Duch w Cieniu

newsempire24.com 5 dni temu

**Duch**

Wracając od rodziców, Krzysztof czuł ciężar dnia. Latem mieszkali na wsi, w starym domu, który pochłaniał czas i siły. W weekendy pomagał ojcu w drobnych naprawach. Ostatnio serce ojca szwankowało, więc Krzysztof starał się przejąć cięższe prace.

Tego dnia naprawił płot, nosił wodę ze studni – najpierw do podlania ogrodu, potem do łaźni. Pojechał z matką do sklepu. Po kolacji zaczął się zbierać do domu.

– Gdzie tak późno? Zostań, rano pojedziesz – namawiała matka.

Ale Krzysztof obiecał Jolancie, iż wróci. Gdy już wsiadał do samochodu, zadzwonił do niej. Ona też radziła zostać do rana.

– Co, nie tęsknisz? – udał, iż się obraził.

– Tęsknię, bardzo. Czekam – roześmiała się żona.

– To już jadę – odparł z udaną energią.

Słońce dawno zaszło, zapadły chłodne zmierzchy. Na drodze było pusto. Za kierownicą Krzysztof poczuł zmęczenie. Późne samochody mijały go, oślepiając światłami. Gdy już wjeżdżał do miasta, na moment zamknął oczy…

– Jolka, jestem! – krzyknął z progu.

Żona nie odpowiedziała. Zajrzał do kuchni. Stała przy kuchence, mieszając coś na patelni, nucąc pod nosem piosenkę. „Hej, sokoły…” – rozpoznał. Zapach smażonego schabowego wypełniał powietrze. Krzysztof poczuł ulgę, jakby dopiero się obudził. Nie pamiętał drogi do domu – jakby przeskoczył w czasie lub spał.

– Jolka? – powtórzył.

Ale żona nie zareagowała.

„Zawsze w słuchawkach” – pomyślał, ale jej uszy były puste.

– Stęskniłem się i zgłodniałem – szepnął jej do ucha.

Zamarła na sekundę, nasłuchując czegoś.

– No wreszcie! – ucieszył się. – Myślałem, iż ogłuchłaś.

Wtedy Jolanta przykryła patelnię, zgasiła gaz i gwałtownie się odwróciła. Krzysztof ledwo uskoczył.

– Co się dzieje? Nie widzisz mnie? Jestem tutaj! – zawołał.

Stał obok, a ona zachowywała się, jakby go nie było. Nagle zadzwonił jej telefon. Przeszła obok niego, omal nie dotykając. Poczuł powiew powietrza na twarzy.

Zajrzał przez jej ramię. Nieznany numer. Z wahaniem odebrała.

– Tak, to ja… Co? To pomyłka… – Telefon wypadł jej z ręki. Oparła się o sofę, zakryła twarz i wybuchnęła płaczem.

– Jolka, co się stało? Z tatą? Serce? – Ale ona nie reagowała.

Przyklęknął, chciał odsunąć jej dłonie, ale jego palce przeszły przez nie jak przez mgłę. Zerwał się, patrząc na swoje dłonie ze zgrozą. Jolanta odsłoniła twarz, spojrzała przed siebie załzawionymi oczami.

– Krzyś? – szepnęła.

– Jestem tu – odparł, uradowany, iż go dostrzegła.

Lecz jej wzrok prześlizgnął się po nim i znów błądził po pokoju. Nie widziała go.

– To niemożliwe – jęknęła. – Krzyś…

Sięgnęła po telefon, dłonie jej drżały.

– Teraz, zaraz… – Przycisnęła aparat do ucha.

Krzysztof sięgnął do kieszeni. Telefonu nie było. „Zostawiłem w samochodzie”.

– Pani Anno, dzwoniła policja… – Jolanta wstrzymała oddech. – Krzyś miał wypadek pod miastem… Nie żyje…

„To o mnie? Ja nie żyję?” – Nie czuł strachu, tylko zdumienie.

– Jak ja teraz żyć będę? – szlochała Jolanta.

Chciał ją dotknąć, ale ręka zawisła w powietrzu. Nagle znalazł się w zimnym pomieszczeniu z kaflowymi ścianami. Na stole leżało ciało – jego własne, z rozbitą twarzą. Matka płakała, ojciec ją podtrzymywał. Jolanta stała z boku, blada.

Wyszli z kostomatu. Rodzice wsiedli do taksówki, Jolanta została.

– Jurek, pomyślałam… Mieszkanie pomogliśmy kupić Krysiowi. Jolanta choćby nie jest zameldowana. Niech wróci do matki – szepnęła matka.

– Co ty mówisz? – oburzył się ojciec.

– Mamy jeszcze Pawła. A Jolanta… Gdyby mieli dziecko…

– Mamo – pokiwał głową Krzysztof. – Nie spodziewałem się tego.

Wrócił do Jolanty. Szła wolno do domu, potem godzinami wpatrywała się w ścianę. Schabowy zastygł na patelni.

– Otwórz niebieską teczkę. Jest tam polisa na pół miliona złotych… – próbował jej przekazać.

Jolanta podeszła do szafy, wyjęła teczkę, ale jej nie otworzyła.

„Gdybyśmy mieli dziecko…” – szlochała.

– Kto mógł wiedzieć, kochanie? – szeptał, aż zasnęła.

Na pogrzebie słyszał słowa współczucia, ale nie czuł związku z ciałem w trumnie. Jolanta spojrzała w jego stronę – na moment miał wrażenie, iż go widzi.

Gdy odchodziła ostatnia, coś zatrzymało go przy grobie. W powietrzu zabłysło światło, ciągnąc go ku sobie.

Poczuł lekkość. Wiedział, iż tam będzie lepiej. Miłość, którą zabierał, była niczym wobec tej, która go wzywała.

*Zrozumiałem wtedy, iż śmierć to nie koniec, tylko przejście. A najciężej zostawia się tych, którzy zostają.*

Idź do oryginalnego materiału