DWA LATTE.
Dobry wieczór, Pani Tamaro! Jak zwykle dwa latte? zapytałam z uśmiechem, badając zmarszczkami pokrytą, ale wciąż pełną uroku twarz spóźnionej klientki.
Dzień dobry, Lizo! Tak, jak zawsze, dwa latte. I proszę, zechciej uraczyć staruszkę jeszcze drożdżówką.
Tamara z trudem oparła laskę o krzesło, tłumiąc grymas bólu, i usiadła przy oknie.
Wszyscy się martwiliśmy, co mogło Panią zatrzymać? Nie do wiary, żeby Pani zapomniała, jaki dziś dzień. Wybiegłam choćby na ulicę, by Panią szukać powiedziałam, rzucając dyspozycję nowej kelnerce.
Moje dziecko! To, o czym myślicie, kiedyś na pewno się zdarzy, ale nie dziś. Spokojnie, rzecz wyjaśniona rano poszłam po emeryturę, a bankomat pożarł mi kartę. Musiałam iść do banku po nową, a tam kolejka. Chyba wszystkie babcie z dzielnicy postanowiły dziś dokonywać wielkich transakcji! żartowała, choć widać było, jak jest zmęczona.
Jej dłonie, zawsze w czarnych koronkowych rękawiczkach, drżały, a usta lekko opadły. Czas nikogo nie oszczędza…
Pracuję jako menedżerka w małej kawiarni w sercu Krakowa. To miasto, pełne ludzkich sekretów, skrywa wiele opowieści.
Zaczęłam tu jako nastolatka chciałam zarobić mamie na nowy telefon. Najpierw zmywałam podłogi, potem zostałam kelnerką. Teraz studiuję psychologię zaocznie, a kawiarnia to moje życiowe laboratorium. Obserwowanie ludzi to moja pasja młodzież, zakochani, starsze panie z eleganckimi dżentelmenami, matki z rozbrykanymi dziećmi…
Wśród gości była niezwykła para Tamara i Bogdan. Przychodzili co sobotę, bez względu na pogodę. On dostojny, siwowłosy, ona wciąż zadbana, pełna życia.
Zmarzłaś, uparta duszo? Mówiłem, żebyś wzięła parasol! Nogi mnie bolały od wieczora, a ty: Nie będzie deszczu. I kto miał rację? pytał Bogdan, patrząc, jak Tamara z gracją sączy kawę.
Nic mi nie będzie. Cukier się rozpuści, ja nie odparowała.
Zapomniałaś, jak jesienią przemoczyłaś nogi i męczył cię miesiąc bronchit? Trzeba być rozsądną w naszym wieku!
Och, przestań gderać. Zamów mi jeszcze drożdżówkę z cynamonem są tu wyborne!
Bogdan uśmiechał się, patrząc, jak zamyka oczy, delektując się każdym kęsem.
Podziwiam twój apetyt. Po ostatniej operacji ledwo coś przełknę.
Rok temu Bogdana zabrakło. Ale Tamara wciąż przychodzi zamawia dwa latte, wypija jedno. Drugie stoi nietknięte. Siedzi przy oknie, miesza cukier, patrzy w dal. Czasem płacze. Nie przeszkadzam niech sobie wspomina.
Któregoś dnia opowiedziała mi ich historię.
Poznali się w bibliotece. Ona spadła z drabiny, on podniósł ją i tak się zaczęło.
Pobraliśmy się po trzech miesiącach. Wiedziałam, iż to ten jedyny. Nigdy nie żałowałam. Gdy byłam chora, sam zakładał mi skarpety i przynosił herbatę z malinami. Brakuje mi go, Lizo. Słyszę jego kroki, stuk laski… Straciłam połowę siebie. Ale wierzę, iż się spotkamy. Tymczasem… trzeba żyć.
Właścicielka często chciała jej darować rachunek, ale Tamara zawsze odmawiała.
Za wszystko w życiu trzeba zapłacić.
Teraz, opłaciwszy zamówienie, wyszła powoli, podpierając się laską. Patrzę za nią i płaczę. Chcę mieć taką wiarę jak ona. Postanowiłam ją lepiej poznać dowiedzieć się, skąd czerpie nadzieję.
Na stoliku zostały dwie filiżanki jedna pusta, druga pełna.
Dopóki są tacy ludzie, chce się żyć. I kochać. Mimo wszystko. Kochać