą opanowali nieliczni. Większość z nas idzie na łatwiznę. Używamy imion dzieci, dat urodzenia, albo co gorsza, słowa “hasło”. A oszuści tylko na to czekają. Mają programy, które w mgnieniu oka zgadują takie “bezpieczne” hasła. To trochę jak z tym sąsiadem, który zawsze wie, kiedy nie ma was w domu, bo zostawiacie klucz pod wycieraczką. Pamiętajcie, drodzy Państwo: silne hasło to podstawa. Używajcie długich, skomplikowanych ciągów znaków, które nie mają nic wspólnego z waszym życiem. Mieszajcie duże i małe litery, cyfry i znaki specjalne. I co najważniejsze, używajcie różnych haseł do różnych serwisów. A jeżeli macie problem z zapamiętaniem, użyjcie menedżera haseł. To takie magiczne pudełko, które pamięta za was wszystkie hasła. I nie, nie jest to pudełko, które można zgubić pod wycieraczką. Bo przecież nikt nie chce, żeby jego cyfrowe skarby wpadły w niepowołane ręce, prawda? Zwłaszcza, jeżeli te ręce należą do oszusta, który ma program do zgadywania haseł.

Rozdział 7: Dwuskładnikowe uwierzytelnianie, czyli jak dodać sobie kolejną warstwę paranoi (dla własnego dobra)

Dwuskładnikowe uwierzytelnianie. Brzmi jak coś z filmu science fiction, prawda? Jak tajna broń, która ma chronić nas przed inwazją kosmitów. A tymczasem to nic innego, jak dodatkowa warstwa zabezpieczeń. Wyobraźcie sobie: logujecie się do banku. Wpisujecie hasło. I nagle, zamiast od razu wejść na konto, dostajecie SMS-a z kodem. Albo musicie potwierdzić logowanie w aplikacji mobilnej. Kto by pomyślał, iż bank tak bardzo dba o nasze pieniądze?
Przecież to takie uciążliwe, prawda? Trzeba czekać na SMS-a, szukać telefonu, wpisywać kod. Ale spokojnie, drodzy Państwo, to tylko dla waszego dobra. Bo przecież nikt nie chce, żeby jego pieniądze zniknęły w mgnieniu oka, prawda?
Dwuskładnikowe uwierzytelnianie to prawdziwy game changer w świecie cyberbezpieczeństwa. choćby jeżeli oszust jakimś cudem zdobędzie wasze hasło, to i tak nie zaloguje się na wasze konto bez drugiego składnika. To trochę jak z tym sejfem, który ma dwa zamki. Jeden klucz to hasło, a drugi to kod z SMS-a. Bez obu kluczy, sejf pozostaje zamknięty. Pamiętajcie, drodzy Państwo: jeżeli jakiś serwis oferuje dwuskładnikowe uwierzytelnianie, to po prostu je włączcie. choćby jeżeli wydaje się to uciążliwe. Bo przecież lepiej poświęcić kilka sekund na wpisanie kodu, niż stracić dorobek życia. A jeżeli już musicie narzekać na uciążliwość, to przynajmniej narzekajcie z uśmiechem na ustach. Bo przecież nikt nie chce, żeby jego pieniądze wpadły w niepowołane ręce, zwłaszcza jeżeli te ręce należą do oszusta, który ma program do zgadywania haseł i nie ma dostępu do waszego telefonu.

Rozdział 8: Aktualizacje, czyli jak sprawić, żeby komputer działał wolniej (ale bezpieczniej)

Aktualizacje. Te małe, irytujące powiadomienia, które wyskakują w najmniej odpowiednim momencie. “Dostępna jest nowa wersja systemu Windows! Zainstaluj teraz, albo za 5 minut, albo za godzinę, albo nigdy!”. Kto by pomyślał, iż producenci systemu tak bardzo chcą nam uprzykrzyć życie? Przecież komputer działał dobrze, prawda? Po co te zmiany? I tak oto, w mgnieniu oka, klikacie “Przypomnij mi później”, bo przecież macie ważniejsze rzeczy do roboty, niż czekanie, aż komputer się zaktualizuje. Ale spokojnie, drodzy Państwo, to tylko dla waszego dobra. Bo przecież nikt nie chce, żeby jego komputer stał się otwartą bramą dla hakerów, prawda?
Aktualizacje to nie wymysł złośliwych programistów, którzy chcą, żebyście kupili nowy komputer. To konieczność. Każda aktualizacja to nie tylko nowe funkcje, ale przede wszystkim poprawki bezpieczeństwa. To tak, jakbyście mieli dom, a ktoś ciągle znajdował w nim nowe dziury. I zamiast je łatać, wy byście je ignorowali. A potem dziwilibyście się, iż ktoś wam wchodzi do domu. Pamiętajcie, drodzy Państwo: jeżeli system operacyjny, przeglądarka internetowa, czy program antywirusowy prosi o aktualizację, to po prostu ją zainstalujcie. choćby jeżeli wydaje się to uciążliwe. Bo przecież lepiej poświęcić kilka minut na aktualizację, niż stracić dorobek życia. A jeżeli już musicie narzekać na uciążliwość, to przynajmniej narzekajcie z uśmiechem na ustach. Bo przecież nikt nie chce, żeby jego komputer stał się otwartą bramą dla oszusta, który ma program do wykorzystywania luk w zabezpieczeniach.

Rozdział 9: Kopia zapasowa, czyli jak stracić wszystko (i potem to odzyskać, jeżeli masz szczęście)

Kopia zapasowa. Brzmi jak coś, co robią tylko maniacy kontroli, prawda? Jakbyście mieli dwa identyczne zestawy naczyń, na wypadek, gdyby jeden się stłukł. A tymczasem to nic innego, jak zabezpieczenie przed utratą danych. Wyobraźcie sobie: piszecie pamiętnik swojego życia na komputerze. Setki stron, tysiące wspomnień, zdjęcia z wnukami. I nagle, w mgnieniu oka, komputer się psuje. Albo co gorsza, zostaje zainfekowany wirusem, który szyfruje wszystkie pliki i żąda okupu. Kto by pomyślał, iż tak łatwo można stracić wszystko? Przecież komputer to takie niezawodne urządzenie, prawda? No właśnie, nie zawsze. To tak, jakbyście mieli dom, a nie mieli ubezpieczenia. Niby nic się nie dzieje, ale jak już się stanie, to macie problem.
Robienie kopii zapasowych to podstawa. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy nasze życie przenosi się do cyfrowego świata. Zdjęcia, dokumenty, maile – wszystko to jest bezcenne. A utrata tego wszystkiego może być bolesna. Oszuści to wykorzystują. Wysyłają wirusy, które szyfrują pliki i żądają okupu. A jeżeli nie macie kopii zapasowej, to jesteście w kropce. To trochę jak z tym sąsiadem, który zawsze ma plan B. A wy nie macie choćby planu A.
Pamiętajcie, drodzy Państwo: róbcie kopie zapasowe. Regularnie. Na zewnętrznym dysku, w chmurze, albo na czymkolwiek, co nie jest podłączone do komputera. Bo przecież lepiej mieć dwie kopie, niż żadnej. A jeżeli już musicie stracić wszystko, to przynajmniej niech to będzie tylko na chwilę. Bo przecież nikt nie chce, żeby jego wspomnienia wpadły w niepowołane ręce, zwłaszcza jeżeli te ręce należą do oszusta, który żąda okupu za odzyskanie waszych zdjęć z wnukami.

Rozdział 10: Publiczne Wi-Fi, czyli jak udostępnić swoje dane wszystkim chętnym (i niechętnym też)

Publiczne Wi-Fi. To takie cudowne udogodnienie, prawda? Siedzicie sobie w kawiarni, pijecie kawę, przeglądacie internet za darmo. Albo na lotnisku, czekacie na samolot, a tu nagle darmowy dostęp do sieci. Kto by pomyślał, iż to takie proste? Przecież to takie wygodne, prawda? No właśnie, nie zawsze. Zwłaszcza, gdy to publiczne Wi-Fi jest tak publiczne, iż każdy, kto tylko chce, może zajrzeć wam w komputer. To tak, jakbyście rozmawiali przez telefon w zatłoczonym autobusie, a wszyscy dookoła słuchali waszej rozmowy. Niby nic złego, ale jednak coś nie gra.
Publiczne sieci Wi-Fi są jak otwarte drzwi do waszego cyfrowego życia. Oszuści tylko na to czekają. Mogą przechwytywać wasze dane, hasła, numery kart kredytowych. To trochę jak z tym sąsiadem, który zawsze wie, co dzieje się u was w domu, bo macie otwarte okna i drzwi. Pamiętajcie, drodzy Państwo: jeżeli korzystacie z publicznego Wi-Fi, to nie logujcie się do banku, nie róbcie zakupów online, nie wysyłajcie wrażliwych danych. Lepiej poczekać, aż wrócicie do domu i skorzystacie z bezpiecznej, domowej sieci. A jeżeli już musicie skorzystać z publicznego Wi-Fi, to przynajmniej użyjcie VPN-a. To takie magiczne narzędzie, które szyfruje wasze dane i sprawia, iż jesteście niewidzialni dla oszustów. Bo przecież nikt nie chce, żeby jego dane wpadły w niepowołane ręce, zwłaszcza jeżeli te ręce należą do oszusta, który siedzi obok was w kawiarni i pije kawę.

Nie taki diabeł straszny, jak go malują (ale i tak warto mieć przy sobie wodę święconą)

Dotarliśmy do końca naszej podróży po meandrach cyberbezpieczeństwa. Mam nadzieję, iż po lekturze tego artykułu nie czujecie się jeszcze bardziej przerażeni, a wręcz przeciwnie – uzbrojeni w wiedzę i zdrowy rozsądek. Bo przecież nie taki diabeł straszny, jak go malują. No, może trochę straszny, ale z odpowiednim przygotowaniem można go oswoić. Albo przynajmniej nauczyć się go unikać.
Pamiętajcie, drodzy Państwo: internet to wspaniałe narzędzie, które otwiera przed nami mnóstwo możliwości. Możemy rozmawiać z wnukami na drugim końcu świata, oglądać ulubione seriale, robić zakupy bez wychodzenia z domu, a choćby znaleźć miłość (ale z umiarem i ostrożnością!). Ale jak każde narzędzie, internet może być użyty zarówno do dobrych, jak i złych celów. I to od nas zależy, jak będziemy z niego korzystać.
Nie dajcie się zwariować. Nie popadajcie w paranoję. Ale też nie bądźcie naiwni. Bądźcie czujni, sprawdzajcie, weryfikujcie. jeżeli coś budzi wasze wątpliwości, po prostu zignorujcie. jeżeli ktoś prosi o pieniądze, to zapalcie czerwoną lampkę. jeżeli coś wygląda zbyt pięknie, żeby było prawdziwe, to prawdopodobnie nie jest. I co najważniejsze, rozmawiajcie o tym. Z rodziną, z przyjaciółmi, z sąsiadami. Bo im więcej osób będzie świadomych zagrożeń, tym trudniej będzie oszustom. A przecież nikt nie chce, żeby jego emerytura w sieci skończyła się pustym kontem bankowym. Chyba iż z klasą, ale to już inna historia.
Jako redakcja Cynicy.pl życzymy wam bezpiecznej i radosnej emerytury w sieci! I pamiętajcie: śmiech to zdrowie, a zdrowy rozsądek to podstawa cyberbezpieczeństwa. Do zobaczenia w sieci! (Ale tylko tej bezpiecznej, oczywiście).
Idź do oryginalnego materiału