Drzwi, które już nie otworzę

newsempire24.com 3 dni temu

**Dzisiaj nie otworzę drzwi**

„Mamo, otwórz! Proszę cię!” – pięści mojego syna tłukły w metalowe drzwi z taką siłą, iż aż dźwięczały zawiasy. „Wiem, iż jesteś w domu! Samochód stoi na podwórku, więc nigdzie nie wyjechałaś!”

Halina Kowalska siedziała w fotelu tyłem do drzwi, kurczowo ściskając filiżankę z ostudzoną herbatą. Dłonie drżały jej tak mocno, iż porcelana dzwoniła o spodek.

„Mamo, co się dzieje?” – głos Wojtka brzmiał coraz bardziej zdesperowany. „Sąsiedzi mówią, iż od tygodnia nikogo nie wpuszczasz! choćby Kasi nie wpuściłaś!”

Gdy wspomniał o synowej, Halina mimowolnie zrobiła grymas. Kasia. Jego ukochana Kasia, dla której był gotów na wszystko. choćby na to, co wydarzyło się w zeszły czwartek.

„Mamo, wezwę ślusarza!” – zagroził Wojtek. „Wytniemy zamek!”

„Nie waż się!” – krzyknęła w końcu Halina, nie odwracając się. „Nie możesz mnie dotykać!”

„Mamo, ale dlaczego? Co się stało? Porozmawiaj ze mną!”

Halina zamknęła oczy, próbując zebrać myśli. Jak wytłumaczyć synowi to, co usłyszała? Jak powiedzieć mu o rozmowie, którą przypadkiem podsłuchała w szpitalnym korytarzu?

„Mamo, proszę” – głos Wojtka stał się cichszy, z błaganiem. „Martwię się o ciebie. Kasia też się martwi.”

Kasia się martwi. Oczywiście. Pewnie boi się, iż jej plany się rozsypią.

„Idź sobie, Wojtek. Idź i nie wracaj.”

„Mamo, jesteś chora? Masz gorączkę? Wezwę lekarza.”

„Nie potrzebuję lekarza. Potrzebuję, żebyś mnie zostawił w spokoju.”

Halina wstała i podeszła do okna. Na podwórku stał Wojtek, rozmawiając przez telefon. Pewnie dzwonił do swojej Kasi, opowiadał, iż matka znowu kaprysi.

Syn podniósł głowę i zobaczył ją w oknie. Pomachał ręką, pokazując, iż wraca do niej. Halina odeszła od okna i wróciła do fotela.

Po chwili znowu rozległo się pukanie.

„Mamo, to ja z Kasią. Otwórz, proszę.”

Halina zacięła zęby. Więc przyprowadził ją. Swoją żonę, która tak troskliwie planowała przyszłość.

„Halino Kowalska” – dobiegł ją łagodny głos synowej. „To Kasia. Proszę otwórz. Wojtek bardzo się martwi.”

Jaka aktorka. choćby głos zmienia, gdy trzeba.

„Przynieśliśmy ci zakupy” – ciągnęła Kasia. „Mleko, chleb, twoje ulubione pierniczki.”

Pierniczki. Halina gorzko się uśmiechnęła. Miesiąc temu Kasia dowiedziała się, iż teściowa lubi pierniczki z makiem, i teraz stale je kupowała. Taka troskliwa.

„Halino Kowalska, powiedz chociaż coś” – w głosie Kasi zabrzmiał niepokój. „Boisz się o nas.”

„Boicie się” – powtórzyła Halina, ale tak cicho, iż za drzwiami nie usłyszeli.

„Mamo, nie ruszę się stąd, aż nie otworiesz!” – oświadczył Wojtek. „Będę stał całą noc!”

Halina wiedziała, iż syn nie żartuje. Zawsze był uparty. jeżeli coś postanowił, doprowadzał do końca.

„Dobrze” – powiedziała w końcu. „Ale tylko ty. Sam.”

„Co?” – nie zrozumiał Wojtek.

„Kasia niech idzie do domu. Porozmawiam tylko z tobą.”

Halina usłyszała, jak szeptają między sobą.

„Mamo, ale dlaczego? Kasia też się martwi.”

„Bo ja tak mówię. Albo ty sam, albo nikt.”

Znowu szept, potem głos Kasi:

„Dobrze, Halino Kowalska. Pójdę. Wojtek, zadzwoń, jak się wszystko wyjaśni.”

Halina czekała, aż kroki Kasi ucichną na schodach, po czym powoli otworzyła drzwi.

Wojtek wpadł do mieszkania jak wicher, od razu przytulił matkę i zaczął ją oglądać.

„Mamo, schudłaś! I jakaś blada! Co się stało? Chorowałaś?”

„Nie chorowałam” – Halina wyswobodziła się z uścisku i poszła do kuchni. „Herbatę chcesz?”

„Tak” – Wojtek usiadł przy stole, wpatrując się w matkę. „Mów, co się dzieje. Dlaczego siedzisz tygodniami w domu? Dlaczego nie otwierasz drzwi?”

Halina postawiła czajnik na gazie i odwróciła się do syna.

„Po co mam otwierać? Kogo dobrego miałabym się spodziewać?”

„Mamo, co za dobre? Przecie nie możesz tak siedzieć. Musisz do sklepu, do lekarza…”

„Do sklepu chodzi sąsiadka Ela. Zostawiam listę, daję pieniędzy. A do lekarza nie pójdę.”

„Dlaczego nie?”

Halina nalała wrzątku do kubków i wsypała cukier.

„Bo ostatnio usłyszałam tam coś, czego wolałabym nie słyszeć.”

Wojtek zmarszczył brwi.

„Co usłyszałaś?”

„Swoją synową. Rozmawiała przez telefon z koleżanką. Myślała, iż mnie nie ma.”

„I co mówiła?”

Halina usiadła naprzeciw syna i długo patrzyła mu w oczy. Takie znajome oczy – zupełnie jak u nieżyjącego już męża. Dobre, uczciwe. Czy ten człowiek byłby zdolny na coś takiego?

„Mówiła o tym, jak sprzedadzą moje mieszkanie. Jak wpakują mnie do domu opieki. Jak przHalina spojrzała w oczy syna i powiedziała cicho: „Wiesz, Wojtku, od dziś nauczę się żyć tak, by już nigdy nie bać się własnych drzwi.”

Idź do oryginalnego materiału