Dziecko, którego nikt nie mógł zmusić do mówienia… dopóki nie pojawiła się ona

twojacena.pl 11 godzin temu

Dziecko, którego nikt nie mógł zmusić do mówienia aż pojawiła się ona

Matka Kingi od dawna była chora. Każdy dzień był dla niej walką, ale choćby w najtrudniejszych chwilach znajdowała siłę, by wspierać córkę. Tamtego ranka, leżąc na poduszkach, z uśmiechem i drżącymi dłońmi, wskazała na twarz córki i szepnęła:
Córeczko, marzyłam, żebyś znalazła pracę. Dasz radę, wierzę w ciebie.

Kinga westchnęła, patrząc przez okno.
Mamo, widziałam ogłoszenie szukają sprzątaczki w dużym pałacu. Może spróbuję?

Kobieta skinęła głową, a w jej oczach pojawiła się iskra nadziei:
Spróbuj, córeczko. Może to zmieni nasze życie.

Te słowa stały się dla Kingi znakiem. Zebrała się i poszła do pałacu starego, z białymi kolumnami i wielkimi oknami. Serce biło jej szybciej, gdy przekroczyła próg. Właściciel młody mężczyzna o imieniu Marek spojrzał na nią uważnie, zadał kilka prostych pytań i niespodziewanie przyjął ją do pracy.

Kinga nie wierzyła własnym uszom. Mama miała rację, pomyślała, to znak.

Pierwszego dnia pracy, gdy sprzątała na drugim piętrze, Kinga usłyszała cichy szelest w pokoju. Otworzyła drzwi i zastygła.
W szafie stał chłopiec. Mały, może siedmio-, ośmioletni. Jego duże oczy patrzyły nieufnie, a usta pozostawały zaciśnięte.

Cześć, mały, jak masz na imię? zapytała łagodnie.

Żadnej odpowiedzi. Tylko cichy oddech i drżące spojrzenie.

Kinga nie wiedziała, co myśleć. Gdy zeszła na dół, w kuchni przy stole siedział Marek.

Przepraszam zaczęła nieśmiało ale dlaczego pan syn stoi w szafie?

Marek podniósł wzrok. Jego głos stał się niski i odległy:
Nie zwracaj na to uwagi. On po prostu taki jest. Już trzy lata ani słowa. Tylko tam stoi. Wychodzi tylko do łazienki.

Poczula, jak ściska jej się serce.
Trzy lata? Ale dlaczego?

Po wypadku cicho odpowiedział. Straciliśmy jego mamę. Od tamtej pory zamknął się w sobie. Lekarze, psychologowie, psychiatrzy nikt nie pomógł.

Kinga spuściła wzrok. Coś ścisnęło ją w duszy. Muszę mu pomóc, pomyślała.

Od tamtej pory codziennie, wchodząc do pokoju chłopca, Kinga mówiła. Nie oczekiwała odpowiedzi po prostu mówiła:
Cześć, słoneczko! Dziś jest piękny dzień.
Wiesz, życie bywa piękne, choćby gdy jest trudne.
Masz najszczersze oczy, jakie widziałam.

Opowiadała mu o kwiatach, o swojej mamie, o dzieciństwie. A chłopiec stał i słuchał. Ale pewnego dnia, gdy znów się przywitała, wyszedł z szafy. Powoli. Niepewnie. I podał jej grzebień.

Chcesz, żebym cię uczesała? zapytała Kinga, a gdy ledwo dostrzegalnie skinął głową, uśmiechnęła się przez łzy.

Od tamtej pory stało się to ich małym rytuałem. Każdego ranka chłopiec siadał na krześle, a Kinga czesała jego włosy, cicho nu

Idź do oryginalnego materiału