Dwaj bracia, czyli Jak życie poukładało wszystko we adekwatnej kolejności

polregion.pl 4 tygodni temu

Dwa braty, czyli Jak życie ułożyło wszystko na swoim miejscu

Kiedy Krzysiek był mały, nie zastanawiał się, dlaczego nie ma taty. Wystarczała mu miłość mamy. Ale w gimnazjum chłopaki zaczęli się przechwalać – czyj ojciec ma lepszy samochód, czyj telefon jest droższy. Krzysiek milczał. Czym mógł się pochwalić? On i mama nie mieli auta, a jego komórka była zwykła, tania. Mama pracowała jako pielęgniarka w przychodni, nie znała żadnych ważnych ludzi, tylko staruszków, którzy przychodzili po recepty.

Pewnego dnia po szkole Krzysiek zapytał mamę o ojca.

– Nie pamiętasz go? Gdy miałeś trzy lata, znalazł sobie inną kobietę. Nie potrafiłam wybaczyć zdrady. Więc się rozwiedliśmy, a on odszedł do niej. Na początku przychodził, przynosił ci prezenty, choć tanie. Potem tam urodziło mu się dziecko… – mama westchnęła.

Jej oczy zrobiły się smutne, więc Krzysiek już więcej nie dopytywał. Po co? Skoro ojciec go nie chciał, to i on go nie potrzebował. Za to miał najlepszą mamę – młodą, piękną. Wszyscy w mieście ją znali, na ulicy się kłaniali. Był z niej dumny.

A potem w życiu mamy pojawił się mężczyzna. Często wychodziła wieczorami lub w weekendy – na urodziny koleżanki, w gości, albo – jak mówiła – do ciężko chorych pacjentów. Ale Krzysiek nie był już dzieckiem, wszystko rozumiał. Do pacjentów nie idzie się w sukienkach i perfumach. Wracała do domu z kwiatami, uśmiechała się do siebie, a w jej oczach było światło.

Pewnego dnia, szykując się na randkę, mama poprawiała makijaż przed lustrem i nuciła.

– Mamo, idziesz na randkę? Masz faceta? – zapytał Krzysiek.

Zaskoczona, zastygła przed lustrem. Potem odwróciła się do syna. Jej policzki się zaróżowiły, a wzrok stał się niepewny.

– Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć… Ty zawsze będziesz dla mnie najważniejszy. Ale…

– Nie musisz. Jestem dorosły, rozumiem. To coś poważnego? Wyjdziesz za niego?

– Nie wiem. Jeszcze nie zdecydowałam. A ty jesteś przeciw? – spytała wprost.

– Nie, ale… Przyzwyczaiłem się, iż jesteśmy tylko we dwoje. jeżeli się pobierzecie, nie będę go nazywał tatą – oznajmił stanowczo.

– On jest dobry. Dawno chciałam was poznać, tylko bałam się twojej reakcji.

– Niech przyjdzie – zgodził się Krzysiek po chwili.

– Dziękuję. – Mama podeszła i przytuliła go. – Naprawdę jesteś dorosły. Więc… w niedzielę?

Przytulił się mocniej, wdychając znajomy, bezpieczny zapach. Chciał powiedzieć, iż nie chce się z nikim dzielić, iż nikogo nie potrzebują, ale mama tylko dziękowała i szeptała, iż jest dumna z mądrego syna. Więc milczał.

W niedzielę mama uczesała się inaczej, założyła elegancką sukienkę, a gdy nakrywała do stołu, miała wypieki na twarzy. Dawno nie wyglądała tak pięknie. W powietrzu unosił się zapach jedzenia i jej perfum. Tylko szkoda było, iż to wszystko nie dla niego, tylko dla obcego mężczyzny.

Wyobrażał go sobie wysokim i przystojnym, godnym mamy. Ale przyszedł łysy, korpulentny facet, dużo starszy od niej. Na obcasach mama była wyższa. Uścisnął dłoń Krzysztofa mocno, po męsku, i przedstawił się jako Wojciech Kowalski.

– No to zapraszam do stołu, bo wszystko wystygnie – uśmiechnęła się zadowolona mama.

Krzysiek bał się, iż Wojciech zacznie wypytywać o szkołę, oceny, marudzić, iż za jego czasów edukacja była lepsza – jak zwykle robili dorośli.

Ale Wojciech tylko chwalił mamę za pyszne jedzenie, patrzył na nią z uwielbieniem. Pytał, w jakie gry komputerowe gra Krzysiek, czy ogląda nowe filmy akcji. Krzysiek opowiadał z zapałem, a Wojciech słuchał, nie przerywając, tylko czasem dopytując. Potrafił słuchać i nie narzucać swojej opinii.

Dwa tygodnie później Wojciech się do nich wprowadził. Mama wyjaśniła, iż po rozwodzie z żoną dostał tylko pokój w mieszkaniu komunalnym. Krzysiek choćby nie wiedział, iż takie jeszcze istnieją.

Widząc w łazience obcą maszynkę do golenia i szczoteczkę do zębów, pierwszy raz zrozumiał, iż ten człowiek został na dobre. Że będzie musiał dzielić się mamą. Jego życie już nigdy nie będzie takie samo. W dzień jeszcze pół biedy, ale nocą dobiegały go szepty, szmery i stłumiony śmiech mamy z sąsiedniego pokoju. Nakrywał się kołdrą po głowę, żeby nie słyszeć.

Gdy był w trzeciej klasie liceum, mama, czerwieniąc się jak nastolatka, powiedziała, iż spodziewa się dziecka. Nowina nie ucieszyła Krzysztofa. Rozumiał, iż stanie się starszym, a więc mniej kochanym. Odpowiedział tylko, iż jeżeli już, to wolałby brata. Co innego mógł powiedzieć? Obwiniał Wojciecha. To przez niego jego spokojny świat się zawalił.

– Zazdrosny jesteś? Nie gniewaj się. Ja nie nalegałem. Mama sama chciała tego dziecka. pozostało młoda, a ty już duży… – próbował tłumaczyć Wojciech.

Dlaczego on miał to rozumieć? Kto pytał go o zdanie? No dobrze, wyszła za mąż, ale teraz jeszcze będzie chodzić z brzuchem. Co pomyślą koledzy? Okazało się, iż nikogo to nie obchodzi. Więc się uspokoił.

Poród był ciężki. Następnego dnia Wojciech wszedł do pokoju Krzysztofa i oznajmił, iż urodził się brat. Ale nie wyglądał na szczęśliwego.

– Nie cieszysz się, iż to chłopak? – spytał Krzysiek.

– Chłopiec jest chory. Podejrzewają mózgowe porażenie dziecięce. Wiesz, co to?

– To znaczy, iż będzie upośledzony? – Krzysiek wpatrzył się w Wojciecha przerażony.

– Mam nadzieję, iż nie. Uszkodzony jest rdzeń kręgowy, będą problemy z poruszaniem się. Na razie nie wiadomo, jak poważne. Ale powinieneś wiedzieć. Mama… Ona nie wierzy lekarzom. Wspieraj ją, dobrze?

– A nie można takich dzieci zostawić w szpitalu? – Krzysiek nie mógł uwierzyć, iż mama urodziła chore dziecko.

– Ona się nie wyrzeknie. Wierzy, iż wszystko będzie dobrze – westchnął Wojciech.

Małego nazwali Bartkiem. Płakał w nocy, zasypiał tylko na rękach mamy. Krzysiek przysypiał na lekcKiedy po latach sam znalazł się na wózku inwalidzkim, zrozumiał wreszcie, jak wiele stracił, odsuwając od siebie tych, którzy kochali go bezwarunkowo.

Idź do oryginalnego materiału