Dwa tygodnie pakistańskiej przygody z TukTuk Tours

balkanyrudej.pl 3 tygodni temu

Tak się złożyło, iż ponad dwa tygodnie sierpnia 2024 spędziliśmy… w Pakistanie. Tak, wiemy – mało oczywisty jak na nas kierunek. Ba! Do tej pory w ogóle nie zaglądaliśmy w te rejony świata. Dlaczego więc postanowiliśmy zawitać właśnie w Pakistanie? Co kraj ten ma wspólnego z Bałkanami? Na te i inne pytania odpowiedzi znajdziecie w poniższym podsumowaniu naszej podróży. Podróży, którą w ramach współpracy zrealizowaliśmy z TukTuk Tours.

Pakistan – jak do tego doszło?

Ciąg przyczynowo skutkowy, jaki doprowadził do tego, iż 5 sierpnia 2024 rozpoczęliśmy prawie 24-godzinną podróż z Polski do Pakistanu, rozwijał się od ponad roku. To właśnie wtedy Gosia (znana w sieci jako

) będąca częścią TukTuk Tours, zaczęła mnie namawiać na wizytę w Pakistanie. Ja ciągle się broniłam, wynajdując coraz to głupsze wymówki. Do czasu. W listopadzie 2023 roku, Gosia i Ola (również z TukTuka) miały w Warszawie prezentację na temat Pakistanu i swojej turystycznej działalności w tym kraju. Oboje z Markiem byliśmy na niej obecni, a ja ze łzami wzruszenia w oczach podziwiałam kolejne, górskie, pakistańskie kadry prezentowane przez dziewczyny. Na koniec od razu stwierdziłam: jedziemy! Nagle wszystkie wątpliwości, wymówki czy obawy wyparowały. Przypomniałam sobie bowiem o moim ogromnym marzeniu, jakim odkąd sięgam pamięcią, był trekking w górach wysokich. Dlatego też po szybkiej rozmowie z Gosią i Olą ustaliliśmy, iż Pakistan będzie naszym celem na 2024 rok. Ale pod jednym warunkiem: iż wyjazd ten będzie skoncentrowany przede wszystkim na górach.

Plany

Gosia i Ola stanęły na wysokości zadania i przygotowały dla nas plan, który w 100% spełniał nasze oczekiwania. Pierwszy tydzień pakistańskiej przygody mieliśmy spędzić wraz z grupą* realizującą standardową trasę wycieczki po północy kraju, czyli W wysokogórskiej krainie wróżek. Drugi tydzień miał być skoncentrowany na trekkingu na punkt widokowy, na wysokości 5000 m n.p.m., z którego mieliśmy podziwiać K2 czy Broad Peak. Jednak tu warto zaznaczyć, iż również w pierwszej połowie podróży czekać na nas miały piesze wędrówki. Więc sumarycznie praktycznie całość pobytu w Pakistanie została skoncentrowana wokół gór.

*Tu serdecznie pozdrawiamy: Marzenkę i Tomka, Honoratę i Mikołaja, Gosię, Angelikę, Wiesia i Ishfaqa!

Przygotowania

Jeśli chodzi o całokształt przygotowań, to oczywiście elementów, jakie musieliśmy ze sobą pospinać, było sporo. Największą zagadką było znalezienie dogodnych połączeń lotniczych. Niestety słowo „dogodne” nie łączyło się z „tanie”. Więc za bilety na trasie Kraków – Dubaj – Islamabad – Dubaj – Kraków zapłaciliśmy za dwie osoby 7,642.68 zł. Połączenie realizowaliśmy liniami FlyDubai oraz PIA. Na szczęście w cenie tej mieliśmy po dwa bagaże podręczne i po dwa bagaże rejestrowane do 40 kg, co znacząco ułatwiło nam pakowanie. Musieliśmy bowiem zabrać ze sobą sprzęt trekkingowy, masę elektroniki, śpiwory itd. Istotnym elementem przygotowań było też skompletowanie apteczki. Tu z pomocą przyszła Ruda Mama oraz znajomi, którzy np. doradzili nam jakie leki wziąć ze sobą na wypadek wystąpienia choroby wysokościowej. W moim przypadku dodatkowo dochodziła logistyka ubraniowa. Jako kobieta musiałam mieć w Pakistanie odzież zakrywającą nogi i ramiona. Odpadały więc krótkie spodenki, sukienki przed kolano czy bluzki na ramiączkach. Przy pakowaniu musiałam to wziąć pod uwagę. Istotną kwestią było też wnioskowanie o „visa on arrival” (koszt 35 USD). Wypełnianie wniosku było doświadczeniem zabawnym i frustrującym jednocześnie, ale niezbędnym do tego, by w ogóle do Pakistanu wjechać.

Dwa tygodnie pakistańskiej przygody

No dobrze, to co dokładnie porabialiśmy w trakcie naszej dwutygodniowej, pakistańskiej przygody? Cóż, działo się bardzo, bardzo dużo. Poniżej znajdziecie skrót wydarzeń. Niektóre miejsca czy sytuacje doczekają się oddzielnych artykułów na blogu i zostaną nieco szerzej opisane. Póki co chcemy pokazać Wam, jak dużo w tym czasie zobaczyliśmy i doświadczyliśmy.

5.08 – wylot z Polski do Pakistanu

Rozpoczęcie naszej pakistańskiej przygody miało tak naprawdę miejsce dzień wcześniej. Bo wtedy z Mazowsza odebrał nas Rudy Tata i zabrał do Kielc. Stamtąd z samego rana 5.08 ruszyliśmy do Krakowa, skąd o 12.50 mieliśmy mieć lot do Dubaju. Na lotnisku spotkaliśmy się z Marzeną i Tomkiem, którzy również wybierali się na tę samą wycieczkę. Mieliśmy więc od początku towarzystwo. Do Dubaju dotarliśmy po godzinie 20. Tam czekał na nas stopover wynoszący 7,5 godziny. Część tego czasu poświęciliśmy na włóczeniu się po lotnisku, transfer między terminalami i spanie.

6.08 – Islamabad

Po godzinie 4 opuściliśmy Dubaj i pakistańskimi liniami lotniczymi udaliśmy się do Islamabadu. Do stolicy Pakistanu dotarliśmy po godzinie 8. Po otrzymaniu wizy, z wypiekami na twarzy, czekaliśmy całą czwórką na nasze bagaże. PIA znana jest z tego, iż lubi je gubić. A raczej… zostawiać je w Dubaju. Na szczęście wszystkie walizki pojawiają się na taśmie. Choć moja waliza trzymała nas do końca w niepewności. Z lotniska zostaliśmy przetransferowani do hotelu, gdzie spotkaliśmy się z resztą ekipy oraz Gosią. Wspólnie udaliśmy się do centrum handlowego, by wymienić dolary na pakistańskie rupie. Następnie pojechaliśmy na zwiedzanie Muzeum Kolejnictwa, Meczetu Króla Fajsala oraz na punkt widokowy w parku Daman-e-Koh. W ciągu dnia był też czas na lunch czy obiad w afgańskiej restauracji.

7.08 – 15 godzin w busie

Z założenia ten dzień miał wyglądać inaczej. Ale na tydzień przed naszym pojawieniem się w Pakistanie, kraj ten nawiedziły ogromne ulewy. Spowodowały one liczne osuwiska, które zablokowały też drogę do Naran, w którym pierwotnie mieliśmy nocować. Z tego też powodu plan wycieczki musiał zostać zmieniony, a nas czekała podróż do Chilās słynną Karakorum Highway. Drogą tą i tak mieliśmy jechać, tyle, iż na innym, ciut dalszym odcinku. Przez osuwiska czekał nas przejazd jej nieco mniej przelotowym fragmentem – od New Balakot do wspomnianego Chilās. Trasa ta jest niezwykle widokowa, ale… powolna. Dodatkowo trafiliśmy na zamknięcie drogi na odcinku, na którym trwa budowa chińskiej tamy. Spędziliśmy tam prawie godzinę, w towarzystwie kolejki innych aut i pasażerów. Ostatecznie do celu podróży dotarliśmy ok. godziny 22.

8.08 – jeepy, trekking, Fairy Meadows

Pobudka o 7, transfer do Raikot i… przesiadka do jeepów, które niebezpieczną, górską drogą nad licznymi przepaściami zabrały nas w głąb gór. Po dotarciu do Fairy Point i zjedzeniu lunchu, ruszyliśmy na trekking do Fairy Meadows – jednej z bardziej znanych i rozpoznawalnych atrakcji północy Pakistanu. Powód tej popularności jest jeden – wspaniały widok na masyw Nangi Parbat. A do tego lodowce, sielankowe, zielone krajobrazy i cudowne tereny do trekkingów. Po 2 godzinach wędrówki dotarliśmy na wysokość 3300 m n.p.m., bo właśnie na niej znajduje się Fairy Meadows. Wieczór spędziliśmy na aklimatyzacji i wypoczynku w hotelu.

9.08 – trekking do Camp Zero pod Nangą Parbat

Po śniadaniu ruszamy całą grupą na trekking. Głównym celem jest Camp Zero, czyli obóz zerowy pod Nangą Parbat. Fakt faktem w tej chwili wyprawy nie zdobywają tego szczytu od tej strony. Ta część masywu Nangi jest bardzo trudna i niebezpieczna. W efekcie ekspedycje obierają inne drogi. Z Fairy Meadows idziemy przez Camp Beyal, rozkoszując się widokiem lodowca Raikot i okolicznych gór. Przez kolejne punkty widokowe dotarliśmy w okolice mniejszego lodowca. Tu większość ekipy zrezygnowała z dalszej wędrówki, natomiast ja, Marek, Gosia, Angelika i nasz pakistański przewodnik zadecydowaliśmy o kontynuowaniu wędrówki do Campu Zero, położonego na wysokości 4000 m n.p.m. Po pokonaniu lodowca i wędrówce przez cudowne, zielone łąki dotarliśmy do celu. Stamtąd, wzdłuż lodowca Raikot, wróciliśmy na Fairy Meadows.

10.08 – zejście z Fairy Meadows, jeepy, zipline i Karimabad

Kolejny poranek na Fairy Meadows funduje nam niezapomnianą panoramę Nangi Parbat. Niestety musimy się z nią pożegnać i ruszyć w drogę powrotną. Po upalnym trekkingu do Fairy Point i odpoczynku nad strumykiem, wsiedliśmy do jeeepów i zjechaliśmy do czekającego na nas przy Karakorum Highway busa. Stamtąd udaliśmy się do Karimabadu z krótkim przystankiem u podnóża Rakaposhi, gdzie była możliwość zjazdu na zipline.

11.08 – Jezioro Attabad, Hussaini Suspension Bridge, Przełęcz Khunjerab, bazar w Karimabadzie

Cały dzień kręcił się wokół Karakorum Highway. W pierwszej kolejności udaliśmy się nad Jezioro Attabad, gdzie czekał nas widokowy, relaksujący rejs. Następnie zawitaliśmy na Hussaini Suspension Bridge – jedną z większych i dostarczających sporej dawki emocji atrakcji tej okolicy. Później czekał na nas widokowy, obfitujący w moc wrażeń przejazd na Przełęcz Khunjerab. To właśnie tam, na wysokości ponad 4600 m n.p.m. znajduje się granica pomiędzy Pakistanem i Chinami. To również tam kończy się (lub zaczyna) Karakorum Highway. I to tam można znaleźć najwyżej położone… bankomaty na świecie (chiński i pakistański). Wieczorem, po powrocie do Karimabadu, mieliśmy czas na zakupy na lokalnym bazarze.

12.08 – Lodowiec Hopar, Altit Fort, droga do Skardu

Po śniadaniu ruszamy do lodowca Hopar. Droga do niego jest dość długa i nużąca, ale widoki rekompensują trud podróży. Sam lodowiec również zachwyca. Później wróciliśmy do Karimabadu, by zwiedzić Altit Fort. Po spacerze ze zwariowanym przewodnikiem ruszyliśmy w podróż do Skardu.

13.08 – ze Skardu do Machulo

Tego dnia rozstajemy się z naszą ekipą i ruszamy na bardziej wysokogórską i trekkingową część naszej podróży. Z hotelu w Skardu odbiera nas Rusatn, który przez kolejne dni będzie naszym przewodnikiem. Wraz z nim wyruszamy w podróż do Machulo – niewielkiej wioski położonej ponad Doliną Hushe. Po drodze zatrzymujemy się przy wiszącym moście w Kuro, zaglądamy do meczetu i fortu w Khaplu, by późnym popołudniem dotrzeć do celu. W Machulo mamy zakwaterowanie w domu przewodnika i wraz z jego rodziną spędzamy wieczór.

14.08 – Machulo -> obóz pierwszy

Z samego rana rozpoczynamy pierwszy dzień trekkingu. Do pokonania mamy jakieś 7 km i nieco ponad 1000 m przewyższenia. Oprócz Rustana towarzyszy nam trzech porterów i jeden kucharz, czyli ekipa odpowiedzialna za rozbijanie obozów, zaopatrzenie itd. Pierwszy nocleg spędzamy na wysokości 3500 m n.p.m.

15.08 – obóz pierwszy – Machulo la – obóz drugi

Już poprzedniego dnia wieczorem wiedzieliśmy, iż nadchodzi załamanie pogody. Po dłuższej rozmowie z Rustanem ustalamy, iż podejście na punkt widokowy Machulo la, który mieliśmy pierwotnie rozłożony na dwa dni… zrobimy w jeden dzień. W efekcie mieliśmy do pokonania ok. 1500 m przewyższenia, by wdrapać się na wysokość 5000 m n.p.m. Na szczęście nam się to udało i bez większych komplikacji dotarliśmy na punkt widokowy, z którego widać m.in. K2 i Broad Peak. Tym samym udało nam się wykorzystać okno pogodowe, by w ogóle zobaczyć ośmiotysięczniki. Po 2 godzinach podziwiania widoków zeszliśmy do obozu drugiego, który na wysokości 4500 m n.p.m. rozbiła reszta ekipy.

16.08 – obóz drugi – Machulo

Prognozy niestety się sprawdziły i załamanie pogody pojawiło się już po 7 rano. Ulewny deszcz przyspieszył nasze wyjście z obozu drugiego. W ulewie zaczęliśmy schodzić do Machulo. Na szczęście po jakiś 2 godzinach przestało padać, a my mogliśmy się cieszyć niezłą, choć pochmurną aurą.

17.08 – Dolina Hushe

Ponieważ zakończyliśmy trekking przed czasem, mieliśmy przestrzeń na zrobienie czegoś dodatkowego. Dlatego wybraliśmy się jeepem wzdłuż Doliny Hushe, do miejscowości o tej samej nazwie, położonej na jej krańcu. To znana baza wypadowa dla wypraw i grup trekkingowych. Można stąd np. dotrzeć do obozu pod szczytem Masherbrum. My wybraliśmy się na trekking do przysiółka Dumsum, rozkoszując się pięknem tamtejszych krajobrazów.

18.08 – z Doliny Hushe do Skardu

Dzień ten głównie poświęciliśmy na przejazd z doliny do Skardu. To bardzo widokowa trasa, więc choć dość długa, to i tak cały czas czymś się zachwycaliśmy. Po zameldowaniu w hotelu ruszyliśmy na krótką przejażdżkę do jednego z jezior położonych ponad miastem. Późnym popołudniem, już sami, udaliśmy się na spacer po tętniącym życiem Skardu.

19.08 – najbardziej widokowy lot i Islamabad

Ostatni dzień w Pakistanie obfitował w moc wrażeń. To właśnie wtedy czekał nas lot ze Skardu do Islamabadu. I choć było nieco pochmurno, to lot pośród szczytów Karakorum i tak wbił nas w fotele. Późne popołudnie spędzamy wraz z Gosią w Islamabadzie. Robimy ostatnie zakupy, pałaszujemy ostatni pakistański obiad i relaksujemy się przed podróżą. Po 21 znów jesteśmy na lotnisku, skąd po 1 w nocy wyruszamy w drogę powrotną do Polski ze stopoverem w Dubaju.

Co Pakistan ma wspólnego z Bałkanami?

Przed wylotem do Pakistanu cały czas się zastanawialiśmy, jak odbierzemy ten kraj. Czy przeżyjemy szok kulturowy? Czy coś nas zaskoczy w trakcie tej pakistańskiej przygody? I cóż… nie da się ukryć, iż Pakistan i Bałkany mają ze sobą sporo wspólnego. I to pomimo dzielącej je odległości. Zarówno tu, jak i tam panuje taki sam rozgardiasz, często trzeba uzbroić się w ogrom cierpliwości, umiejętnie dopasowywać się do zastanych sytuacji, elastycznie podchodzić do wcześniej ustalonych planów. Tak Pakistańczycy, jak i mieszkańcy Bałkanów, są bardzo mili, sympatyczni i otwarci. Ale jeżeli chodzi o różne kwestie formalne, biznesy czy poszanowanie czyjegoś czasu, to z tym bywa bardzo różnie tak u jednych, jak i u drugich. Dlatego będąc w Pakistanie nie odczuliśmy wielkiej różnicy (poza faktem, iż otaczały nas bardzo wysokie góry i architektura była inna niż na Półwyspie Bałkańskim). Mało co nas zaskoczyło czy zdziwiło. Oczywiście było kilka sytuacji, które nieco podniosły nam ciśnienie. Ale podobne miewaliśmy na Bałkanach, więc ostatecznie jedynie wzruszaliśmy ramionami i przechodziliśmy nad nimi do porządku dziennego.

A co z bezpieczeństwem?

Jeszcze przed rozpoczęciem pakistańskiej przygody, część bliskich nam osób wyrażała swoje wątpliwości, czy wyjazd do tego zakątka świata ma sens. W końcu nasze MSZ przestrzega przed podróżowaniem do Pakistanu, a ogólny przekaz medialny na temat tego państwa jest bardzo negatywny. I jasne, gdyby opierać swój osąd tylko na tym, to faktycznie lepiej by było zostać w domu. Ale my o Pakistanie wiedzieliśmy sporo od samej Gosi, która mieszka tam od pewnego czasu. I powiedzmy sobie szczerze, ma się dobrze. Co więcej, wraz z Tuk Tuk Tours zrealizowała już sporo wycieczek, więc i doświadczenie w tej materii miała odpowiednie.

Z naszej perspektywy, przez te dwa tygodnie nie mieliśmy ani jednej sytuacji, która jakkolwiek wzbudziłaby nasze obawy w kwestii bezpieczeństwa. Jasne, nasza grupa była kontrolowana przez wojsko/policję na check postach. Ale poza faktem, iż było to upierdliwe, niczego w naszej podróży nie zmieniało. Pakistańczykom na turystach zależy, dlatego robią co w ich mocy, żeby gościom z zagranicy włos z głowy nie spadł. Oczywiście są regiony Pakistanu, do których się nie podróżuje, ze względu na niestabilną sytuację. Ale miejsca te nie są obierane za cel przez agencje czy biura turystyczne.

Co warto wiedzieć przed pierwszą podróżą do Pakistanu?

Poniżej znajdziecie zbiór praktycznych informacji, które mogą Wam się przydać w trakcie planowania wyjazdu do Pakistanu. Podzieliliśmy je tematycznie, żeby łatwiej było się połapać.

Przed opuszczeniem Polski

  • Żeby udać się do Pakistanu, potrzebna jest wiza. Wnioskujecie o nią przez internet. Aby ją otrzymać niezbędne jest posiadanie zaproszenia od lokalnej agencji turystycznej oraz meldunku w hotelu (oba dokumentu załącza się wraz ze zdjęciem facjaty we wniosku wizowym) oraz uiszczenie opłaty w wysokości 35 $. Wizę „on arrival” otrzymacie po przylocie, na lotnisku.
  • W Pakistanie obowiązującą walutą są rupie. 100 Rs to ok 1.4-1,5 zł. Niestety nasze karty (w tym Revolut) nie współpracują z tamtejszymi bankomatami (ale w terminalach płacić się da). Więc aby dysponować gotówką najlepiej wziąć z Polski dolary (ale tylko te nowe, „niebieskie”, z holograficznym paskiem) lub funty i wymienić je w kantorze.
  • Warto przed podróżą do Pakistanu zacząć brać probiotyki, by choć odrobinę zminimalizować możliwość silnych problemów ze strony układu pokarmowego. W tej części świata flora bakteryjna jest inna niż w Europie i nasze organizmy mogą reagować różnie. My zaczęliśmy łykać probiotyki na miesiąc przed podróżą, a także zażywaliśmy je przez cały pobyt. I w sumie żadne z nas nie miało poważniejszych problemów.

Na miejscu

  • Ceny w Pakistanie są dość przystępne dla polskiego portfela. W szczególności, jeżeli chodzi o ceny jedzenia w knajpach czy sklepach. Pamiątki raczej też są relatywnie tanie (oczywiście sporo zależy od tego, co chcecie kupić).
  • Standard noclegów jest bardzo różny. Ale raczej trzeba być przygotowanym na to, iż w każdym, kolejnym hotelu coś nie będzie działać. Codziennie rano, przy śniadaniu, dzieliliśmy się w naszej grupie spostrzeżeniami, co u kogo się popsuło. A to nie działała spłuczka, a to klimatyzacja, a to komuś z kranu lała się brunatna woda itd. Do tego Pakistańczycy mają dość luźne podejście do sprzątania i zachowania czystości. Dlatego czasami wejście do hotelowej łazienki wymagało dużego samozaparcia.
  • Trasa naszej wycieczki obejmowała sporo miejsc powyżej 3000 m n.p.m. Warto to mieć na względzie. W szczególności w kontekście własnego zdrowia. Bowiem już od tej wysokości u części osób mogą pojawiać się pierwsze objawy choroby wysokościowej. Sami również jej doświadczyliśmy na Fairy Meadows. Na szczęście w łagodnej formie, nad którą gwałtownie zapanowaliśmy lekami. Do końca wyjazdu, i to mimo wdrapywania się na 5000 m n.p.m., nie odczuliśmy problemów związanych z przebywaniem na wysokości.
  • Jedzenie jest dość monotonne, choć smaczne. Ryż, kurczak, dhal, duszone warzywa, dużo gram masali, ciapati. Wegetarianie często mają dużo mniejszy wybór dań. A i zdarzały się sytuacje, iż w potrawie, która z zasady powinna być wege… pływały sobie kawałki kurczaka.
  • W Pakistanie można spokojnie dogadać się po angielsku. Aczkolwiek śmialiśmy się, iż mówi się tam w „pakistanglish”. Zrozumienie rozmówcy czasami było sporym wyzwaniem. Ale po osłuchaniu się z ich wymową było nieco lepiej.

Co warto przywieźć z Pakistanu?

  • W naszych bagażach znalazło się dużo zielonej herbaty. Ta z Pakistanu naprawdę bardzo nam smakowało. Zostaliśmy fanami herbaty marki Tapal (ta o smaku mango czy brzoskwini jest rewelacyjna). Oprócz tego dostaliśmy też górską herbatę, powstałą z ziół rosnących w Karakorum, zrobioną przez naszego przewodnika.
  • Będąc w regionie Hunza warto zaopatrzyć się w suszone owoce. W szczególności w morele, z którego ten zakątek Pakistanu słynie. Ale spokojnie zakupicie tu też inne owocki, jak morwa, wiśnie, rodzynki itd. Stamtąd przywieźliśmy też słoiki dżemów.
  • Przekąski z masalą – nam smak tej przyprawy pasuje, więc będąc w Pakistanie jedliśmy np. Lays Masala i bardzo nam smakowały. Ale do Polski zabraliśmy bardziej lokalne produkty. Poza tym paczki chipsów nie przetrwałyby lotu w walizce.
  • Przyprawy, takie jaka masala czy szafran.
  • Pamiątki dla naszych rodziców – dla teściowej figurka konia (bo je kolekcjonuje), a dla Rudych Rodziców figurka markura śruborogiego – jednego z symboli Pakistanu (w szczególności tego północnego).
  • Ubrania – w szczególności zdobione tuniki w etniczne wzory. Sama zakupiłam tunikę i spodnie. Dziewczyny z naszej ekipy zdecydowały się też na kaszmirowe szale.

Post Dwa tygodnie pakistańskiej przygody z TukTuk Tours pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

Idź do oryginalnego materiału