„Żart”
– Małgosia, będziesz już? Karina z Dominikiem zaraz przyjdą – niecierpliwie powiedział Marek, zaglądając do sypialni.
– Zaraz. Chwilę – odpowiedziała Małgorzata, nie odrywając wzroku od lustra w drzwiach szafy.
Przeciągnęła szminką po ustach, potrząsnęła głową, lekko burząc idealnie ułożone włosy, poprawiła kołnierz sukienki i dopiero wtedy odwróciła się do męża.
– Gotowa – uśmiechnęła się do niego.
– O rany! Jesteś taka piękna – Marek podszedł i przyciągnął ją do siebie.
– Ostrożnie, szminka – Małgorzata odsunęła głowę od jego klatki piersiowej, spojrzała na niego czule, z lekkim figlarnym błyskiem w oku.
– Gosiu… – zaczął Marek nagle ochrypłym głosem, ale w tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. – No proszę. – Rozczarowany rozluźnił uścisk, westchnął i poszedł otworzyć.
Małgorzata jeszcze raz spojrzała w lustro, poprawiła sukienkę i ruszyła za Markiem.
W przedpokoju już rozbawiony Dominik trzymał ogromny bukiet róż. Obok stała jego żona, Karina, z prezentową torbą w ręce.
– Gdzie solenizantka? Dlaczego nie wita gości? – hałasował Dominik, szeleszcząc opakowaniem. Zobaczył Małgorzatę i zrobił krok w jej stronę. – No nareszcie! Małgosiu, jak zawsze zachwycająca. Marek, uważaj, bo ci odbiję. Gosia, daj buziaka. – Głośno cmoknął ją w policzek i dopiero potem wręczył kwiaty. – Życzę ci…
– Ej, rozbieraj się, a toasty zostaw na stół – wtrącił Marek.
– Marku, podaj kapcie, ja postawię kwiaty – powiedziała Małgorzata i poszła do kuchni.
W mieszkaniu zrobiło się od razu gwarno i ciasno. Dominik pocierał ręce przed zastawionym na środku pokoju stołem.
– Gosiu, ty czarodziejko. Co za uczta! Zaraz się śliną zachłysnę – jęknął dramatycznie.
– Będziesz musiał jeszcze chwilę poczekać – odparła Małgorzata, wnosząc wazon z różami. Postawiła bukiet na stół pod oknem.
– Żart – szepnęła ledwo słyszalnie Karina, przewracając piękne, migdałowe oczy.
Małgorzata podeszła i położyła dłoń na jej ramieniu, jakby chciała uspokoić. W tej chwili znów zadzwonili do drzwi, i poszła powitać nowych gości.
– To Ola, a to moja siostra Małgorzata – przedstawił chłopak dziewczyny i podał Małgorzacie kwiaty.
– Miło cię poznać – uśmiechnęła się Małgorzata. Ola ledwie skinęła głową. – Przepraszam, nie mam już kapci.
– Nic nie szkodzi, ja Olci swoje oddam – powiedział brat.
Małgorzata spojrzała na niego zdziwiona. Jej wzrok mówił: *„Co wy w ogóle widzicie w sobie?”*
– Zapraszaj do stołu, siostrzyczko – powiedział, ignorując jej spojrzenie.
Weszli do pokoju.
– Mojego brata wszyscy znacie, a to Ola, jego nowa dziewczyna – przedstawiła Małgorzata. – Resztę sam, szepnęła bratu i poszła z kwiatami do kuchni.
Nie mieli już drugiego wazonu, więc Małgorzata wstawiła bukiet do litrowego słoika i zostawiła na kuchennym blacie.
Gdy wróciła, goście już zasiedli. Marek wskazał jej miejsce na czele stołu. Usiadła i ze zdziwieniem zauważyła, iż Dominik i Karina zajęli miejsca po przeciwnych stronach.
Marek już rozlewał koniak mężczyznom i wino kobietom. Ola siedziała wyprostowana, zimna i obojętna. Brat nakładał jej sałatkę. choćby tego nie zauważyła.
*„No proszę, jaka wyrachowana. Zupełnie jakby połknęła kij…”* Myśli Małgorzaty przerwał Marek. Zaczął wygłaszać toast, stojąc z kieliszkiem w dłoni i patrząc na żonę z czułością.
Wszyscy ucichli. Potem rozległ się dźwięk kieliszków, zastąpiły go brzęki sztućców…
Małgorzata spojrzała po obecnych. Dominik jadł hałaśliwie, chwaląc jej gotowanie i zerkał na Karinę. Ta wpatrywała się w talerz, ignorując spojrzenia męża. Ola powoli przeżuwała, nie patrząc na nikogo. Brat coś szeptał jej do ucha. Marek pilnował, by nikt nie miał pustego kieliszka. *„Widzisz, wszystko gra, a ty się martwiłaś…”* – mówił jego wzrok.
Małgorzata odprężyła się. Gdy goście zaspokoili głód i rozgrzali się trunkami, Marek przyniósł z sypialni gitarę. Kilka minut stroił, a potem zagrał: *„Jesteś moją jedyną…”* Miał przyjemny, aksamitny głos, śpiewał pięknie, z uczuciem. I wszyscy wiedzieli, iż śpiewa dla żony.
Małgorzata wsłuchiwała się, lekko kołysząc się na krześle, potem zaczęła mu wtórować. Wyszło im harmonijnie. Gdy skończyli, przez chwilę panowała cisza, a potem posypały się propozycje kolejnych utworów.
Marek zagrał kilka akordów i zaczął znaną piosenkę zespołu Dżem – ulubioną Małgorzaty.
W połowie utworu Karina wstała od stołu i wyszła do kuchni, zamykając za sobą drzwi.
– Śpiewasz jak anioł, Marku. Za to trzeba wypić – powiedział Dominik, gdy piosenka dobiegła końca.
– Przyniosę gorące – szepnęła Małgorzata mężowi i też wyszła.
Karina stała przy otwartym oknie i paliła.
– Co się stało? – zapytała Małgorzata, stając obok.
Karina wypuściła strumień dymu. Papieros w jej smukłych palcach drżał. Popiół spadł na parapet. Przeciągnęła po nim dłonią, tylko rozmazując ślad.
– Przecież zawsze lubiłaś, jak Marek śpiewa. Czemu wyszłaś? – znów zapytała Małgorzata.
– Lubię i teraz – odparła Karina, zerkaKarina odwróciła się, spojrzała Małgorzacie prosto w oczy i powiedziała cicho: „Wiesz co? Już za późno, żeby cokolwiek naprawić, ale dziękuję, iż próbowałaś.”